poniedziałek, 15 lutego 2016

Rozdział 4 - Kłopoty to stworzonka stadne.

Pandemonium nie zmieniło się ani trochę, odkąd rudowłosa była tam po raz ostatni. Nadal było tłoczno, głośno i dość ciemno, bo jedyne oświetlenie, nie licząc lamp nad barem, stanowiły kolorowe światła, tańczące po parkiecie i ścianach.

Nagle Clary zalała olbrzymia fala wspomnień związanych z tym miejscem. Jej szesnaste urodziny, pierwsze spotkanie z Jace'em, Alec'iem i Isabelle... chaos jaki zapanował potem w jej życiu. Potrząsnęła głową, gdy jej myśli zaczęły zbaczać na te tory. Tym razem nie przyszła tu, żeby się bawić, tylko żeby polować. I owszem, dla Izzy i Jace'a zabijanie demonów było rozrywką, ale dla niej i Simona nie bardzo. Zabijanie demonów kojarzyło jej się z porwaniem matki i walką o przetrwanie, a raczej ciężko z któregokolwiek z nich czerpać frajdę. Za jakiś czas to z pewnością ulegnie to zmianie, ale póki co było w niej jeszcze zbyt wiele z Przyziemnej. Nawyki Nocnych Łowców przychodzą z czasem.

-Przynieść ci drinka?- Jace musiał wręcz krzyczeć jej do ucha, żeby Clary cokolwiek usłyszała. Muzyka była tak głośna, że stapiała się w jedno z biciem serca.

-Myślałam, że mieliśmy polować!- odwrzasnęła Clary. Chociaż wokół było pełno ludzi, nikt ich nie usłyszał, ani nie zwrócił na nich uwagi. Uroki runy niewidzialności.

Jace uśmiechnął się promiennie i znów się do niej odezwał. Wyłapała z jego wypowiedzi tyle, że czasami można - a nawet trzeba - połączyć pracę z zabawą oraz, że Izzy na pewno powiadomi ich, jak zauważy coś niepokojącego. Clary rozejrzała się. Faktycznie, nie widziała nigdzie w pobliżu Simona i czarnowłosej. A skoro oni już "wtopili się w tłum" to czemu by nie pójść ich śladem. Wzruszyła ramionami i pociągnęła Jace'a w stronę baru. W końcu byli już dorośli, nie?

Po drugiej stronie klubu Izzy i Simon zgodnie podpierali ściany, bo wszystkie miejsca siedzące były na ten moment zajęte. Muzyka była tu minimalnie cichsza niż na parkiecie, co pozwalało Isabelle na skupienie się na obserwacji otoczenia i jednoczesne słuchanie Simona, który dostał jakiegoś niepohamowanego słowotoku.   

-Clary zaciągnęła mnie do tego klubu w jej urodziny.- powiedział Simon, jakby dopiero teraz przypomniał sobie, że kiedyś już tutaj był.- Nadal nie wiem, co ją wtedy opętało.

Isabelle, pokręciła głową. Odkąd Simon odzyskał wspomnienia często miewał takie filozoficzne nastroje. Izzy to rozumiała i nie robiła mu wyrzutów, ale czasem ta melancholia bywała męcząca. Mimo to dała się wciągnąć w rozmowę o rudowłosej, bo czemu by nie.

-Młodość.- odparła Isabelle, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.- Każdy nastolatek musi się wyszaleć. Nie znałam Clary wcześniej, ale na początku naszej znajomości nie wydawała się zbyt imprezową osobą.

-Tsaa.- Simon przytaknął.- Clary bardzo się zmieniła, ostatnimi czasy. 

-Wszyscy się zmieniliśmy.- stwierdziła Izzy.

To była prawda. Wiele przeszli przez ostatnie miesiące i jeśli porównać ich grupkę sprzed powrotu Valentina oraz obecnie różnica była widoczna jak na dłoni. Alec w końcu wyszedł z szafy i zaakceptował siebie i swoje uczucia, przez co stał się również bardziej otwarty na innych, a Jace nauczył się odpowiedzialności i spokorniał (minimalnie). Simon przeszedł chyba najdłuższą drogę z nich wszystkich, co więcej nadal się zmieniał, próbując odnaleźć w sobie prawdziwego Nocnego Łowcę, którym Izzy wierzyła, że może się stać. Clary z nieśmiałej artystki stała się wspaniałą Nocną Łowczynią - zdolną do poświęceń, odważną i pewną siebie. Isabelle natomiast... 

