sobota, 4 lutego 2017

Rozdział 22 - Ogień się tli

Clary poczuła się wolna wraz z chwilą wyjścia na światło dzienne. Odetchnęła głęboko i powoli wypuściła powietrze z płuc. Nie wiedziała jakim cudem udało im się wydostać nie wpadając na ani jednego wampira, ale teraz to nie miało już znaczenia. Tak długo, jak stały w promieniach słońca, żaden krwiopijca nie mógł ich dosięgnąć. Odwróciła się do Renaty, żeby jej podziękować i z zaskoczeniem zauważyła, że dziewczyna stoi kilka metrów za nią, nie mając zamiaru podejść bliżej.

-A ty nie idziesz?- zapytała.

Blondynka pokręciła głową.

-Jonathan i Akira mogliby mieć problem z klanem, gdybym tak po prostu zniknęła.- wyjaśniła, łagodnym głosem.- Jestem zakładnikiem, pamiętasz?- dodała, śmiejąc się cicho.

-Oh, no tak.- Clary nie wiedziała co powiedzieć. Czuła się głupio - nie chciała zostawiać osoby, która jej pomogła. Poza tym, było jeszcze tak wiele pytań, na które chciała poznać odpowiedzi...

Reni bezbłędnie odczytała z niej to wahanie.

-Powinnaś iść.- powiedziała.- Twoi przyjaciele muszą się potwornie martwić.

-Pewnie tak, tylko...

-Kiedy to wszystko się skończy, namówię Jonathana, żeby się z tobą spotkał.- obiecała.- Zdaje się, że przydałaby się wam szczera rozmowa.

Clary przez chwilę zastanawiała się co jej na to odpowiedzieć, aż w końcu powiedziała zwykłe:

-Dziękuję.

-Nie ma za co.

Reni obserwowała jak Clary znika za rogiem ulicy. Dopiero wtedy odwróciła się i powolnym krokiem ruszyła w stronę fabryki. Zrobiła co chciała, teraz musiała wracać do swojego uroczego pokoiku. Pewnie już odkryli, że zniknęła - chyba, że są wyjątkowo nierozgarnięci - ale trzeba było choć próbować utrzymać pozory.

Jednak tym razem nie poszło jej tak łatwo, jak poprzednio. Zaraz po wejściu do budynku natknęła się na wampira. Nie zdążyła nawet zareagować kiedy znalazł się przy niej i chwycił ją za ramię tak mocno, że aż zabolało.  

-Ty mała żmijo, wiedziałem, że będziesz kombinować.- wysyczał Podziemny.- Jak udało ci się wyjść z celi?


Reni zacisnęła usta, ale nie odwróciła wzroku. Nawet jeśli się bała, to w ogóle nie było tego po niej widać, co tylko bardziej rozjuszyło wampira. Puścił jej ramię i zacisnął dłoń na jej gardle, przypierając dziewczynę do ściany. Liczył, że to wywrze na niej jakieś wrażenie.

Nie wywarło.

Jedynie zamknęła oczy, ale wciąż pozostała bierna na jego działania. Trzeba przyznać, zaimponowało mu to.

-Naprawdę szkoda marnować taki dobry materiał.- powiedział i uśmiechnął się, odsłaniając kły.- Powinnaś być jedną z nas, a nie marnować się w świecie Przyziemnych. Co ty na to, żeby naprawić ten błąd?

Dopiero to podziałało na nią jak kubeł zimnej wody. 

-Nie!

Zaczęła się wyrywać, ale bez efektu. Wampir unieruchomił jej ręce. Spojrzała w bok, na Netarona. Anioł stał w znacznej odległości od nich i tylko się przyglądał. Na jego idealnej twarzy Reni widziała napięcie, a może nawet nutkę niepokoju? Gdyby jej pomógł, złamałby wszystkie obowiązujące go zasady. Doskonale pamiętała słowa, które powiedział do niej nie dłużej jak pół godziny temu.

