czwartek, 16 marca 2017

Rozdział 23 - Sztuka dotrzymywania sekretów.

W miarę oddalania się od fabryki krok Clary stale przyspieszał, aż chwilę później biegła ile sił miała w nogach, byle jak najdalej od tego miejsca. Odłożyła myśli o bracie - on naprawdę żyje? i to jeszcze ma dziewczynę? ba, NARZECZONĄ?! - na bok. Znała położenie miejsca, w którym ukrywał się Mickel. Musiała powiedzieć reszcie, zanim się ulotni, a zrobi to na pewno, gdy dowie się, że uciekła. Miała mało czasu. Musiała szybko dostać się do Instytutu, a nie znała nawet swojego własnego położenia. Mknęła pomiędzy starymi kamienicami, zbyt skupiona na pracy nóg, żeby zwracać uwagę na drogę. Nie dotarła jednak daleko. Ledwie chwilę później zderzyła się z kimś na zakręcie. Męskie ramiona oplotły ją w pasie nie pozwalając się odsunąć, ale zanim zdążyła zacząć się wyrywać poczuła znajomy zapach perfum. Identyczne podarowała niedawno Jace'owi.

Odsunęła się odrobinę tylko po to, żeby móc zarzucić chłopakowi ręce na szyję.

-Jace!- zawołała.- To naprawdę ty! Jak mnie znalazłeś?

 -Emm.- Jace zaciął się na chwilę, zastanawiając się czy powinien teraz mówić jej, że jakiś facet przyniósł do Instytutu koordynaty razem z pierścieniem rodowym Morgensternów... Ta, to chyba nie była najlepsza pora.- W sumie, to sam nie jestem pewien, to trochę podejrzana sprawa. Ważne, że jesteś.- skwitował i połączył ich usta w czułym pocałunku.- Co się stało? Jak uciekłaś?

-Eee.- Tym razem to Clary nie wiedziała, co powiedzieć. W gruncie rzeczy, wiele się wydarzyło w ciągu ostatniej doby. Nie mogła po prostu powiedzieć, że żyła tylko dzięki Jonathanowi, który, notabene, powinien być martwy, oraz jego... narzeczonej. Kto wie jakby zareagowali na te rewelacje.- To... trochę długa historia. Ważne, że jestem.- dodała rozbrajająco i przyciągnęła Jace'a do kolejnego pocałunku, licząc, że tak uda jej się ukryć zdenerwowanie.

Simon kaszlnął kilkakrotnie chcąc zwrócić na siebie uwagę rudowłosej. I zadziałało, Clary oderwała się od Jace'a i przytuliła mocno swojego przyjaciela, a potem także Izzy. Alec nie był tak wylewny, ale za to uśmiechnął się do niej - szczerze - i od razu przeszedł do sedna.

-Wybaczcie, że przerwę tę ckliwą scenkę, ale lepiej będzie jeżeli już się stąd zmyjemy. Wampiry, co prawda nie będą cię szukać w środku dnia, ale demony to inna sprawa.

-Nie możemy tak po prostu odejść.- zaprzeczył Simon.- Wiem, że to delikatna sprawa, ale właśnie mamy jak na widelcu główną siedzibę rebeliantów!

-Aż nie wierzę, że to mówię- dodała Izzy.- Ale czy nie powinniśmy powiadomić Clave? Za parę godzin może ich już tu nie być, przepadną razem z Kielichem.

-Jakim kielichem?- wtrąciła Clary. Pozostała czwórka spojrzała na nią wymownie.- Tym Kielichem?! No nie gadajcie! Kiedy?

-Parę godzin temu.- odparł Jace, przeczesując palcami grzywkę w nerwowym geście, po czym ujął Clary za rękę.- Ale to teraz nie nasz problem, trzeba zabrać cię w jakieś bezpieczne miejsce. Możemy powiadomić Maryse i Roberta, gdy będziemy już w Instytucie.