Isabelle w końcu uwierzyła, że miłość istnieje naprawdę. 

Wiele stracili przez Morgensterna i jego syna, ale także wiele zyskali.

-Izzy, po lewej.

Delikatny dotyk dłoni Simona na ramieniu otrzeźwił ją. Spojrzała w miejsce, które jej wskazywał i dała sobie mentalnego kopa za tę chwilę nieuwagi. Niecałe dziesięć metrów od nich przy stoliku siedziała piękna dziewczyna o kruczoczarnych włosach przyozdobionych różowymi pasemkami. Była ubrana w spódniczkę mini i ciemny top i rozglądała się po tłumie, jakby zastanawiała się, za kogo powinna się zabrać.

-Brawo, Simon.- pochwaliła Izzy.

-Tak zgrabny kamuflaż, że po prostu nie dało się nie poznać.

-Już się tak nie chełp.- Wykręciła oczami. Jeszcze raz obrzuciła demonicę uważnym spojrzeniem.- Idę po Clary i Jace'a. Nie próbuj zgrywać bohatera i działać w pojedynkę, jasne?

-Jak słońce.- przytaknął.

Izzy nie wydawała się przekonana. Nie chciała jednak tracić jeszcze więcej czasu, rzuciła więc tylko krótkie: "Nie zgub jej" i sama zniknęła w tłumie.


----------


Jakimś cudem demonica musiała domyślić się, że jej rola z myśliwego zmieniła się w zwierzynę, bo krążąc pomiędzy ludźmi wyszła z Pandemonium i szybkim krokiem zaczęła oddalać się od klubu. Simon przez cały ten czas siedział jej na ogonie, a niedaleko za nim szli pozostali.

-Dokąd ona tak pędzi?- zapytała Clary. Byli na tyle daleko, że mogli sobie pozwolić na przyciszoną rozmowę.

-Może mnie rozpoznała i stwierdziła, że woli trzymać się z daleka.- zasugerował Jace.- To byłoby zupełnie zrozumiałe.

-A to było wyjątkowo słabe jak na ciebie.- wtrąciła Izzy.

Jace wzruszył ramionami.

-Chyba nie jestem dziś w formie.

Idąca przed Simonem demonica skręciła w jedną z bocznych uliczek, a Isabelle, Clary i Jace przyspieszyli, żeby go dogonić. Dalej szli już razem, stale zwiększając tempo, żeby nie stracić jej z oczu. Co rusz skręcała i wyglądało na to, że była jak najbardziej świadoma pościgu, ale nie starała się go zgubić.

-Coś jest nie tak.- wymamrotał pod nosem Jace, ale nie zdążył rozwinąć myśli, bo właśnie znaleźli się w ślepym zaułku.

Demonica zatrzymała się przodem do ściany budynku i powoli odwróciła w ich stronę. Jej oczy błyszczały czerwienią, paznokcie wydawały się równie ostre jak uśmiech, który wykwitł na jej twarzy.

-Coś cię bawi?- Izzy przymrużyła oczy.

-Wy.- odparła, rozbawionym tonem. Potem pstryknęła palcami i wokół Łowców pojawiło się z dziesięć innych postaci. Co więcej, tylko część z nich była demonami.

-Wampiry?- Simon rozejrzał się zdezorientowany.

-Co tu robią Dzieci Nocy? Obowiązują was przecież Przymierza.- przypomniał Jace, piorunując wzrokiem wysokiego wampira z ogoloną głową. Przez środek jego czaszki ciągnął się tatuaż z wężem, który zaczynał się na łuku brwiowym i znikał na karku za koszulą.

-Kogo obchodzą Przymierza.- prychnął wampir.

Wampirzyca z klubu rzuciła się w stronę Clary, a cała reszta postąpiła jej śladem.

-Mamy kłopoty?- zapytał Simon.

-Pff! Jakie to kłopoty!- zdążył jeszcze rzucić Jace, po czym rzucił się w wir walki.