Każde działanie niesie za sobą konsekwencje. A ja nie będę mógł ci pomóc, jeśli wpadniesz w kłopoty.

-Sama jestem sobie winna, nie?- szepnęła bezbarwnie. Jej wzrok nagle stał się zamglony, jakby myślami była gdzieś bardzo daleko.- Bo jestem człowiekiem i nie potrafię słuchać.- Wampir był tak blisko, że czuła jego oddech na szyi.

-Owszem.- odezwał się Netaron.- Na twoje i moje szczęście, nie jesteś pierwszym lepszym człowiekiem.

Renata nie zdążyła nawet zastanowić się nad tym, co miałoby to oznaczać, gdy poczuła ostry ból w szyi. Usłyszała syk, który potem przerodził się w jęk bólu, ale żaden z tych dźwięków nie wyszedł z jej ust. Zdziwiła się, kiedy wampir odskoczył od niej równie nagle, co się przy niej znalazł. Ręką zasłaniał sobie dolną część twarzy.

Reni czuła nienaturalne ciepło w miejscu ugryzienia. Wykrzywiła kark, żeby spojrzeć na to miejsce i zdębiała. Zobaczyła błękitny płomyk tlący się na rankach. Krew, która z nich wypływała nie była czerwona, tylko złota. Kiedy mrugnęła ogień przestał się tlić, a krew znów miała swój naturalny kolor, ale po ugryzieniu nie było nawet najmniejszego śladu.

Przez chwilę była skłonna uwierzyć, że tylko jej się przywidziało. Potem ponownie spojrzała na Netarona i przestała wątpić. Nie mogłaby. Nie kiedy uśmiechał się do niej z dumą.

-Co to miało być?!

Wrzask wampira przywrócił ją do rzeczywistości. Jak dotąd miała wrażenie, że dryfuje bardzo daleko poza swoim ciałem.

-Pijesz wodę święconą zamiast herbaty, czy co?!- Jego poparzone wargi wykrzywiły się w gniewnym grymasie, kiedy ponownie ruszył w jej stronę.

Tym razem odskoczyła na bok, nie dając się złapać.  


----------


Jonathan i Akira wrócili w idealnym momencie. Zaraz po wejściu na teren fabryki natknęli się na Renatę. Dziewczyna była blada na twarzy. Robiła wszystko byle tylko odsunąć się od napastującego ją wampira, z marnym skutkiem, bo zaczął szarpać ją za włosy. Jonathan w sekundę znalazł się przy niej i sprzedał wampirowi cios kolanem w żołądek. Mężczyzna odskoczył kilka metrów w tył, bardziej z zaskoczenia niż bólu. Szybko się otrząsnął, warknął wkurzony i już szykował się do ataku, kiedy zbiegły się inne wampiry, które otoczyły walczących. 
Akira już wcześniej podbiegł do Jonathana i Reni, ustawiając się tak, żeby w razie wypadku osłonić przyjaciółkę przed atakiem. Wtedy przez tłum przepchnął się Mickel.

-Co tu się dzieje?- zapytał pozornie spokojnie, ale przez zaciśnięte zęby. Jego wyraz twarzy nie pozostawiał żadnych wątpliwości odnośnie tego jak bardzo jest wkurzony.

-Przysięgliście, że jej nie skrzywdzicie jeśli przyniesiemy Kielich.- odezwał się Akira.- Jeśli tak mają wyglądać układy z wami to go nie dostaniecie.

-Dziewczyna próbowała uciec!- zaprotestował ten sam wampir, który wcześniej próbował ugryźć Renatę.

Jego wypowiedź wywołała wśród tłumu wrzawę, której nawet Mickel nie mógłby tak łatwo opanować. Zresztą, nawet nie próbował.

-Nie próbowałam!- krzyknęła głośno Reni.- Jakiś idiota zostawił otwarte drzwi, więc wyszłam pozwiedzać.- Tylko odrobinkę minęła się z prawdą - w końcu drzwi bynajmniej otwarte nie były - ale kto jej to udowodni? Nikt, proszę państwa.

Tym jednym zdaniem wprowadziła w konsternację połowę towarzystwa. Nawet Jonathan spojrzał na nią pytająco i uniósł brew. Jeden z gapiów, prawdopodobnie ten "idiota", który miał jej pilnować, a zamiast tego uderzył w kimę, ulotnił się dyskretnie.

-Co?- wykrztusił Mickel. Zmierzył dziewczynę wzrokiem, jakby próbował się upewnić czy aby na pewno jest tylko nieszkodliwą Przyziemną.

Reni odparła mu wzruszeniem ramion.

-To nie ma znaczenia.- wtrącił Akira i spojrzał na przywódcę wampirów mrużąc oczy.- Przynieśliśmy Kielich, więc zgodnie z obietnicą macie dać nam spokój.

-Pokażcie Kielich!- krzyknął ktoś z tłumu.

Akira wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Jonathanem, który potem sięgnął do torby i wyciągnął z niej owinięty materiałem przedmiot. Kiedy podawał Mickelowi Kielich jego wyraz twarzy był tak skrajnie obojętny, że Reni prawie uwierzyła, że los nefilim w ogóle go nie obchodzi. Prawie. Wszystkich pozostałych udało mu się przekonać.

Mickel dość nieufnie wziął ręki zawiniątko i odsłonił zawartość. Na widok Kielicha jego twarz rozpromieniła się.

-No, barwo.

-Po co ci Kielich?- zapytał Akira. Zadowolenie malujące się na twarzy wampira irytowało go.- Nie możesz go nawet dotknąć, nie wspominając o wykorzystaniu go do czegokolwiek.

Mickel przeszył Nocnego Łowcę wzrokiem, a potem uśmiechnął się chytrze.

-Ależ ja nie chcę go wykorzystać.- Zawinął Kielich z powrotem w materiał i podał go stojącej przy jego boku wampirzycy.- Mam zamiar go zniszczyć.

Akira poczuł nieprzyjemny dreszcz przebiegający mu po plecach. Kielich był dla nefilim zabezpieczeniem - ostatnią deską ratunku do stworzenia nowej generacji i kontynuowania misji. Jeśli zostanie zniszczony może być krucho. Zwłaszcza, że trwała wojna.

Młody Kurohana wziął głęboki oddech i zacisnął dłonie w pięści, ale zanim zdążył się odezwać zrobił to Jonathan.

-No to powodzenia.- rzucił wyzywającym tonem Morgenstern. W jego postawie widoczna była niewzruszona pewność siebie. Jakby miał wszystko pod kontrolą, mimo że w rzeczywistości sprawa była opłakana. Akira zastanawiał się czy to wyuczona postawa.- To jeden z Darów Anioła- ciągnął Jonathan.- Zniszczenie go może być sporym wyzwaniem.

-To już nie jest wasz interes.- odbił piłeczkę Mickel, a potem ciągnął dalej mimo swoich słów. Widocznie poczucie zwycięstwa, bycia panem sytuacji było zbyt słodkie, żeby tak szybko skończyć się nim napawać.- Myślę, że Królowa Fearie będzie bardziej niż chętna do pomocy, jeżeli dostarczę jej Kielich i rudego bękarta Valentina Morgensterna na dokładkę.

Jonathan już zamierzał mu odpowiedzieć, czy raczej wysyczeć przez zaciśnięte zęby, kiedy jedne z bocznych drzwi otworzyły się z hukiem i wpadł przez nie wysoki, ubrany na czarno mężczyzna. Wykrzykując imię swojego szefa przedarł się przez tłum gapiów i dopadł Mickela, który spojrzał na niego jak na wariata.

-Dlaczego się tak tłuczesz, do diabła!

-Panie, dziewczyna zniknęła.- wykrztusił wampir.

Na kilka sekund zapanowała grobowa cisza. Potem Mickel wrzasnął wściekle, uniósł pięść i posłał nieszczęśnika w powietrze, aż uderzył plecami w drzwi, przez które chwilę temu wszedł.

-JAK?!- ryknął.

Zbiorowisko cofnęło się o krok lub dwa aby zwiększyć dystans pomiędzy sobą a szefem. Wielu wampirów uciekło cichaczem, widząc, że miłe dla oczu widowisko, może już dłużej nie być takie miłe skoro herszt się wściekł. Renata pisnęła cicho i schowała się bardziej za plecami Jonathana. Wychyliła tylko czubek głowy znad jego ramienia, żeby widzieć cokolwiek.

Tymczasem Mickel wściekał się dalej.

-MIELIŚCIE DOPILNOWAĆ, ŻEBY NIE UCIEKŁA!

-Panie- odezwała się cicho Mai, nadal ściskając w rękach zakryty Kielich.- Była rana, związana i pozbawiona broni. Sama w zaryglowanym i zamkniętym na cztery spusty pomieszczeniu. Nie miała prawa uciec.

-A jednak jej się udało!- warknął Mickel z furią. Nagle jego wzrok ponownie padł na Nocnych Łowców i w jego wściekłych oczach błysnęło zrozumienie.

Cholera, przeklął w myślach Jonathan. Jeśli zamierzał obwinić ich o ucieczkę Clary, mogli nie opuścić tego miejsca tak łatwo.

-Przecież nas tu nawet nie było!- powiedział Morgenstern w samoobronie.

-Was nie.- potwierdził, skupiając wzrok na blond włosach chowającej się za Jonathanem Renaty.- Ona była. Mało tego, przyłapaliśmy ją na szwendaniu się samopas. To musiała być ona!

-Skoro tak to dlaczego nie uciekła razem z nią?- zaoponował Jonathan, próbując się jeszcze bronić, ale miał bardzo silne przeczucie, że ta kłótnia nie będzie prowadzić do niczego dobrego. Że też Reni i Clary nie mogły spokojnie poczekać aż doczłapią się tutaj Jace i Lightwood'owie! Dlaczego baby zawsze muszą robić wszystko po swojemu?!- Po co wróciła skoro doskonale wie, że nie spotka jej tutaj nic dobrego?

-Po ciebie!- Mickel w sekundę znalazł się przy Jonathanie i wbił mu palec wskazujący w pierś.- Mała Przyziemna wróciła po ciebie i twojego koleszkę!

-Pomyśl przez chwilę o tym co mówisz.- wtrącił się Akira.- Jak powiedziałeś - to Przyziemna. Zwykła, słaba dziewczyna. Naprawdę sądzisz, że wykiwała by wszystkich twoich strażników, wykradła broń, a potem wypuściła więźnia? To niedorzeczne!

-Myślisz, że nie wiem?- rzucił prześmiewczo tonem, w którym wciąż pobrzmiewała złość. I to nie mała.- A jednak to zrobiła! Nie wiem jak, ale wiem, że to była ona!

-I co z tego?- Reni odezwała się po raz pierwszy.- Co z tego?- powtórzyła, wychodząc zza Jonathana i dla odmiany oparła się o jego ramię.- Clary jest już daleko stąd i nie dogonicie jej, nawet jakbyście chcieli.

Mickel spojrzał na szparę światła przedostającą się przed szczelinę pod drzwiami wejściowymi i przeklął, w duchu przyznając dziewczynie rację. Nie mogli wyjść na zewnątrz. Nie o tej porze dnia.

-Rozejść się i zacząć zbierać. Wynosimy się stąd tuż po zachodzie słońca. Mai, odnieś Kielich do mojego gabinetu, zaraz tam przyjdę.

Zapanowało małe zamieszanie i większość wampirów w tym Mai rozeszło się we wszystkie strony. Została tylko siódemka - dwie młode dziewczyny i pięciu mężczyzn, którzy wciąż mierzyli Akirę, Reni i Jonathana wrogimi spojrzeniami. To był główny powód, dla którego jeszcze się stąd nie wynieśli. Pięć par oczu śledzących z podejrzliwością każdy ich ruch, gotowych do zaatakowania w każdej chwili.