-Nie!- krzyknęła odruchowo Clary, czym wywołała zdziwienie u wszystkich wokół.- To... znaczy... Nie wiem, czy to dobry pomysł. Może zamiast działać pochopnie spróbujemy lepiej poznać wroga? Wiecie, nie wiemy ilu ludzi ma na miejscu, ani z kim nawiązał współpracę. Do wieczora i tak się stąd nie ruszą, nie ryzykowaliby wyjścia na słońce.

Jace, Isabelle i Alec wymienili zdezorientowane spojrzenia, a Simon spojrzał na Clary wyraźnie zaniepokojony. Zachowywała się co najmniej dziwnie, nawet jak na kogoś kto został porwany przez wampiry. Clary zdawała sobie sprawę jak podejrzanie musi to dla nich wyglądać, ale nie mogła odpuścić. Jeśli wezwą teraz Clave to Jonathan... Jonathan przestanie być tajemnicą. To nie był byle jaki sekret, tu chodziło o życie... jej brata. Mimo wszystkiego, co zaszło między nimi w przeszłości, czuła, że nie może tak po prostu wydać go nefilim. Dlatego wpatrywała się w Jace'a z uporem i desperacją, licząc na to, że zobaczy jak bardzo jej zależy i stanie po jej stronie. 

-Clary... Clary może mieć trochę racji.- powiedział w końcu do swojego parabatai. Rudowłosa musiała się powstrzymać przed wskoczeniem na niego i uściskaniem go.- Wampiry nie ruszą się nigdzie do zachodu słońca, a Alicante nie runie jeśli Clave poczeka jeszcze parę godzin.

-W porządku.- zgodził się Alec, choć nie wyglądał na przekonanego.

-Razem z Simonem zabierzcie Clary do Instytutu. Ja i Alec zostaniemy i będziemy mieć na wszystko oko.- Izzy przejęła dowodzenie i uwiesiła się na ramieniu starszego brata uśmiechając się w swój charakterystyczny isabelowaty sposób.


-Masz wystarczająco siły, żeby otworzyć bramę, Clary?- zapytał Simon.

Dziewczyna przytaknęła ostrożnie. Cały czas czuła tępy ból w potylicy i momentami dzwoniło jej w uszach, ale nie było to na tylko poważne, żeby nie mogła stworzyć bramy. Wyciągnęła stellę i narysowała nią runę otwierającą na ścianie.

Gdy tylko brama zamknęła się za Jace'm, Alec wymienił z Izzy konspiracyjne spojrzenia.

-Czy tylko mnie coś tutaj bardzo nie pasuje?- zapytał.

-Nie tylko tobie, braciszku.- westchnęła.- Nie tylko tobie.

Razem ruszyli w stronę, z której przyszła Clary.



------------


Renata już na wpół przysypiała oparta o ramię Akiry, kiedy głośny huk przywrócił ją do rzeczywistości tak, że niemal podskoczyła. Jonathan, który jakieś pół godziny temu poderwał się na nogi i zaczął wydeptywać ścieżkę w podłodze stał teraz przy drzwiach celi z pięścią wciąż wbitą w chłodny metal. Gdy ją odsunął cienka warstwa rdzy i kurzu posypała się na podłogę.

Renata przetarła klejące się po nieprzespanej nocy oczy, ale w żaden sposób nie skomentowała jego zachowania. Rozumiała, że jest zmęczony i zły, pewnie nawet wściekły. Podobnie jak Akira, który mimo iż zdawał się pogodzić z rolą poduszki, od dłuższego czasu stukał palcami o swoje ramię i marszcząc brwi, wbijał wzrok w podłogę obok swoich skrzyżowanych nóg. Netaron przez pierwszych parę minut obserwował ich z obojętną miną, po czym rozpłynął się w powietrzu. Renata nie widziała go od tamtej pory.

Dziewczyna westchnęła cicho i ignorując zmęczenie, wstała z kamiennej posadzki.

-W porządku?- zapytała, podchodząc do Jonathana i sięgnęła po jego rękę. Wierzch dłoni był lekko zaczerwieniony, ale nic nie krwawiło, a siniak miał pojawić się dopiero za parę godzin.

-Nie, nie jest w porządku.- powiedział napiętym tonem, ale nie cofnął ręki.- Nic nie jest w porządku.

Renata przysunęła się bliżej i pocałowała go czule, a Jonathan wplótł dłoń w jej włosy. Oddał pocałunek, czując jak emocje powoli zaczynają z niego ulatywać. Jak zwykle - obecność Reni działała na niego uspokajająco. Położył drugą rękę na jej talii i przyciągnął ją jeszcze bliżej.

Słyszał jak Akira chrząka znacząco ze swojego miejsca pod ścianą.

Zignorował go.

-Zgubiłem twój łańcuszek.- przyznał cicho, kiedy oderwali się od siebie na chwilę.

Renata westchnęła.

-Należał do mojej mamy.- szepnęła i ponownie połączyła ich usta.- Kupisz mi nowy.

Akira chrząknął ponownie, tym razem głośniej.- Nie to, że wasze gruchanie mi przeszkadza, gołąbeczki, ale to chyba nie jest odpowiedni czas i miejsce.

Jonathan wywrócił oczami, ale mimo wszystko wycofał się z przestrzeni osobistej swojej dziewczyny. Skoro to przez niego - i Akirę, gdyby nie on w ogóle by ich tutaj nie było - Reni znalazła się w tym bagnie, to musiał wziąć na siebie odpowiedzialność i ją stąd wyciągnąć. Pytanie tylko - jak?

Zamknięto ich w tym samym pomieszczeniu, w którym wcześniej trzymano Renatę. Jonathan wywnioskował to z jej niezbyt zadowolonej miny i bardzo wymownego "O, jak miło, prawie zdążyłam się stęsknić", kiedy zorientowała się, dokąd ich prowadzą. Pokój nie miał żadnych okien czy otworów wentylacyjnych - poza małą kratką na górze -, a drzwi, jak już się zdążył przekonać, były kompletnie nie do ruszenia bez pomocy steli, którą zabrano jemu i Akirze razem z bronią. Ach, no i jeszcze wyglądało na to, że wampiry naprawdę zastosowały się do polecenia Mickela i przed drzwiami naprawdę stał ktoś, kto ich pilnował. I to bynajmniej nie jedna osoba, bo czasem udawało mu się usłyszeć zagłuszone przez drzwi fragmenty rozmów. I ziewanie. Ciekawe, która była godzina? Czas strasznie się zlewa, kiedy siedzi się zamkniętym w jakiejś skrytce w piwnicy i nie ma się co robić. 

-Reni?

-Tak?- mruknęła dziewczyna, przenosząc wzrok na Akirę.

-Naprawdę wypuściłaś Clary?- Brunet spojrzał na nią sceptycznie spod uniesionej brwi, jakby naprawdę nie mógł uwierzyć, że byłaby fizycznie zdolna do czegoś takiego. 

Ku jego zdumieniu, Renata przytaknęła.- Wyprowadziłam ją z budynku, ale sama wróciłam. Mielibyście kłopoty, gdyby się okazało, że mnie nie ma.

-I tak je mamy.- zaoponował.- Trzeba było uciekać razem z nią. Przynajmniej byłabyś bezpieczna.

-Znasz mnie.- Uśmiechnęła się niewinnie.- Nie mogłam was zostawić. Mimo, że jestem bezużyteczna i potrafię tylko pakować się w kłopoty.

Jonathan przysłuchiwał się ich rozmowie jednym uchem, wciąż zastanawiając się nad drogą ucieczki, kiedy nagle coś do niego dotarło.

-Pomogłaś Clary uciec.- powiedział ostrożnie.- Dzięki tobie się wydostała.

-No shit Sherlock.- zakpił Akira.- Nie żebyśmy właśnie o tym rozmawiali. 