Clary dobyła Hesperosa, odskoczyła na prawo, unikając pędzących na nią szponów i cięła mieczem szyję czarnowłosej demonicy z różowymi pasemkami. Poczuła lekki opór przy zderzeniu ostrza z jej kręgosłupem, ale poza tym miecz wszedł w nią bez problemu i głowa dziewczyny potoczyła się po ziemi. Chwilę później już jej nie było - wyparowała razem z resztą ciała.

Walka z demonami nie była trudna, a gdyby nie chlapiąca na około toksyczna krew, można by nawet pokusić się o stwierdzenie, że była dość przyjemna. Gorzej szło z wampirami, bo miały przewagę liczebną, a oni nie byli przygotowani na walkę z Dziećmi Nocy. Wampir z wężowym tatuażem wytrącił Izzy sztylet z dłoni i pchnął ją na ścianę, przyciskając do muru za rękę, na której miała bicz z elektrum.

-Heh, szkoda mi zabijać taką ślicznotkę.- powiedział, uśmiechając się obleśnie.- Może mały układzik, co? Ja pozwolę ci żyć, a ty w zamian przyjdziesz do mnie na małe co nieco.

Gdyby spojrzenia mogły zabijać, wampir już dawno uległby samozapłonowi. Najwyraźniej to i mina Isabelle wyrażająca skrajne obrzydzenie, udzieliły mu jasnej odpowiedzi, bo wzruszył ramionami i zacisnął dłoń na jej gardle. Izzy wyrywała się jak mogła, ale przestała, gdy wzrok zaczął jej się zamazywać.

Nagle wszystko ustało, a dziewczyna upadła na kolana łapczywie chwytając powietrze. Uniosła lekko głowę. Wampir, który ją dusił osłupiał z czystym szokiem wymalowanym na twarzy i serafickim nożem wbitym od tyłu w klatkę piersiową. Simon obrócił ostrze, a następnie wyrwał je z ciała wampira, który w tej sekundzie runął na ziemię.

Simon odetchnął głęboko, jakby całą walkę wstrzymywał oddech.

-Wszystko w porządku?- zapytał, kucając przed czarnowłosą.

Isabelle spiorunowała go wzrokiem, ale gdy chciała się odezwać z jej ust wydobył się tylko niezbyt przyjemny dla ucha charkot.

Przed chwilą prawie zmiażdżono mi tchawicę, ale tak, Simonie, wszystko w porządku., zdawały się mówić jej oczy. Simon poczuł jak oblewa go zimny pot. Nawet w takiej chwili Izzy potrafiła być przerażająca.

Clary dopadła do nich w następnej chwili i zaczęła rysować runy na szyi Isabelle. Jace również się pojawił, zdecydowanie najbardziej zadrapany i zalany krwią z nich wszystkich, ale żywy.

-Są jeszcze jakieś poważniejsze uszkodzenia, poza gardłem Izzy i moim wybitym ramieniem?- zapytał, z blond lokami przylepionymi do czoła.

-Wybitym ramieniem?- powtórzył za nim Simon. Dopiero teraz zobaczył, że Jace zaciska palce nad łokciem drugiej ręki, zwisającej bezwładnie wzdłuż jego boku.

-Uderzyłem w ścianę. Dość mocno.- wyjaśnił, jako odpowiedź na ich pytające spojrzenia.

-Wracamy do Instytutu.- wycharczała Isabelle. Siniak w kształcie dłoni na jej szyi zaczął już blednąć, ale nadal miała problemy z krtanią.

-Otworzę bramę.- zaproponowała Clary i zabrała się do roboty.
______________________
Bella: Kłótnia między Nocnymi Łowcami a wampirami.
Will: To nie była kłótnia, oni się lali po pyskach >.>
Bella: No, wiesz o co mi chodzi...
Will: Nie, nie wiem xD
Bella: A, nieważne -,-

3 komentarze:

  1. Kocham te wasze rozmowy 😍😂
    Dobra co do rozdziału... Super, było bum,bum,srum i ramię się wybiło. Chyba jestem rąbnięta...
    Weny życzę i czekam na nexta
    Pozdrawiam RosalieIris 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam zajrzeć na Mały dodatek. Tam też znajdują się nasze konwersacje.

      Usuń
  2. Wow, jestem pod wrażeniem! Świetny blog! Zapraszam do mnie:
    http://mademoiselleeee.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń