niedziela, 27 listopada 2016

Rozdział 19 - Fosforos

Jonathan i Akira zostali wyprowadzeni poza obszar fabryki i dopiero tam pozostawieni samym sobie. Jonathanowi trzęsły się ręce. Miał wielką ochotę rozwalić pierwszą rzecz, która wpadnie mu w ręce, ale dotyk srebrnego łańcuszka Reni w kieszeni kurtki przypominał mu o tym, że nie może. Starczy, że Akira się wściekał, a jeśli chcieli wymyślić coś sensownego przynajmniej jeden z nich musiał zachować przytomny umysł. Odetchnął chłodnym, nocnym powietrzem, policzył w myślach do dziesięciu i dopiero wtedy się odezwał.

-Która godzina?

Akira zaprzestał prezentowania zasobności swojego słownika podwórkowej łaciny i wyciągnął z kieszeni telefon.

-Dochodzi północ.- powiedział, chowając urządzenie.- Co robimy?

-To co nam kazali. Ukradniemy Kielich.- odparł Jonathan, krzywiąc się odruchowo. W ogóle nie chciał wracać do Idrisu, a już na pewno nie w takim celu.

-To jest oczywiste.- Akira wywrócił oczami.- Bardziej interesuje mnie jak mamy to zrobić. Jest środek nocy, czyli w Idrisie będzie jakoś trzecia po południu. Biały dzień. W dodatku jak mamy się tam dostać to w Europie! W Instytucie jest Brama, ale obecnie kręci się tam tylu nefilim, że nie uda nam się skorzystać z niej niezauważenie.

Jonathan zastanowił się. Akira miał rację, ale przecież nikt im nie kazał korzystać z Bramy.

-Isao.- powiedział bezwiednie.

-Czarownik?- Akira prychnął.- Zapomnij, że nam pomoże. Nie ma mowy, żeby zrobił to za darmo.

Jonathan pokręcił głową.

-Zrobi to.- powiedział pewnie.

Akira uniósł brew, ale nie oponował. W końcu, co im szkodzi spróbować.

-Muszę się przebrać.- powiedział, krzywiąc się na widok swojej podartej koszuli. Została zniszczona, kiedy próbował wmówić wampirom, że jest tylko Przyziemnym. Zobaczyli ślady po runach i tyle z jego udawania.

-Weź wszystko czego potrzebujesz i przyjdź do Isao. Będę tam czekał.



-------------


-Czekaj, czekaj. Muszę się upewnić, że dobrze zrozumiałem.- Isao przycisnął palce do skroni.- Mickel ze swoją bandą uwięził twoją dziewczynę i zagroził, że ją przemieni jeśli razem z Akirą nie dostarczycie mu Kielicha Anioła, a jakby tego było mało porwali też twoją siostrę i ona teraz wie, że żyjesz.

-Tak.

Jonathan przez chwilę myślał, że Isao wybuchnie śmiechem - to byłoby bardzo w jego stylu - ale zamiast tego schował twarz w dłoniach w geście totalnego zdołowania.

-Jonathanie Christopherze Morgenstern.- zaczął Wysoki Czarownik Ikebukuro złowróżbnym tonem.- Czy przy tobie naprawdę nie można mieć choć chwili spokoju?

-To nie moja wina!- zaprzeczył szybko Jonathan.

-To nigdy nie była twoja wina, ale to raczej niczego nie zmienia, nie sądzisz?- odparł z przekąsem.- Dobra, jak chcesz to zrobić?

-Otworzysz nam Bramę.

-Nie możecie przenieść się do samego Alicante. Clave szybko dowiedziałoby się o waszej obecności, nie wspominając nawet ile ludzi kręci się tam po południu.- powiedział Isao i Jonathan nie mogł się nie uśmiechnąć na myśl, że tak naprawdę nie musiał nawet pytać go o to, czy im pomoże. Starczyło, że nakreślił czarownikowi sytuację, a on sam bez chwili wachania włączył się do planowania. Świadomość, że ma się takiego sojusznika była pokrzepiająca. 

