czwartek, 24 marca 2016

Liebster Blog Award

"Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz je o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował."

Will: Dziękujemy Kendall Z za nominację! Co prawda, nominację dostałam tylko ja, ale bloga piszę wspólnie z Bellą, więc odpowiadamy obie ^^
Bella: Yep ^^

1. Ulubiony gatunek muzyczny?
Bella: Pop. No i może klasyka. Nie wiem dlaczego >.>
Will: Wszystko od heavy metalu po rap i pop, ale bez disco polo ^^

2. Wampir czy wilkołak?
Bella: Wampir. Jestem uprzedzona do wilkołaków ;D
Will: Szaman >.>

3. Ulubione słodycze ?
Bella: Żelki xD
Will: G-dragon x3

4. Najlepszy zespół to....
Will & Bella: BIGBANG!
Will: Myślałam, że wolisz HISTORY O.o
Bella: Jestem na nich obrażona, bo nie przyjadą do Polski podczas trasy koncertowej po Europie ;-; FOCH! ;-;

5. Ulubione filmy (przynajmniej trzy)?
Will: Teraz się popisuj, bo ja nie oglądam filmów.
Bella: "Jeden Dzień", "Zostań, jeśli kochasz" i "Pamiętnik"

6. Znienawidzony przedmiot w szkole.
Bella: Angielski. Nie cierpię nauczycielki >.> Dołączasz się?
Will: Chciałabym, ale za bardzo lubię ten język xD Pardon xD
Bella: Więc jaki?
Will: Chyba chemia, ale to bardziej niechęć niż nienawiść >.>

7. Czy jesteś w stanie przestać pisać bloga?
Bella: Tak.
Will: W każdej chwili?
Bella: Oczywiście.
Will: To ja nie jestem w stanie xD

8. Czemu akurat taki temat bloga?
Bella: Bo Cassandra Clare zabiła nam Sebastiana.
Will: *wyciąga widły*

9. Najgłupsza rzecz którą zrobiłaś?
Will: Eee... dużo tego było xD
Bella: Za dużo >.>
Will: Chociaż spadnięcie z ganku i wpakowanie sobie nogi w gips na dwa tygodnie mogłoby się zaliczać do głupoty.
Bella: Wyjmowałam kiedyś szklankę z suszarki i pękła mi w rękach O.o
Will: Uhuhu~, a myślałam, że taki skill to tylko ja mam xD

10. Ulubiony kolor?
Bella: Czaaarny >.> Biały <.< Czarno-biały >.<
Will: Ja lubię czarny, złoty i zielony ^^

11. W jaki sposób zamordujesz nudę?
Will: Młotkiem.
Bella: Patelnią.
Will: Da się zamordować cokolwiek patelnią? O.o
Bella: Jak się postara xD

Nominacje:
https://www.wattpad.com/story/40629184-szcz%C4%99%C5%9Bcie-na-d%C5%82oni-z-m
http://kierunek-atlantyda.blogspot.com/
http://asakura-no-futago.blog.onet.pl/
http://new-xiaolin-showdown.blogspot.com/
http://give-me-love-mortal-instruments.blogspot.com/
http://jakzostalamnocnymlowca.blogspot.com/
http://loveistormentnephilim.blogspot.com/
http://anielski-swiat.blogspot.com/
https://www.wattpad.com/story/36760753-karate-harry-styles

Will: Nawet nie było aż tak źle O.o
Bella: Yhym.
Will: Serio, spodziewałam się, że pójdzie nam gorzej znalezienie tych blogów xD
Bella: To teraz pytania >.>

Bella - Co sądzisz o tegorocznym kandydacie na Eurowizję?
Bella - Jaki cytat najlepiej cię opisuje?
Bella - Co byś zrobił/a gdybyś spotkał/a na mieście swojego idola/kę?
Will - Jakie zajęcia sprawiają, że tracisz poczucie czasu?
Bella - Trzy książki, o których nie możesz zapomnieć.
Will - Z jakim zwierzęciem się utożsamiasz?
Bella - Do jakiego fandomu należysz?
Will - Jakie imiona nadasz swoim dzieciom?
Will - Jaka piosenka opisuje twój obecny nastrój?
Bella - Gdzie idziesz, kiedy chcesz być sam/a?
Will - Co sprawia, że się uśmiechasz?
Will - Ulubiona postać fikcyjna ever?

Bella: Rozdziały nie będą pojawiały się już tak regularnie (co z resztą pewnie zauważyliście), bo egzaminy >.>
Will: Egzaminy przeszkadzają ty tylko tobie, ja nie mam z nimi żadnego problemu xD
Bella: Nie mnie, tylko moim rodzicom -,-
Will: No już, już *głaska ją po głowie*
Bella: *patrzy na szafkę nocną Will* Nowy Testament? O.o
Will: *ogląda się* Nom.
Bella: Czytałaś? O.O
Will: Tak >.>
Bella: Super ._.
Will: Bay Bay! :3


Rozdział 11 - New goals, new friends, new life.

Jonathan nie tego się spodziewał, kiedy Jun oznajmił mu, że znalazł dla niego idealne mieszkanie. I wcale nie chodzi tu o to, że apartament był, zupełnie przez przypadek, uderzająco podobny do zaczarowanego domu jego ojca, w którym pomieszkiwał przez pewien czas z Jace'm i Clary. Naprawdę, to nie stanowiło problemu. Cena również nie, póki co Isao wszystko mu opłacał, a jako czarownik nie miał co narzekać na brak pieniędzy.

Cała niespodzianka polegała na tym, że jego mieszkanie znajdowało się tuż obok mieszkania Reni i Juna. Tak blisko, że Renata czasami przechodziła do pokoju Jonathana przez balkony, które niemal się stykały. Można wręcz powiedzieć, że zamiast dwóch mieszkań mieli jedno wspólne. Jakby tego było mało, państwa Yume wciąż ktoś odwiedzał - jak nie koledzy z zespoły Juna, to jego znajomi ze studia lub przyjaciółki Reni ze szkoły. Te ostatnie bywały szczególnie uciążliwe. Zawsze, kiedy przychodziły Jonathan chował się u siebie i zamykał drzwi. I balkon. I zasłaniał rolety. Nie to, że coś do nich miał, były naprawdę miłe, ale nienawidził znajdować się w centrum uwagi, a mając taki a nie inny kolor włosów brak zainteresowania ze strony płci przeciwnej był niemożliwy. Niestety. 

Na początku ten cały harmider mu przeszkadzał. Po dwóch miesiącach uświadomił sobie, z niemałym szokiem, że pasuje mu taki tryb życia.

Dużo rozmawiał. Szczególnie z Renatą. Czasami dziewczyna wracała do rozmowy w kuchni, pytając go o coś z jego przeszłości lub o samych Nocnych Łowców, jakby na siłę chciała skonfrontować go ze wspomnieniami, ale nie miał jej tego za złe. Z Junem zazwyczaj się kłócił. Albo pił. Bo co jak co, ale partnerem do picia wokalista był świetnym.

Poznał też wielu innych, chociażby Akirę, który w zespole Juna piastował funkcję rapera i beat-boxer'a. Jonathan od razu poznał, że był Nocnym Łowcą i nie wątpił, że Akira również był świadom jego prawdziwej tożsamości. Poznał to chociażby po niechęci z jaką raper odnosił się do Jonathana na początku. Ostatecznie jednak zakopali topór wojenny, gdy odkryli, że mają podobne zainteresowania, jak na przykład doprowadzanie Juna do białej gorączki.

Tak zleciał mu kolejny miesiąc. Podczas następnego zaczął umawiać się z Renatą. Bez żadnej dramatycznej historii miłosnej - po prostu się stało. Od początku wydawała mu się jedyna w swoim rodzaju, ale dopiero kiedy zaczęła cmokać go w policzek na przywitanie, zaczął myśleć o niej w innych kategoriach niż przyjaciółka. Któregoś dnia stwierdził, że byłoby miło wybrać się razem do kina. Potem do restauracji, na pizzę lub do muzeum. Zdążył zauważyć, jak wielka była fascynacja Reni historią. Podczas jednego z takich spotkań, pocałował ją pod wpływem impulsu. Nie tylko go nie odepchnęła i oddała pocałunek, ale z ustami na jej ustach czuł, jak się uśmiecha.

Oczywiście, kiedy wrócili do domu, nieomylny wujaszek Jun od razu zauważył różnicę. Skwitował to krótkim: "No, nareszcie. Myślałem, że do końca życie będzie ciągnąć te podchody." W podzięce otrzymał siniaka na żebrach.

Zanim Jonathan się obejrzał, minęło dokładnie pół roku, odkąd obudził się zdezorientowany w domu Isao, z momentem własnej śmierci przed oczami.

Całkiem interesujące pół roku., podsumował w myślach. Odłożył czytaną książkę na stół i poszedł do mieszkania swojej dziewczyny. Wszedł bez pukania - już dawno przestał to robić. Sama go prosiła, żeby nie zaprzątał sobie głowy drobnostkami, więc nie widział problemu. Reni akurat parzyła dla nich herbatę w kuchni. Kazała mu iść do salonu, gdzie i sama się chwilę później pojawiła.

-Juna nie ma? - zapytał Jonathan, przyjmując od niej kubki i od razu odkładając je na stół.

-Nie ma i nie będzie.- Pokazała wszystkie ząbki w zniewalającym uśmiechu, zajmując zaszczytne miejsce na jego kolanach.- To oglądamy Sherlock'a?- zapytała.

-Oglądamy.- potwierdził.

-Zgaś światła.- poleciła, ucieszonym tonem. 

Zawsze tak mówiła - jakby w świecie, który ona widziała codziennie było Boże Narodzenie. Jej głos był pełen entuzjazmu i pozytywnej energii. Jonathan zawsze starał się trzymać z dala od takich osób. Najchętniej połapałby ich za fraki i przedstawił wykład o tym, że świat wcale nie jest taki piękny, jak może im się wydawać. Ale Reni była wyjątkiem od wszystkich istniejących na świecie reguł. Pomimo wyraźnej różnicy charakterów mógł rozmawiać z nią godzinami i nigdy nie brakowało im tematów.  

Pokręcił z politowaniem głową.

Co ta Przyziemna ze mną zrobiła?, To było tylko pytanie retoryczne i nie zamierzał szukać na nie odpowiedzi. W gruncie rzeczy, podobało mu się jak zmieniał się w jej towarzystwie. Wystarczy spojrzeć - minęło raptem kilka miesięcy, a oni już wyglądali jak młode małżeństwo z psem, kotem i lekko szalonym wujkiem Junem na głowie. 

-Oczywiście tylko...

-Co, pewnie mam zejść?

Jej mina była tak rozbrajająca, że Jonathan miał ochotę parsknąć śmiechem.

-Przydałoby się.- potwierdził.

-Łee.


Resztę wieczoru i połowę nocy spędzili właśnie w taki sposób - na kanapie przed telewizorem, żywo komentując oglądany serial, flirtując ze sobą - mniej lub bardziej otwarcie - lub po prostu rozmawiając. W pewnym momencie Jonathan pomyślał, że po raz pierwszy jego przyszłość maluje się w naprawdę kolorowych barwach.





----------


Jun wrócił ze studia nagraniowego dopiero około trzeciej w nocy. Ostatnią kawę wypił jakąś godzinę temu i jej pobudzające efekty zaczynały powoli zanikać. Już teraz ziewał średnio co dwie minuty. Wiedział, że musi dostać się do łóżka zanim zmęczenie dopadnie go na dobre, inaczej mógłby - nie daj Boże - zasnąć pod prysznicem, a to z pewnością odbiłoby się na jego kręgosłupie.  Wykonał wszystkie czynności związane z higieną ciała i przebrał się grzecznie w piżamkę. Miał już kłaść się spać, ale ostatni przebłysk świadomości doradził mu, że powinien jeszcze rozejrzeć się za Keo, co by później nie wyjść na okropnego właściciela. Westchnął i ruszył na obchód, powłócząc nogami. Znalazł swoją zgubę w salonie. Mops leżał rozciągnięty na fotelu - a legowisko w pokoju Juna jak stało, tak stoi. A to mały, psi hipokryta! Natomiast ten szary kłębek sierści, który leżał na Keo to musiała być Ash - kotka brytyjska jego siostry.  Z kolei na kanapie Jun ujrzał podobny obrazek - tyle tylko, że zamiast psa i kota leżeli na niej Jonathan i Renata. Dokładnie w takiej kolejności.

Jun mógłby tam stać aż do rana i zastanawiać się, która parka jest bardziej urocza, gdyby nie fakt, że jego głowa z każdą chwilą stawała się coraz cięższa... cięższa... cięższa... 
Niezamierzone uderzenie czołem we framugę troszkę go otrzeźwiło. Poszedł do kuchni po aparat, cyknął kilka fotek, którymi później będzie szantażował swojego jeszcze-nie-ale-już-niedługo-szwagra i pełen satysfakcji położył się do łóżka.
I biada temu, kto choć dotknie go nim wybije południe.
-----------------------------------------
Bella: Jak chcesz zacząć pogadankę?
Will: *chwilowe zamyślenie* Boże! Zupa na gazie! *biegnie do kuchni*
Bella: *napad śmiechu*
Will: *wraca do pokoju* Ja to sobie zawsze w porę przypomnę >.>

wtorek, 15 marca 2016

Rozdział 10 - Ślub i wesele


-parę miesięcy później-


Tego popołudnia pogoda wyjątkowo dopisywała i całe szczęście, bo Matka Natura nie chciałaby mieć do czynienia z Isabelle Sophie Lightwood, gdyby na ziemię spadła choć jedna kropla deszczu. Dzisiaj wszystko musiało pójść idealnie. Ogród, w którym miało mieć miejsce wielkie wydarzenie został starannie udekorowany według projektu Isabelle. Ogromny tunel z girlandy oraz złoty dywan prowadziły prosto do bogato ozdobionego łuku weselnego. Krzesła dla gości były owinięte złotym materiałem. Po namyśle zrezygnowała z wieszania balonów na zewnątrz, za to wnętrze domu wręcz w nich tonęło.

Praktycznie wszyscy łącznie z panem młodym, zajęli już swoje miejsca. Czekali tylko na jedną osobę.

-Nie ma mowy, Izzy. Ja tam nie wyjdę!- Clary tupnęła obcasem, wskazując ręką na okno. Wczoraj była tak podekscytowana, że nie czuła żadnego lęku, ale dzisiaj, kiedy mama pomagała jej ubrać piękną, złotą suknię ślubną i zrobić makijaż uderzyło w nią przerażenie w najczystszej postaci. Nawet teraz bolał ją brzuch, chociaż wypiła dwa kubki melisy i połknęła jedną czwartą opakowania tabletek ziołowych. Mieli zacząć pięć minut temu, ale Clary nagle zapomniała słów przysięgi. Jakże łatwiej byłoby powtarzać słowa po księdzu, niech szlag trafi te śluby Nocnych Łowców! Luke, który miał odprowadzić ją do ołtarza, wykazał się wielką cierpliwością, czekając aż się uspokoi...

-Wyjdziesz, wyjdziesz! Nie po to przez ostatnie miesiące wszystko przygotowywałam, żebyś teraz stchórzyła!

...Jednak Isabelle nie była tak wyrozumiała i po prostu chwyciła swoją przyjaciółkę za ramię i wyrzuciła ją z przedsionka.

Clary chwyciła się kurczowo Luke'a, czując się jakby miała zaraz zemdleć. Stawianie nogi za nogą nagle okazało się ponad jej siły i całą uwagę skupiała na tym, żeby się nie potknąć. Słyszała muzykę, czuła na sobie spojrzenia Jocelyn, Alec'a, Maryse i Roberta, Magnusa, Simona i innych. Nawet Zachariasz i Tessa mignęli jej gdzieś w tłumie. Izzy zaprosiła ponad sto osób! Clary nie wiedziała dlaczego, przecież połowy z nich nawet nie znała, a im więcej par oczu na nią patrzyło tym bardziej się stresowała... a potem spojrzała w stronę ołtarza. Zobaczyła Jace'a w ciemnych spodniach, białej koszuli i rozpiętej złotej marynarce z blond lokami zaczesanymi do tyłu i zapomniała o Bożym świecie. W jednej chwili ojczym przekazywał dłoń rudowłosej przyszłemu zięciowi, a w następnej byli już po przysiędze i Alec podawał im stele, którymi mieli narysować sobie Znaki małżeńskie. Miłości i oddania. Potem zatracili się w pocałunku.


----------


-Gotowa na imprezę, pani Herondale?- wyszeptał jej do ucha Jace, posyłając swojej ukochanej psotny uśmiech. Kiedyś ja denerwował, teraz uważała, że dodawał mu uroku.

-Gotowa jak nigdy dotąd.

Przyjęcie weselne się rozkręcało.

Wszyscy goście byli zachwyceni wystrojem.  Zabawa odbywała się na świeżym powietrzu pod olbrzymim namiotem, który przystrojono przepięknie w odcienie jasnego złota z dodatkami srebra i kości słoniowej. Poły zostały uniesione, aby goście mieli doskonały widok na małą fontannę. Woda skrzyła się w popołudniowym słońcu. Z jednej strony namiotu znajdował się parkiet do tańca, z drugiej zasobny szwedzki stół, a w małym kąciku sala dla małych dzieci wypełniona zabawkami oraz różnymi sprzętami technologicznymi.

-Isabell przeszła samą siebie.- powiedział Alec do Magnusa.

Czarownik skinął z uznaniem głową.

-To prawda.- przyznał. Po czym dodał o wiele ciszej:- Będę musiał się do niej zgłosić w niedalekiej przyszłości.

Alec nie wierzył własnym uszom.

-Mógłbyś powtórzyć? Niestety, nie dosłyszałem.

-To prawda.- powtórzył Magnus, nagle speszony.

Alec uniósł brew.

-Mógłbym przysiąc, że słyszałem coś jeszcze...  Ale nie ci będzie. Nie będę się o to kłócić.- skapitulował, uśmiechnięty od ucha do ucha. I tak się niedługo dowie.

Co jakiś czas do Jocelyn i Luka podchodził ktoś z gości, żeby pogratulować im nie tylko wspaniałej córki, ale także ciąży. Clary będzie miała siostrę, a jej mama w końcu mogła być szczęśliwa.

To był dopiero drugi miesiąc, a rozmowy na temat imienia dla dziewczynki już trwały. Oczywiście, rodzice nie musieli liczyć się ze zdaniem Clary, ale jednak o nie zapytali. Rudowłosa opowiedziała im wtedy, co widziała, kiedy z przyjaciółmi dostali się do demonicznego wymiaru, a na koniec poprosiła, żeby dać dziewczynce na imię Valentina, chociaż spodziewała się natychmiastowego odrzucenia tej propozycji. Wbrew jej przypuszczeniom - Jocelyn się rozpłakała i powiedziała, że musi to przemyśleć.

Kiedy teraz patrzyła jak Luke i Jocelyn tańczą razem, śmiejąc się wesoło, oczy Clary zaszkliły się z radości.

Obok niej stała Izzy - ubrana w długą do kostek, czarną suknię na ramiączkach z rozcięciem do połowy uda, która idealnie podkreślała jej smukłe nogi.

-Hej! To ma być najszczęśliwszy dzień twojego życia!- zbeszta rudowłosą, gdy zobaczyła, że tak jest o krok od wylania potoku łez.- A ty zaraz kompletnie zniszczysz sobie makijaż! Nie pozwolę na to.

-To jest najszczęśliwszy dzień w moim życiu, tylko...- szepnęła.

-Och, Clary, co się dzieje? Chodzi o Jocelyn?

Kiwnęła głową.

-Jest taka szczęśliwa z Lukiem. Żałuję, że to nie on jest ojcem moim i Jonathana. Wtedy te wszystkie straszne rzeczy by się nie wydarzyły. Max nadal by żył.

-Naszły cię wątpliwości?- zapytała niespokojnie.

-Nie, w żadnym razie. Po prostu... tak bardzo kocham Jace'a...- urwała, nie potrafiąc, a może nie chcąc ubrać w słowa swoich obaw.

-Clary, zawsze na pierwszy rzut oka było widać, że Jace za tobą szaleje. Początek waszej znajomości był niekonwencjonalny, zgoda, ale wy nie umiecie żyć bez siebie. Rozumiem, martwisz się, że kiedyś możesz być taka jak Valntine, ale znam cię już dość długo i uważam, że jesteś najczystszą Nocną Łowczynią, jaka chodziła po tej ziemi. Gdybyś mogła to pomogłabyś każdemu.- Isabelle ujęła ręce Clary w swoje i ścisnęła je mocno.- Zresztą, klamka już zapadła.- dodała uśmiechając się szeroko.

Kto, jak kto, ale Izzy potrafi wszystko trafnie podsumować., pomyślała Clary, a potem obie zaczęły chichotać. I nie, wcale tak dużo nie wypiły.

W takim stanie chwilę później znalazł je Jace.

-Cześć, słońce.- powiedział, obejmując Clary ramieniem i pocałował ją w skroń. Potem zwrócił się do siostry:- Izzy, gdyby nie ty nie udałoby nam się wyrobić ze wszystkim w tak krótkim czasie. Wszyscy są zachwyceni.

-Dzięki, braciszku, ale to trochę mało powiedziane. Napracowałam się przy waszym weselu.- przypomniała uczynnie, jakby sami nie byli tego doskonale świadomi. To Izzy zajmowała się wynajmem namiotu i cateringu, a nawet stroje i dekoracje zaprojektowała w większej mierze sama. I była niesamowicie dumna z efektu końcowego.- Dobra, uciekam poszukać twojego drużby, który, całkiem przypadkiem, jest moją osoba towarzyszącą.

Mrugnęła do nich i oddaliła się w stronę Simona, który pił w towarzystwie Aleca i mistrza imprez zwanego Magnusem.

Jace z uśmiechem na ustach jeszcze raz przyjrzał się dziewczynie.

Nie był pewien czy ten oszałamiający wygląd Clary zawdzięcza Isabelle, czy własnej inwencji twórczej, ale mało go to obchodziło. Właściwie, to zapominał o całym Bożym świecie, gdy tylko rudowłosa znajdowała się w zasięgu jego wzroku. Miała na sobie zieloną sukienkę idealnie komponującą się z jej oczami, tak delikatną i zwiewną, że wyglądała jak uszyta z wiatru. Sięgała do kolan, ale była przedłużana z tyłu. Na nogach miała czarne kabaretki na koturnie - wiele jej nie dały, nadal była mała jak skrzat - z zielonymi różyczkami po zewnętrznej stronie. Na prawej ręce miała trzy bransoletki - dwie czarne i jedną zieloną -, a na uszach długie kolczyki. Jej rude włosy były rozpuszczone i swobodnie spływały na ramiona i plecy.  

Zgrabna dłoń Clary pomachała mu przed oczami.

-Zawiesiłeś się?

Zamiast odpowiedzieć, przyciągnął ją do siebie.

-Przepięknie wyglądasz, Clarisso.

Wtuliła się w niego z uśmiechem.

-Ty także. 

Porozmawiali jeszcze chwilę, aż uwagę wszystkich przyciągnęło dość osobliwe widowisko - Wysoki Czarownik Brooklyn'u, Magnus Bane, wszedł na stołek od fortepianu z mikrofonem w jednej ręce i kieliszkiem szampana w drugiej i, chwiejąc się lekko, zaczął głosić swoją przemowę.

-Znałem Clary od kiedy była wielkości krasnala ogrodowego...

Podczas gdy Clary rozważała zapadnięcie się pod ziemię, Jace nachylił się do Aleka i szepnął mu na ucho:

-Lepiej go stamtąd zabierz, bo zaraz zacznie opowiadać o waszym życiu seksualnym.
___________________________
Will: Potem zatracili się w pocałunku. Jaka ja jestem romantyczna, huehuehue~
Bella: Winszuję ^^ *rozlewa Pepsi do kuków*
Will: Zapisz to, bo jak ten ślub się nam usunie, to nie będę go pisała od nowa.
Bella: Tamtaram ta ta tatam~
Will: Tatatatata tararam~
Bella: Hahaha XD
Will: Hahahahaha xD Kurde, dzwoń po psychologa xD
Bella: Nie, psychiatrę xD Jakie my jesteśmy głupie...
Will: ... Spoko ._.

wtorek, 8 marca 2016

Rozdział 9 - Filozofujący czarownik i łyżwy.

Jonathan Christopher Morgenstern zawsze był tylko eksperymentem. Jeszcze przed narodzinami był traktowany jak zwykły obiekt badań, jak szczur laboratoryjny. Demonicy, która zwała się jego matką również zależało tylko na jednym - na sprawdzeniu, jak daleko ten chłopak się posunie i jak użyteczny okaże.

Nawet Isao Morri, kiedy przywracał go do życia, nie miał zbyt czystszych intencji. Ot tak, wpadł mu w łapki ciekawy przepis na rytuał wskrzeszenia, pozwalający ominąć zasadę z równowagą dobra i zła, więc tylko czekał aż znajdzie się odpowiedni materiał, żeby go wypróbować. Szczytem jego sennych marzeń było, że rytuał mógłby naprawdę zadziałać. A tymczasem zyskał o wiele, wiele więcej. Kiedy rekonstruował ciało Jonathana i sprowadzał jego ducha z zaświatów, nie sądził, że tak przywiąże się do tego chłopaka.

Chyba jeszcze nigdy Isao nie był tak zadowolony z podjętej decyzji i jej późniejszych efektów. Można wręcz powiedzieć, że dał życie osobie, która nigdy nie istniała naprawdę. Jedynie egzystowała, zawieszona pomiędzy Piekłem a Ziemią.

To ostatnie zdanie brzmiało - nawet w jego głowie - tak tandetnie, że Isao przejechał otwartą ręką po twarzy. Jego spojrzenie niemal od razu skierowało się na stojący przed nim półpełny kieliszek, jakby to on był winowajcą jego filozoficznego nastroju.

-Pieprzony Tales z Miletu to przy mnie płotka. Powinienem zostać filozofem, a nie czarownikiem.- stwierdził. Potem uświadomił sobie, że rozmawia sam ze sobą i ponownie pacnął się w czoło.

Zdecydowanie nie powinienem myśleć po pijaku.

Potem wyciągnął telefon i zadzwonił do pewnej zabójczo pięknej fearie poznanej ostatnio w klubie. Dziewczyna wyraziła chęć "poznania go bliżej", więc kim on był, żeby jej tego odmawiać? Poza tym, Jonathan nie wrócił na noc. Grzechem byłoby tego nie wykorzystać...

Jeśli ktokolwiek sądził, że Magnus Bane nie ma sobie równych w ilości byłych związków, niech natychmiast odwoła swoje słowa, albowiem nie poznał jeszcze Isao Morri'ego. 


----------

-Wiesz, że nigdy nie jeździłem na łyżwach?- zapytał lekkim tonem Jonathan, kiedy on i Renata przebierali buty w szatni. Jakim cudem się tam znaleźli? Nie miał pojęcia.
Pamiętał, że kiedy wczoraj w końcu pozbierał się psychicznie po rozmowie z Reni było już tak późno, że dziewczyna nie puściła go do domu. Spał na kanapie - całkiem wygodnej, warto dodać -, rano wziął prysznic i zjadł śniadanie - bo skoro już zrobiła, to niegrzecznie byłoby odmówić -, a potem wrócił do domu.

Miało to miejsce w środę i prawie już zaczął zapominać o jej istnieniu, kiedy w sobotę przez przypadek wpadli na siebie w centrum - tym razem mniej dosłownie. Porozmawiali chwilę - bardziej to ona gadała -, a potem Ren nagle wyskoczyła z propozycją wyjścia na lodowisko. Nie pamiętał, żeby się zgodził, chyba nawet odmówił. Mimo to nim się spostrzegł był już u Isao, żeby wziąć parę rzeczy i się przebrać, a potem parę przystanków autobusem i viola. Nadal nie miał pojęcia, jak ona to robi. Gdyby nie wiedział, że jest człowiekiem posądziłby ją o czarnoksięstwo. Co nie zmienia faktu, że uroki rzucała równie dobrze, co nie jedna czarownica. Albo to z nim było coś nie tak i łatwo ulegał. Zresztą, nieważne.

Renata posłała mu zdziwione spojrzenie.

-Nigdy?- dopytała.

-Nigdy.- potwierdził.

-Cóż, TY nauczysz się w trymiga.- Zacisnęła mocniej węzeł na śnieżnobiałej łyżwie z ciemnym zdobieniem na kostce.

Pierwsze łyżwy dostała od ojca. Uwielbiała je, ale sporo wody upłynęło odkąd była jedenastoletnim brzdącem, więc już dawno z nich wyrosła - niestety. Te, na których jeździła obecnie kupiła jakieś dwa lata temu i póki co sprawowały się świetnie. Jeśli chodzi o Jonathana, to Reni pozwoliła sobie pożyczyć dla niego łyżwy od Juna, który i tak ich nie używał, więc zapytany o to tylko machnął ręką i poleciał do pracy. Jun zachowywał się, jakby to ostatnie załamanie nerwowe w ogóle nie miało miejsca. Chyba już zdążył o nim zapomnieć i był - przynajmniej w mniemaniu Renaty - tak samo zakręcony jak zwykle. Jonathan trochę zazdrościł mu tego lekkiego podejścia do życia. 

Na lodowisku nie było zbyt wielu ludzi. Dawało to pole do popisu, z którego Reni od razu skorzystała. Ledwo stanęła na nogach, a już była trzy metry dalej, wykręciła piruet i następny odcinek przejechała tyłem. Po czym odwróciła się, rozpędziła lekko i zaczęła kręcić się wokół własnej osi na jednej nodze. Wyglądało to niesamowicie. Zwłaszcza, kiedy z pozycji wyprostowanej przeszła do kucającej i... Wywaliła się na tyłek.

Jonathan podjechał do niej - zaskakująco pewnie jak na osobę, która pierwszy raz miała łyżwy na nogach, ale nie ma się co dziwić, w końcu to był Jonathan - i podał jej rękę. Na jego twarzy widoczny był podziw i politowanie.

-Dziewięć punktów.- powiedział, gdy już przyjęła jego pomoc i podniósłszy się na nogi zaczęła otrzepywać spodnie.- Byłoby dziesięć, ale to lądowanie-

-Taa... Dawno nie jeździłam i troszkę mi się zapomniało jak to się robi.- przyznała ze śmiechem.- Ale daj mi spróbować jeszcze raz, a wszystko będzie grało i śpiewało.

-A proszę cię bardzo.- odparł i profilaktycznie odsunął się na bok.

Tym razem wszystko faktycznie grało i śpiewało. Renata po kucnięciu nie wywinęła orła, tylko chwyciła rękami za stopę trzymaną nad lodem, pokręciła się jeszcze trochę, a następnie podniosła się i zakończyła wszystko delikatnym półkolem. Postawiła drugą łyżwę na lodzie, dojechała tyłem do Jonathana i zahamowała ostrożnie.

-I jak?- rzuciła.

Jonathan gwizdnął w odpowiedzi.

-Gdzie się tego nauczyłaś?- zapytał, gdy ruszyli powoli do przodu.

-Tata pokazał mi podstawy, a resztę opanowałam sama. Jakoś.- odpowiedziała.

Stawiała nogę za nogą tak płynnie, że wyglądała jakby leciała. Jazda na łyżwach była dla niej równie prosta i naturalna, co chodzenie.

Jedna taka sesja jeździecka trwała półtorej godziny, po którym miała być półgodzinna przerwa na ponowne zamrożenie lodowiska. Z czasem doszło więcej ludzi, ale o dziwo Jonathanowi to nie przeszkadzało. Właściwie, to całkiem dobrze się bawił. Sam nie mógł w to uwierzyć, ale tak było.

I choć co jakiś czas zadawał sobie pytanie Co ja tu, do cholery, robię? to nawet nie próbował zastanawiać się nad odpowiedzią.

Kiedy tak obserwował Renatę popisującą się na lodzie - nie zawsze te popisy jej się udawały i obijała sobie siedzenie, a on musiał ją podnosić, bo jakżeby inaczej - przypomniała mu się rozmowa z Isao, sprzed kilku dni.

-Zakładam, że nie zamierzasz wracać zawodu.- stwierdził czarownik.

Jonathan się nie odezwał. Skoro to nawet nie było pytanie to nie zamierzał odpowiadać. Zwłaszcza, że Isao owej odpowiedzi nie potrzebował i podjął wątek zaraz po opróżnieniu kieliszka.

-W takim razie pozostaje ci tylko bycie Przyziemnym.

Tym razem Jonathan skinął głową. Naprawę nie było innej opcji. Może w jego żyłach płynęła krew nefilim, ale to nie miało znaczenia. Nie chciał mieć więcej do czynienia z Nocnymi Łowcami. Ani z demonami, wampirami czy fearie. Miał dosyć wszystkiego, co miało związek ze Światem Nocy. Nie wiedział czy to tylko przejściowy okres, czy zostanie mu tak na zawsze, ale, szczerze, to również niewiele go obchodziło. Z drugiej strony - bycie Przyziemnym wydawało mu się całkowicie abstrakcyjne i zupełnie nie wyobrażał sobie siebie w tej roli. 

Musiał mieć to wszystko wypisane na twarzy, bo Isao wystarczyło tylko jedno zerknięcie w jego stronę, żeby odgadnąć jego myśli.

-Poradzisz sobie?- zapytał lekkim tonem, jakby pytał o pogodę. Albo o jedną z byłych kochanek, której imienia i tak nie pamiętał. Ciężko stwierdzić, co było mu bardziej obojętne.

Mimo to, kiedy ich spojrzenia się skrzyżowały, Jonathan dostrzegł w jego oczach cień troski. A może tylko mu się zdawało? Co za różnica.

-A mam inne wyjście?- odparł retorycznie.

-Niezbyt.

-Więc sobie poradzę.

I tak mniej więcej skończyła się ich rozmowa. Nie było, aż tak źle jak Jonathan się spodziewał i chwała Razjelowi za to oraz to, że czarownik nie był zbyt wylewny w słowach. 

Przestał wspominać i wrócił do obserwowania wyczynów Renaty. Jeździła kilka metrów od niego, na środku lodowiska, żeby nie przeszkadzać innym. Im dłużej na nią patrzył tym bardziej zdawał sobie sprawę ile godzin musiała poświęcić, żeby samodzielnie dojść do takiego poziomu. Może nie była tak utalentowana, jak te wszystkie gwiazdy tańczące na lodzie, ale z pewnością niewiele jej do nich brakowało.

Nie wygląda na takie trudne., pomyślał Jonathan, patrząc jak Reni rozpędza się, unosi jedną łyżwę nad lód, a drugą odbija się lekko i szybko obraca ją o sto osiemdziesiąt stopni i dalej jedzie tyłem. 

Spróbował powtórzyć jej ruchy i udałoby mu się to, gdyby w połowie sekwencji nie wpadła na niego najwyżej czternastoletnia dziewczyna. Uderzył plecami o lód, ale nie bolało tak bardzo, jak się spodziewał. Wiele razy obrywał gorzej, to było wręcz nic. Spiorunował bachora - którym teraz nieszczęśnica była w jego oczach - wzrokiem, a ta widząc, że spowodowała kolizję, wymamrotała przeprosiny i zmyła się tak szybko jak to możliwe.

Nie zdążył się podnieść, bo właśnie w tym momencie nadjechała rozbawiona całym zajściem Renata. Jonathan obdarzył ją zimnym spojrzeniem.

-Ty się śmiej!- fuknął, zirytowany. 

W istocie, śmiała się. Tak bardzo, że sama straciła równowagę i po krótkiej chwili również się wywróciła.
________________________
Bella: Tales... był...?
Will: Filozofem.
Bella: Ale z jakiego kraju?
Will: Z Grecji? Oni chyba wszyscy pochodzili z Grecji >.>
Bella: *mruczy pod nosem*
Will: A, nie, czekaj! *nagłe olśnienie* Z Miletu! Tales był z Miletu XD
Bella: Odkrywcze xD
Will: Jezu...
Bella: Jesteśmy bogami xD 
Will: Boginiami może, co? xD

środa, 2 marca 2016

Rozdział 8 - Różnica pomiędzy Jonathanem a Sebastianem.


To nie tak, że Renata nie wiedziała o problemach swojego brata. Wiedziała bardzo dobrze, po prostu nie miała pojęcia, co zrobić by mu pomóc. Parę razy próbowała podjąć rozmowę, ale Jun zawsze zbywał ją górą roboty do skończenia i unikał jej, dopóki nie przestawała naciskać. Reni chciała wierzyć, że jej brat jest rozsądny, że nie będzie próbował targać się na swoje życie. Miał zbyt wiele do stracenia, aby tak postępować. Jednak w głębi duszy czuła olbrzymi niepokój. Nawet Netaron poradził jej kiedyś, żeby bardziej zwracała uwagę na to, co Jun robi w wolnym czasie, bo któregoś dnia może dostać telefon ze szpitala. Akurat tego nie musiał jej mówić.

