niedziela, 31 stycznia 2016

Prolog


Clary w skupieniu przeciągała ołówkiem po kartce, stopniowo przelewając na papier wszystkie pomysły, które rodziły się w jej umyśle przez ostatnie miesiące. Od dawna nie miała czasu spokojnie posiedzieć w swoim pokoju ze szkicownikiem. Porysować, pomyśleć.

Trening na Nocnego Łowcę zaczęła już dawno, jednak z wiadomych przyczyn nie ukończyła go. Czuła, że po tym wszystkim, co przeszła jest bardziej doświadczona w tym zawodzie niż jakikolwiek nefilim po dwudziestu latach praktyki. A mimo to dopiero w zeszłym tygodniu udało jej się oficjalnie zakończyć trening i stać się pełnoprawną Nocną Łowczynią. W odróżnieniu od Simona, który chociaż odzyskał już zabrane przez Asmodeusza wspomnienia, wciąż miał przed sobą długą drogę do przejścia. Clary wspierała go jak mogła, ale trzeba przyznać, że Isabelle radziła sobie z tym równie dobrze. 

Clary słyszała niedawno od Maryse, że Clave planuje niedługo wznowić działalność Akademii dla Nocnych Łowców w Idrysie. Jeśli dobrze zrozumiała, to miało to być coś na kształt szkoły z internatem dla Nefilim, uczący głównie walki, historii Nocnych Łowców i wszystkiego co związane z zabijaniem demonów. Simon był zainteresowany zapisaniem się, ale zapowiadało się na to, że Akademia nie zostanie otwarta jeszcze przynajmniej przez następne dwa lata. Clary nie miała pojęcia dlaczego tak późno, a Maryse powiedział im tylko, że Rada i Konsul mają teraz ważniejsze sprawy do rozpatrzenia.

Mimo wszystko, Clary wzięła na siebie część treningu Simona i spędzali sporo czasu na ćwiczeniu rysowania run, wspominając przy tym stare czasy. Chociaż nigdy nie wątpiła w jego możliwości, to i tak była przerażona, gdy Clave - w ramach wyjątku - pozwoliło mu na wcześniejsze przejście próby i napicie się z Kielicha. Słyszała, że wielu Przyziemnych umiera w trakcie przemiany, zwłaszcza bez odpowiedniego przygotowania, ale Simon uparł się, że chce odzyskać wspomnienia jak najszybciej.

Jakby nowych obowiązków było mało, Jace uparł się, żeby ich ślub miał miejsce już tego lata. Czyli Izzy, która podjęła się przygotowania tej uroczystości, miała pełne ręce roboty. Nie da się zaplanować ślubu i wesela w jedno popołudnie i Lightwood co rusz przychodziła do Clary z nowymi projektami ozdób, wystroju i sukni. Miała sto pomysłów na minutę, a w dodatku co chwilę zmieniała zdanie. Clary już dawno przestała za nią nadążać - Jace chyba nawet nie próbował - i efektu końcowego nie sposób było przewidzieć. Była pewna jedynie tego, że zostanie powalona na kolana.

Clary westchnęła z rozmarzeniem. 

Clarissa Adele Herondale. 

Na początku niezbyt podobało jej się brzmienie nowego nazwiska, ale im częściej powtarzała je w myślach, tym lepsze się wydawało. W końcu to było nazwisko Jace'a. Jego prawdziwe nazwisko.

Jace jakby usłyszał, że o nim wspomina, bo właśnie ten moment wybrał sobie na wślizgnięcie się do pokoju. Cicho niczym duch stanął za plecami swojej narzeczonej i pochylił się nad jej ramieniem. Myślał, że go nie zauważyła. Nie mógł się bardziej mylić. Treningi jednak nie poszły na marne, bo Clary przestała rysować i nie odwracając się dźgnęła go ołówkiem między żebra.

-Au!- jęknął, odskakując do tyłu.- A to za co?- zapytał z udawaną pretensją.

-Za skradanie się do mnie.- odpowiedziała, uśmiechając się psotnie.

Jace pokręcił głową.

-Kto by pomyślał, że wykorzystasz to, czego cię nauczyłem przeciwko mnie.

Clary pokazała mu język i wróciła do rysowania. Jace chyba pojął, że jego miłość - choć wręcz tryska dobrym humorem - pragnie samotności, więc poszedł do kuchni, żeby zaparzyć herbatę, którą następnie postawił Clary tuż przed nosem. Uśmiechnęła się z wdzięcznością, a on pocałował ją w czubek głowy i ewakuował się na dobre.

Wiele się zmieniło po śmierci Jonathana., pomyślała nostalgicznie. Ale na pewno zmieniło się na lepsze.   
----
Will: Nie mam wiele do powiedzenia (zwłaszcza, że jestem sama ._.), więc po prostu powitam wszystkich na blogu, zarówno tych, którzy już to opowiadanie czytali, jak i nowe osoby ^^ Rozdziały będą dość krótkie, bo nie chcemy z Bellą ustalać sobie jakiś limitów (typu - rozdział musi mieć tyle i tyle słów), bo znając nasz popęd do pisania, to przerwy między kolejnymi rozdziałami byłyby tragiczne >.>et krótkie komentarze są mile widziane, byśmy tylko wiedziały, że ktoś tu jest. Bo jaki sens ma prowadzenie bloga, skoro nie ma czytelników?