-Myślałem raczej o rezydencji Morgensternów.- Jonathan skrzyżował ręce.- Stoi niedaleko od Alicante i jestem pewien, że nie będzie w niej żywej duszy. A Akira wychowywał się w Idrisie, więc będzie znał mniej uczęszczaną drogę do Grad.

-Dobry pomysł.- Isao pokiwał głową. Spojrzał na Jonathana i uśmiechnął się cynicznie.- Wiesz co jeszcze działa na waszą korzyść? Twoja fryzura. Nie wiem, kiedy zdążyłeś się przefarbować, ale ten rudy nawet ci pasuje.

-Odwal się.- burknął w odpowiedzi i, na chwilę zapominając o całym problemie, przeszył czarownika morderczym spojrzeniem.- Nie farbowałem się. Jun zrobił to wbrew mojej woli. A przynajmniej nie przypominam sobie, żebym się zgadzał, a nawet jeśli nie oponowałem w trakcie, to nie zmienia faktu, że nie farbuje się ludzi, kiedy są spici w trzy dupy! To jest Tokio czy Vegas?  

-Tak czy inaczej powinieneś mu podziękować, kiedy to wszystko się skończy.- stwierdził Isao, kiedy już przestał się śmiać, na co Jonathan uniósł pytająco brew.- Jeśli dzięki innemu kolorowi oczu i włosów nawet Mickel nie poznał w tobie Sebastiana Morgensterna, to możemy spokojnie założyć, że zdecydowana większość nefilim również tego nie zrobi.

Jonathan zastanawiał się, co na to odpowiedzieć, kiedy nagle zdał sobie z czegoś sprawę.

-Nie mówiłem ci, jak on się nazywa.- przypomniał sobie, patrząc na czarownika podejrzliwie, ale ten tylko wzruszył ramionami.

-Ja zawsze wiem, co piszczy w Podziemnym Świecie, Jonathanie. Gdyby było inaczej, obawiam się, że nie siedziałbyś tutaj teraz.- Isao uśmiechnął się, a Jonathan w myślach przyznał mu rację.- Poza tym Mickel przyszedł do mnie jakiś czas temu, proponując całkiem pokaźną sumkę, w zamian za pomoc przy ich małej rewolucji.

-I czemu się nie zgodziłeś?

-Miałem lepsze zajęcie na wieczór, niż siedzenie w pracowni i ważenie eliksirów.

-Acha. Ładna była?

-Przyzwoita.- Isao parsknął śmiechem. Jonathan zawsze był tak dobry w czytaniu między wierszami, czy po prostu poznał go na tyle dobrze, że doskonale wiedział czego się po nim spodziewać?

Następną chwilę spędzili w ciszy.

Jonathan westchnął. Z jednej strony chciałby, żeby Akira się pospieszył, a z drugiej chętnie odwlekałby ten moment w nieskończoność, gdyby mógł. Nie mógł. Reni na niego czekała, nie darowałby sobie gdyby ją zawiódł. Nawet jeśli to Isao go wskrzesił, Renata była osobą, dzięki której zaczął żyć naprawdę. Nie tylko go wysłuchała, ale także pozostała przy nim po tym jak wyznał jej wszystkie swoje grzechy. I wspierała go. Zawsze. Nie ważne jak bardzo nie chciał powrotu do Idrisu i konfrontacji z przeszłością, musiał to zrobić dla niej. 

No i pozostawała jeszcze kwestia Clary. Jak ona w ogóle się tam znalazła? To oczywiste, że dała się złapać, ale co robiła w Tokio? Jeśli ona tutaj była to Jace i reszta jego bandy prawdopodobnie również. Szukali go? Nie, nie możliwe. Nie mieli pojęcia o tym, że żyje, widział to wyraźnie w zszokowanym wyrazie twarzy swojej siostry. Czyli to musiał być przypadek. Przez Bóg wie ile czasu chodził beztrosko po ulicach tego samego miasta, co jego dawni wrogowie, może nawet minęli się na ulicy i nie zdawali sobie z tego sprawy...

Może jednak przesadzał? Tokio to nie jakieś małe miasteczko, tylko największa metropolia na świecie*. Na chwilę obecną mieszka w nim ponad dwa razy więcej ludzi niż w Nowym Jorku. Jak wielkiego pecha musiałby mieć, żeby w prawie czterdziestomilionowym mieście natknąć się na ulicy akurat na swoją siostrę i jej paczkę.
  
-Wiesz o której przyjdzie Akira?

Pytanie Isao przypomniało mu, że musi skupić się na teraźniejszości. To nie był odpowiedni czas na roztrząsanie rzeczy nieważnych.

-Nie jestem pewien.- Jonathan westchnął, spoglądając na zegar naścienny. Dziesięć po pierwszej. Był u Isao jakieś półgodziny, resztę czasu zajęło mu dotarcie tutaj. Dopiero teraz zaczął zdawać sobie sprawę jak wielka jest stolica Japonii.- Chyba od półtorej godziny do dwóch. Wspominał coś o pójściu do Instytutu swojej siostry i zabraniu broni, a tam nie dojeżdża komunikacja miejska.

Isao skinął głową, po czym wstał z kanapy.

-Skoro macie czas do wieczora, to nie ma co się zbytnio spieszyć. Powinieneś się chwilę przespać.- stwierdził, ignorując posłane mu przez Jonathana spojrzenie sugerujące, że jest niespełna rozumu i kontynuował, zanim młody zdążył się wtrącić i zaprotestować.- No i tobie też przydałaby się jakaś broń.

Jonathan prychnął.- Nie uwierzę, że Wysoki Czarownik trzyma seraficką broń w piwnicy.

Isao posłał mu niepokojący uśmiech mówiący "Lepiej uwierz".



-------------


-Uważaj na głowę.- ostrzegł Isao.

Akurat w tej chwili coś śmignęło tuż obok twarzy Jonathana, a on odskoczył na bok i zdążył dostrzec, jak owe coś odbija się z impetem od zamkniętych drzwi i leci dalej, połyskując fioletowym blaskiem. Morgenstern rozejrzał się po piwnicy i głos uwiązł mu w gardle. Pomieszczenie miało spore rozmiary, jednak było tak zagracone, że miejsca do poruszania się było w nim niewiele. Jonathana zawsze zastanawiało to, że jak na Wysokiego Czarownika Isao ma z domu niewiele magicznych artefaktów. Teraz to wszystko odwołał. Jeszcze nigdy nie widział tylu w jednym miejscu. Części z nich wisiała na ścianach lub suficie, część leżała na podłodze, w kątach, te ważniejsze umiejscowione były w szklanych - na sto procent zabezpieczonych magicznie - gablotach. Pod jedną ze ścian stały cztery olbrzymie, wypchane po brzegi regały. Jonathan podszedł do jednego z nich i przejechał ręką po grzbietach książek.

-To wszystko to magiczne księgi?- zapytał, przyglądając się tytułom. Większości z nich nie kojarzył. Nie mówiąc już o tym, że w ogóle nie widział tu niczego po angielsku. Większość była po japońsku, a jego umiejętność czytania kanji wciąż kulała. Znał znaczenie poszczególnych znaków - przynajmniej tych najczęstszych -, ale gubił się gdy miał złożyć je w spójną całość. Chyba po prostu nie miał do tego wyobraźni. 

-Nie, to tomy "Harry'ego Pottera".- prychnął czarownik, przechodząc na tył pomieszczenia.

Jonathanowi niewiele mówił ten tytuł, ale wyłapał ironię w głosie Isao. Jeszcze raz rzucił okiem na ilość opasłych tomów i zagwizdał z uznaniem. Naprawdę było co czytać. Ciekawe, czy Isao w ogóle wie co dokładnie znajduje się w tych księgach. Jak znał czarownika, to całkiem możliwe, że robiły tylko za element dekoracyjny.

-Nie stój tam tak, tylko podejdź tutaj, bo nie zabrałem rękawiczek, a bez nich tego draństwa nie dotknę.

Jonathan zostawił regał w spokoju i ruszył w kierunku Isao, uważając, żeby niczego po drodze nie zdeptać. Na chwilę odebrało mu mowę, kiedy zobaczył swój miecz i stelę wiszące niepozornie w na tylnej ścianie starej, wiktoriańskiej szafy. Wewnątrz była też cała masa innej broni - białej, ale niekoniecznie serafickiej, na którą Jonathan nie zwrócił zbytniej uwagi.

-Ty... skąd go masz?- zapytał, wyciągając rękę i chwytając za rękojeść Fosforosa.

-Twoja siostra i jej luby odnieśli miecz i twoją stelę do rezydencji Morgensternów. Zabrałem je, bo stwierdziłem, że kiedyś mogę ci się przydać.- Isao wzruszył ramionami.- I proszę miałem rację. A nawet jeślibym jej nie miał, to i tak nie widziałem najmniejszego sensu w zostawianiu tam tego żelastwa, skoro ostatni potomek Morgensternów nabawił się fobii na wszystko co związane jest Aniołem i jego darami.- Zawsze jeden eksponat do kolekcji więcej., dodał w myślach. Po czym rozejrzał się po zagraconym pokoju i stwierdził, że chyba naprawdę ma ze sobą problem.

Jonathan przestał go słuchać już po pierwszym zdaniu. W zamyśleniu przesunął kciukiem po gwieździe zdobiącej klingę.

-Miejsce przeklętego miecza jest w przeklętej rezydencji, hm?- wymruczał pod nosem. Z jakiegoś powodu na jego ustach pojawił się ironiczno-smutny uśmiech.

Pomyślał o Clary, związanej i poobijanej, zdanej na czyjąś łaskę i o wyrazie twarzy Mickela, kiedy wspominał o pertraktacjach z Jasnym Dworem.

Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że nie tylko Renata czeka na ratunek.

-Isao?

-Hym?

Jonathan oderwał wzrok od miecza i spojrzał na czarownika.

-Mógłbyś zrobić dla mnie jeszcze jedną rzecz?



------------





Zgodnie z oczekiwaniami Jonathana, Akira znał Alicante jak własną kieszeń i bez większych problemów wyszukał dla nich trasę dzięki, której mogli ominąć główne ulice w drodze do Grad, a także później, kiedy będą wracać. O ile nie złapią ich do tego czasu.

-Mógłbyś się streścić?

-Szybciej już iść nie mogę, a nie będę za tobą biegał.- odparł brunet.- A w ogóle to mógłbyś chociaż postarać się wyglądać mniej podejrzanie.- powiedział ciszej, nie chcąc aby usłyszała ich para nastolatków, obok której przechodzili. Choć dzieciaki wyglądali na tak zajętych sobą, że pewnie nawet ich nie zauważyli.

Jonathan posłał mu mordercze spojrzenie, ale zwolnił. Chyba faktycznie lepiej nie kusić losu i nie zwracać na siebie uwagi.



Isao miał całkowitą rację, kiedy mówił, że Jonathan zupełnie niezamierzenie stał się nierozpoznawalny na ulicach. Odrobinę inaczej sprawa wyglądała z Akirą - miał w Alicante sporo znajomych, przez których zostali parokrotnie zaczepieni w trakcie drogi do Grad. Akira witał się wtedy z uśmiechem i wdawał się krótką pogawędkę dla zachowania pozorów.

-Myślałem, że rzuciłeś to w cholerę!

-Ta, wpadłem tylko na chwilę.

-Mówiłam ci, że prędzej czy później zatęsknisz? Mówiłam? Ha! I kto miał jak zwykle rację?

Akira uśmiechnął się odrobinę nerwowo, aż zbyt dobrze zdając sobie sprawę, że marnują czas. Nigdy nie był dobry w spławianiu ludzi, zwłaszcza tych, na których choć odrobinę mu zależało.