Zawsze kiedy Reni się budziła, Jun jeszcze spał. Czasem zdarzało się, że wstał wcześniej i Renatę budził szum prysznica, albo przytłumione fałszowanie brata w kuchni, albo szczekanie Keo, kiedy Jun usiłował założyć mu uprząż spacerową. W każdym razie, Jun był w domu, kiedy ona wychodziła do szkoły.

Tym razem go nie było. Do późna ślęczała nad podręcznikami, więc miała szansę usłyszeć jak wychodzi w nocy. Nie zdążyła go powstrzymać.

Jeśli do tej pory nie wrócił..., urwała, zbyt przerażona, żeby dokończyć tę myśl. Ubrała się, zaplotła włosy i zjadła śniadanie. Zrobiła sobie nawet delikatny makijaż, tylko po to, żeby bardziej odwlec moment wyjścia z domu. Miała cichą nadzieję, że Jun jeszcze wróci...

Ale nie wrócił.

Nie mogła się do niego dodzwonić - albo miał wyłączony telefon, albo padła mu bateria.

-Błagam, powiedz, że poszedł do wytwórni. Albo, do któregoś z chłopaków i się zasiedział.- Spojrzała błagalnie na Netarona. Zaczęła bezwiednie głaskać Ash, która ułożyła jej się na kolanach. Miękkie, kocie futro pomagało jej się uspokoić. Tylko trochę, ale to i tak coś.

-Jun żyje. I bez mojej pomocy wiedziałabyś gdyby było inaczej.- zapewnił.- Po prostu idź na lekcje i poczekaj aż wróci.

Mimo jego słów, na zajęciach siedziała sztywna jak struna. Nie była w stanie skupić się na niczym poza równomiernym tykaniem zegara, a kiedy wybił ostatni dzwonek poderwała się z ławki jako pierwsza i z duszą na ramieniu pognała na przystanek. Droga do domu nigdy nie wydawała się jej tak długa, jak wtedy. Postanowiła, że na miejscu zadzwoni po kolei do Akiry i pozostałych chłopaków z zespołu. Stanęła przed drzwiami i nacisnęła klamkę, spodziewając się, że będą zamknięte. O dziwo, ustąpiły. Z salonu doszły do niej odgłosy rozmowy.

-Ale to nie jest logiczne! Masz niemieckie nazwisko-

-Co nie znaczy, że jestem Niemcem. Ile razy mam powtarzać?

Dwa głosy - jeden wyraźnie rozbawiony i drugi tak znajomy, że Renacie zaszkliły się oczy. Rzuciła torbę w korytarzu i pobiegła do salonu. Chwilę później zaciskała ręce na koszulce zdziwionego Juna.

-Ty idioto!- jęknęła z wyrzutem.

Nie miała najmniejszych wątpliwości, co do tego jak chłopak spędził noc - był wręcz przesiąknięty zapachem alkoholu. Mimo to nie chciała się jeszcze od niego odsuwać. Nie spodziewała się przeprosin. Jun nigdy nikogo nie przepraszał i ona nie była wyjątkiem, nawet jeśli była dla niego jak siostra. Za to odwzajemnił uścisk i pogładził ją po głowie. Pociągnęła nosem, odsuwając się na tyle, żeby móc spojrzeć mu w oczy.

-Jeśli jeszcze raz napędzisz mi takiego stracha, to nie wiem, co ci zrobię, ale z pewnością nic przyjemnego.- zagroziła, na co on się roześmiał. Trzepnęła go w ramię.- Przestań!- Odepchnęła go.- A w ogóle to idź się umyć, bo śmierdzisz!

-Może faktycznie powinienem.- Zachichotał, po czym jego uwaga przeniosła się na Jonathana, który przyglądał się tej scenie z lekkim zaskoczeniem.- Siostra, to jest...

-Wiem, kim jest.- wtrąciła Renata. Takim tonem, że Jonathan miał wątpliwości, o które "kim jest" jej chodzi.

-...Jonathan. Serio, znacie się?- zapytał, zdziwiony.

-Można tak powiedzieć.- Białowłosy podniósł szanowne cztery litery z kanapy. Wygrzewająca się na jego kolanach Ash prychnęła ostentacyjnie na takie traktowanie i wyniosła się do kuchni.

-Tym lepiej. Zajmiecie się sobą, a ja pójdę wytrzeźwieć.- Wyszczerzył się i zniknął w swoim pokoju.

Blondynka doskoczyła do Jonathana nim ten zdążył się w ogóle odezwać, przytuliła się do niego, po czym równie szybko się odsunęła.

-Dziękuję za przyprowadzenie tego łosia z powrotem.- Uśmiechnęła się szeroko.- Co chcesz do picia?

-Herbatę.- odpowiedział, w sumie, instynktownie, bo mentalnie jeszcze nie do końca pozbierał się po tym, co zrobiła wcześniej. Już dwa razy w trakcie ich niezwykle krótkiej znajomości naruszyła jego przestrzeń osobistą. Poprzedni raz to jeszcze rozumiał, wpadła na niego przez przypadek, ale co to było to przed chwilą?! Planował po prostu pożegnać się i wyjść, a nie wdawać się w dyskusje przy herbacie!

Ech... skoro już się w to wpakowałem to równie dobrze mogę chwilę zostać., pomyślał. Przynajmniej mam pewność, że nie jest demonem., dodał i poszedł do kuchni.

-Właściwie, to jak masz na imię?- zapytał, przybierając neutralny wyraz twarzy.

-Renata.

-Ekspertem nie jestem, ale to chyba nie jest japońskie imię.

-Nie jest.- potwierdziła.- Jestem Polką. W Japonii mieszkam od śmierci rodziców.- Postawiła na stole dwa kubki.- Siadaj, ja muszę jeszcze nakarmić zwierzyniec.- Keo obudził się jak na zawołanie i zniecierpliwionym szczekaniem dawał znać o swojej obecności.