Jonathan zignorował go zupełnie, wciąż wpatrując się w Reni tymi przenikliwymi, zielonymi oczami. Dziewczyna powstrzymała się przed nerwowym wczepieniem palców w bluzkę. Wiedziała, jakie pytanie teraz padnie i bała się, bo nie miała pojęcia jak na nie odpowiedzieć.

-Jak ci się to, na Anioła, udało?- zapytał Jonathan, prawie szeptem. 

Teraz nie tylko Jonathan skanował ją wzrokiem - Akira również. W końcu do nich obu dotarło, że uwolnienie innego więźnia podczas gdy samemu jest się więźniem graniczy z cudem. I Renata w pełni się z nimi zgadzała, bo to co zrobiła w istocie było fizycznie niemożliwe. Nikt nie przechodzi przez zamknięte drzwi, ot tak, jakby ich w ogóle nie było. Skręcając w jeden z korytarzy niemal wpadła na jednego ze strażników, a on tylko ją wyminął i poszedł dalej. To nie było normalne. Podobnie jak, to że wampir po ugryzieniu jej odskoczył jakby autentycznie został poparzony, a rana po tym zagoiła się w krótką chwilę.

Zasługiwali na wyjaśnienia, ale ona sama nie wiedziała co się z nią dzieje. A Netarona nadal nie było. Czy to, co się z nią działo miało jakiś ścisły związek z jej aniołem stróżem...? Może... może czas najwyższy, żeby widzenie aniołów przestało być jej tajemnicą. 

Otworzyła usta, żeby zacząć wyjaśniać im wszystko, o czym póki co sama wiedziała, kiedy rozległ się szczęk klucza w zamku i chwilę potem w metalowych drzwiach stanął Mickel. Ciężko określić ile wampirów stało za nim w korytarzu, ale na pewno zbyt wiele, aby dwójka nefilim bez broni dała im radę. 

-Przytrzymać rudego.- powiedział oschłym tonem. Jego twarz przypominała kamienną maskę.- Pozostałą dwójkę wyprowadzić.

Jonathan zorientował się, że chodzi o niego dopiero, kiedy dwóch barczystych mężczyzn wykręciło mu ręce do tyłu i zmusiło do przyklęknięcia na ziemi. Próby wyrwania się spełzły na niczym. Mógł jedynie wściekać się i patrzeć jak po krótkiej szarpaninie Akira i Renata zostają wyprowadzeni z pomieszczenia. Na krótką chwilę zanim zniknęli z jego pola widzenia, udało mu się spojrzeć prosto w chmurne, jasne oczy Reni i poczuł nieprzyjemny dreszcz przebiegający wzdłuż kręgosłupa. 

Chwilę później jego ręce zostały oswobodzone. Na pożegnanie dostał jeszcze od jednego z wampirów kopniaka w głowę i przez parę sekund mógł podziwiać obrzydliwy uśmiech na twarzy Mickela zanim drzwi zamknęły się z hukiem i został sam. Ale ani to, ani ostry ból głowy nie miały większego znaczenia. 

Przed oczami wciąż miał twarz Renaty. 

Chyba jeszcze nigdy nie widział jej tak przerażonej.     


-------------


Dochodziła godzina szesnasta. Słońce mimo, że było jeszcze wysoko na niebie, powoli zaczynało niebezpiecznie chylić się ku zachodowi. Alec co rusz nerwowo rozglądał się na boki, czując coraz większe zniecierpliwienie.

-Robi się późno, Izzy.- powiedział do siostry, która ani na minutę nie oderwała czujnego wzroku od znajdujących się dwieście metrów przed nimi zabudowań fabryki.- Musimy wracać do Instytutu i powiadomić Clave, zanim Mickel zwieje z Kielichem.

-Nie, jeszcze nie.

-Isabelle- westchnął cicho Alec.

-Nie możemy teraz iść.- powiedziała butnie.- Wiem, że zaraz coś się stanie.