Jonathan zerknął na Renatę i zauważył, że jej ręce drżały odrobinę, mimo że dobrze ukrywała strach. Nie mogąc się powstrzymać, objął ją ramieniem i przyciągnął bliżej do siebie.

Mickel spojrzał na nich i zmrużył oczy.- Rozumiecie chyba, że w świetle nowych wydarzeń, nasza umowa staje się nieaktualna. Dzięki wam straciłem swoją kartę przetargową.- Potem zwrócił się do swoich pobratymców.- Zabierzcie im broń i zamknijcie. Dopilnujcie też, żeby zawsze cztery osoby pilnowały drzwi. Potem zdecyduję co z nimi zrobić.- dodał jeszcze i odszedł.

----------

Półgodziny później siedział przy sponiewieranym biurku w pomieszczeniu w wyższej kondygnacji budynku. Oparł łokcie na blacie i położył podbródek na splecionych dłoniach, a potem wzbił wzrok w Kielich. Królowa Fearie nienawidziła Clave, ale za nim też zbytnio nie przepadała. Nawet jeśli przyniesie jej Kielich, nie mógł mieć pewności, że zechce zawrzeć z nim sojusz. Z Clarrisą Morgnestern w roli zakładniczki byłoby o wiele prościej. Mickel dobrze znał zamiłowanie Królowej do grania ludziom na nosie, a zwłaszcza do grania na nosie Jace'owi Herondale.

Zmarszczył brwi, a całe jego ciało napięło się niezauważalnie. Miał jakieś inne wyjście?

Wpatrując się w Kielich niewidzącym wzrokiem, zaczął jeszcze raz rozważać każdy swój ruch, każdą decyzję, którą podjął w przeciągu ostatnich miesięcy i każdą osobę, którą spotkał po drodze. Wojna była jak rozgrywka szachowa - każde opcja musiała być przemyślana i rozpatrzona, bo każdy ruch miał znaczenie. I tak począwszy od swojej niewielkiej grupy zwolenników w USA, dotarł aż do dwóch Nefilim i Przyziemnej, którzy zostali do niego sprowadzeni. Jeszcze raz przeanalizował każdą interakcję z nimi, spojrzenia, ton głosu, postawa, rysy twarzy...

Poderwał się na nogi tak gwałtownie, że krzesło, na którym siedział uderzyło w wykładaną kafelkami podłogę.

Zwabiona hałasem Mai otworzyła drzwi do gabinetu swojego szefa, żeby zobaczyć co się stało. Na twarzy Mickela malował się szok.

-Co się stało?- zapytała cicho. Wampir nawet na nią nie spojrzał.

-Morgenstern.- wydusił, wciąż nie mogąc uwierzyć.- Ten chłopak to pieprzony Sebastian Morgenstern.

-Jak to?- Mai zmarszczyła brwi, ale nie otrzymała odpowiedzi.

Na twarzy Mickela stopniowo wykwitł maniacki uśmiech.

Miał swoją kartę przetargową.
-----------------------------------------
Will: *dzwoni do Belli*
Bella: *odbiera* *szeptem* Izka! Mam fizykę!
Will: *wcale nie szeptem* Ups xD
Bella: Ta, ups -,- Odzwonię za godzinę.
*jakąś godzinę później*
Bella: Już mogę rozmawiać.
Will: Bo ja w sumie mam do ciebie jedno ważne pytanie.
Bella: No, dawaj.
Will: Pierwszy ma być nowotwór czy ciąża?
Bella:...
Will:...
Bella: Eee... no, chyba nowotwór... tak jakoś... wydaje mi się xD
Will: Okey *płacze ze śmiechu* To teraz spróbuj zgadnąć czego to się tyczy xD
Bella: Wolę nie xD