Jonathan stał odrobinę na uboczu, starając się wyglądać jakby mu to wszystko wisiało i nie tupać ze zdenerwowania nogą. Po raz pierwszy żałował, że w Idrysie nie działają urządzenia elektroniczne. Jakże prościej byłoby gdyby mógł wbić wzrok w ekran telefonu i udawać całkowicie wyalienowanego tak jak to nieraz robił Jun, kiedy chciał wyłączyć się z rozmowy. 

Morgenstern westchnął. Właściwie kiedy zaczęły mu się udzielać zwyczaje przyziemnych?

-Ej, Akiś, a ten przystojniak to kto?

-To... eee...

Jonathan westchnął i przywołał na twarz sztuczny uśmiech. Im szybciej przebrną przez to przedstawienie tym szybciej będą mogli ruszyć dalej. 


------------


Przed południem Isao wybrał się do tokijskiego Instytutu, żeby zrobić to, o co prosił go Jonathan. Czarownik uśmiechnął się chytrze, myśląc o niewielkiej przesyłce, którą miał przekazać Akemi. Co prawda, młody chciał tylko, aby jego szwagier i reszta ich przesłodziaśnej grupki dowiedzieli się, gdzie szukać Clary, ale Isao nie widział nic złego w podgrzaniu atmosfery trochę bardziej i postanowił dodać coś od siebie. W końcu, tytuł Mistrza w Robieniu Zamieszania, nie wziął się z powietrza.

Kiedy dotarł na miejsce zastał Akemi dającą reprymendę dwóm Nocnym Łowczynią, które Isao kojarzył wcześniej z przyjęcia. Jeśli dobrze zapamiętał to były z warszawskiego Instytutu, blondynka miała na imię Mercy, a szatynka Rocky... Albo na odwrót? Z resztą co za różnica. Był pod działaniem czaru, który zmieniał jego wygląd, więc dla nich i tak był kompletnie obcy.

Widząc pojawienie się gościa, Akemi już miała wygonić dziewczyny z pokoju, kiedy Isao powiedział:

-Nie ma takiej potrzeby. Kazano mi tylko dostarczyć to tutaj i przekazać Jace'owi Herondale.- powiedział, unosząc płócienny woreczek.- Czy... zastałem go może?- zapytał. 

-Wydaje mi się, że wyszedł, ale to nie szkodzi, ja mogę mu to przekazać.- powiedziała, wyciągając rękę po przesyłkę.- Właściwie to kim pan jest?

Isao wzruszył ramionami.

-Nikim ważnym, miałem to tylko przynieść.- Podał jej woreczek i zaczął rozglądać się po ładnie ozdobionym pomieszczeniu.

-A kto panu kazał?- zapytała podejrzliwym tonem Akemi, a jej brew powędrowała w górę niemal znikając pod przydługą grzywką.

Niedoszły władca Edomu, proszę pani.

Isao w zarodku zdusił śmiech i przywołał na twarz najbardziej zdezorientowaną minę, na jaką było go stać.

-Nie mam pojęcia. A pani jest...?

Zanim sobie poszedł dokonał wszelkich starań, aby Akemi myślała, że był pod działaniem czaru kontrolującego.

---------------------------------------------------
Will: Tokio wraz z Jokohamą, Kawasaki, Saitamą i innymi miastami nad Zatoką Tokijską stanowi zespół miejski Tokio (tzw. "Wielkie Tokio"), który zamieszkuje blisko 38 mln osób (czyli tyle co w całej naszej Polsce O.o). Natomiast uważany za "Stolicę świata" Nowy Jork na stałe zamieszkuje tylko około 18,5 mln, więc Tokio jest nieporównywalnie większe. Mam wrażenie, że większość tych ludzi, co szwenda się po ulicach Nowego Jorku, to goście, którzy wbili na imprezę do Magnusa, a zaraz potem zabrali się do domu xP Nie patrzcie tak na mnie, trochę geografii wam się w życiu przyda XD No i Bella jest umierająca, więc kto mnie zdoła powstrzymać, muahaha xD A i przy okazji kompletnie nie miałam pomysłu na tytuł, więc jest jaki jest >.>