-Niby skąd możesz to wiedzieć?- brunet załamał ręce. Jeśli przez upór jego siostry stracą Kielich Anioła, nigdy sobie nie daruje.

-W odróżnieniu od was - facetów, my posiadamy instynkt, braciszku.- wytknęła mu.- A mój właśnie głośno daje o sobie znać. Poczekajmy jeszcze chwilę. Jeśli nic się nie stanie, wrócimy do Instytutu.

Słysząc w jej głosie tą typową dla niej zawziętość, która oznaczała, że Izzy podjęła już decyzję i nie da jej sobie za nic wyperswadować, Alec zrozumiał, że nic więcej nie zdziała i postanowił zgodzić się na jej warunki. To nie tak, że słońce w ciągu marnej chwili zniknie z nieba jak za byle pstryknięciem palców.

Sześć minut później główne drzwi do budynku stanęły otworem. Wyszły z nich dwie postacie. Cóż, bardziej to wyglądało jakby zostali wyrzuceni ze środka niż wyszli stamtąd z własnej woli. Ciemnowłosy mężczyzna - który wydawał się Alec'owi całkiem znajomy, ale równie dobrze mogłaby to być sprawka odległości - przytrzymywał kobietę o długich, jasnych włosach przed wparowaniem z powrotem do środka. Chwilę potem po okolicy rozległ się głuchy trzask i wejście się zamknęło. Byli zbyt daleko, aby dobrze im się przyjrzeć.

Ale wciąż mieli runę pozwalającą usłyszeć o czym rozmawiają.

Natychmiast sięgnął po swoją stelę i narysował na ciele odpowiedni znak, kątem oka zauważając, że Isabelle robi podobnie.

-...lałby, żebym cię odprowadził do domu.- powiedział mężczyzna. Alec nie słyszał początku ich rozmowy, ale wyciągnięcie jej z kontekstu było dosyć proste.

-Nie możemy go tak po prostu...!- krzyknęła dziewczyna, próbując wyrwać się z jego uścisku. Lightwood wyobraził sobie jak wbija paznokcie w skórzaną kurtkę, którą nosił mężczyzna.

-O nie. Najpierw zabiorę cię do Juna i upewnię, że jesteś bezpieczna, potem razem zastanowimy się, co z tym zrobić, okej?- kontynuował tym samym, uspokajającym tonem, po czym nie czekając na odpowiedź bezceremonialnie przerzucił ją sobie przez ramię i zaczął szybkim krokiem oddalać się w stronę centrum.

-Cóż.- zaczęła Isabelle, kiedy szloch dziewczyny ucichł.- Miałam rację. Coś się stało. Tylko nadal nie bardzo rozumiem co.- powiedziała, opierając ręce na biodrach i spojrzała na brata.- Myślisz, że to Przyziemni?

-Nie wiem, Iz.- Alec pokręcił głową.- Wiem tyle, że ktoś tam w środku został, a więc nie tylko Kielich, ale i czyjeś życie stoi pod znakiem zapytania.

Rodzeństwo wymieniło porozumiewawcze spojrzenia.

-Clave?

-Najwyższa pora.
-----------------------------------
Bella: Jak tam? <3
Will: *I-don't-care mode: on*
*trzy dni później*
Bella: Izka, olewasz mnie! >:(
Will: Ech... sorry, skarbie, rozumiem, że się nudzisz, ale są święta nie mam czasu prowadzić z tobą długich i jakże porywających rozmów :(
Bella: Wielkie dzięki...
Will: Gdyby kózka nie skakała to by nóżki nie skręciła, twoja wina >.>
Bella: Ugh >:( Co robisz?
Will: Niańczę ciotkę.
Bella: Którą? XD
Will: Tylko jedna wymaga niańczenia xD
Bella: I co robicie?
Will: Aktualnie? Oglądamy Mrocznego Rycerza XD
Bella: Haha XD