Jonathan usiadł, ale ani na moment nie spuścił z niej wzroku, dokładnie analizując każdy jej ruch. Nie, zdecydowanie nie mogła być Podziemną. Przeczył temu każdy jej krok i gest - zarówno fearie, wilkołaki, jak i wampiry miały charakterystyczny sposób poruszania się, po którym nauczył się je rozpoznawać. Wszystko wskazywało na to, że jest zwykłym człowiekiem. No chyba, że...

-Jesteś nefilim?- zapytał. Renata podniosła na niego wzrok.- Poznałaś, że ja nim jestem pomimo, że nie mam na ciele żadnych run... już sam fakt, że wiesz o istnieniu Łowców...

-Jestem Przyziemną.- przerwała mu.- Chyba tak nas nazywacie, nie? Urodziłam się Przyziemną i planuję zostać nią do śmierci.- zapewniła, siadając naprzeciwko niego. Spojrzała mu prosto w oczy i uśmiechnęła się.- A reszta, to już moja mała tajemnica.

Jonathan uniósł do góry jedną brew, ale nie skomentował tego w żaden sposób. Przyziemna, wiedząca o istnieniu Świata Nocy. Teoretycznie, jako nefilim, powinien teraz powiadomić Clave o jej istnieniu, żeby podjęło odpowiednie środki bezpieczeństwa bla, bla bla... jak to dobrze, że nigdy nie liczył się z ich zdaniem.

-Dlaczego nie masz Znaków?- spytała nagle, wyrywając go z zamyślenia.

-Pewien czarownik się ich pozbył.

-Dlaczego?

Jonathan instynktownie miał ochotę się zdenerwować i aż sam się zdziwił, kiedy owa irytacja nie nadeszła. Czasem jego ciało, przyzwyczajone do starych odruchów, zapominało, że teraz ma innego właściciela. Bo tak się właśnie czuł od kiedy Clary potraktowała go niebiańskim ogniem, jakby w jednej sekundzie stał się zupełnie inną osobą - zdecydowanie spokojniejszą, posiadającą inne priorytety i przede wszystkim zdolną do odczuwania uczuć. Wszystkich, nie tylko pożądania i gniewu. Gdy powiedział o tym Isao, czarownik stwierdził, że to właśnie jest różnica pomiędzy Jonathanem a Sebastianem. Może miał rację.

-Jak wiele wiesz o Nocnych Łowcach?- zapytał, zamiast odpowiedzieć.

-Niewiele. Tylko to, co usłyszałam od mamy i czego sama się domyśliłam.- Reni westchnęła.

-Powiedziałaś wcześniej, że twoi rodzice nie żyją.- Jonathan nie zdążył ugryźć się w język i przez chwilę obawiał się, że przesadził z bezpośredniością. Jednak łagodny uśmiech na twarzy dziewczyny momentalnie go uspokoił.

-Tak. Zginęli w wypadku samochodowym.

-Nie wyglądasz na zbyt przejętą.

Wzruszyła ramionami.

-To było pięć lat temu. Czasami za nimi tęsknię, ale okres żałoby mam już za sobą.- Od razu przypomniała sobie te dwa tygodnie, które spędziła sama w swoim pokoju w domu wujków. Nie rozmawiała z nikim, nie jadła, prawie się nie poruszała... nawet nakrzyczała na Netarona, który mimo to ani na chwilę nie zostawił jej samej. Nigdy więcej nie chciała wracać do tego okresu.- Są teraz w lepszym miejscu i to się liczy.

-Całkiem zdrowe podejście.- pochwalił. Dobrze, że nie trafił na taką, co lubi się nad sobą umartwiać.

-No nie? A co z twoimi rodzicami?

-To... bardziej złożona historia...- Jonathan podniósł do ust kubek z herbatą, zastanawiając się dlaczego właściwie jeszcze tu siedzi. Fakt, polubił Juna, a i Renata wydawała się być w porządku, ale to nie znaczyło, że zaraz będzie spowiadał jej się z całego swojego życia. Chociaż z drugiej strony...

Ciekawe, jakby zareagowała?, zastanowił się.

-Ja mam czas.

Pokręcił głową.

-Nie będziesz chciała mnie później znać.- powiedział poważnie.

-Nigdy nikogo nie odrzucam.- prychnęła cicho. Jonathan mógł dać sobie rękę uciąć, że nauczyła się tego od swojego kota.- Zobacz chociażby na Juna. Masz pojęcie jak ciężko wytrzymać w jednym domu z rozpieszczonym idolem, który teoretycznie powinien się mną opiekować, a w praktyce wychodzi zupełnie na odwrót? Już sam fakt, że nie rzuciłam tego w cholerę świadczy o moim wielkim sercu i naturze Matki Teresy.- parsknęła śmiechem, ale sekundę później była już całkowicie skupiona.- Mówię serio. Widziałam ten bandaż wystający ci z rękawa.- Jonathan odruchowo schował rękę, jakby to miało cokolwiek zmienić.- Ludzie nie tną się z byle powodu.

-Ludzie tną się, żeby poczuć ból i odreagować. Mają wtedy wrażenie, że panują nad swoim życiem.- Podwinął rękaw i zaczął wpatrywać się w ten nieszczęsny bandaż.- Ja chciałem po prostu ze sobą skończyć. I pewnie bym to zrobił, gdyby Isao w porę nie zabrał mi noża.

-Wyjaśnij mi.- poprosiła, a może rozkazała? Nie, w jej oczach wyraźnie malowała się prośba.

Co mam ci wyjaśniać? Że rodzina mnie nienawidzi? Że nie zasługuję na to by oddychać? Że nie potrafię się ogarnąć i zostawić przeszłości za sobą?

-Tak.- powiedziała.- O tym właśnie chcę usłyszeć.

Jonathan zdębiał. Powiedział to na głos? Nie, niemożliwe. W takim razie, skąd...?

A zresztą..., pomyślał i zaczął opowiadać.

Nie był pewien ile czasu spędzili w kuchni, przy wystygniętej herbacie, ale wiedział, że Renata, ani na chwilę nie zerwała z nim kontaktu wzrokowego. A kiedy skończył mówić po prostu złapała go za rękę, tę zabandażowaną, i splotła palce z jego. I dalej tak siedzieli, aż na dworze zrobiło się ciemno. Płakał wtedy po raz pierwszy w życiu.