czwartek, 11 lutego 2016

Rozdział 3 - Where do I go?

Jonathan wyszedł z domu około dziesiątej, gdy Isao jeszcze spał. A gdy wyszedł, nie chciał już wracać. Nie robił tego często ostatnimi czasy. Rzadko kiedy w ogóle wychodził z pokoju, a co tu dopiero mówić o wychodzeniu na miasto, do ludzi. Nie czuł potrzeby szukania sobie towarzystwa. Zawsze był sam, więc dlaczego teraz miałoby być inaczej.   

Jednak tego dnia coś go mocno natchnęło i spędził praktycznie cały dzień szwendając się po Tokio. Nie można tego nazwać zwiedzaniem, bo szczerze, nie miał żadnego konkretnego celu. Fakt, zgubił się ze trzy razy, ale nie przeszkadzało mu to zbytnio. Zawsze mógł zaczepić przypadkowego przechodnia i zapytać o drogę, co z resztą robił, nawet jeśli nie było to konieczne. Chciał potrenować trochę japoński, a przecież najlepiej uczy się w praktyce. Nauka języków nigdy nie sprawiała mu problemu. Co prawda, alfabet i pisownia dalej go przerastały, ale z samą wymową radził sobie nieźle.

Kiedy na zegarach wybiła godzina szesnasta, z niechęcią stwierdził, że wypadałoby zbierać się do domu. Zanim do niego dotrze minie kolejne półgodziny, a chciał jeszcze dzisiaj porozmawiać z Isao.

Przechodził akurat obok przystanku, kiedy ktoś wskoczył z autobusu centralnie pod jego nogi. Zachwiał się i gdyby nie lata treningów, wrodzony talent i doskonały balans ciała leżeliby teraz oboje na mokrym chodniku. Osoba, która w niego wpadła miała około metra siedemdziesiąt wzrostu, włosy koloru karmelowy blond i definitywnie była kobietą. Nawet całkiem ładną kobietą.

Nieznajoma podniosła głowę i skierowała na Jonathan spojrzenie bladoniebieskich oczu. Przyglądała mu się z ciekawością i lekkim zaskoczeniem, tak intensywnie, że nie był w stanie się poruszyć. Nie mógł się nawet odsunąć, więc wciąż trzymał ją jedną ręką za łokieć, drugą w talii, bardzo blisko siebie. Zdecydowanie zbyt blisko, a mimo to dziewczyna nie wyglądała na ani trochę speszoną.

-Wszystko w porządku?- zapytał, unosząc jedną brew do góry.

Jej odpowiedź była zgoła inna niż się spodziewał.

-Jesteś Nocnym Łowcą.- stwierdziła.

Morgenstern wstrzymał oddech. Podziemna? Nefilim? Faerie? Znała go? Jonathan opanował wzbierającą w nim panikę i posłał jej pytające spojrzenie.

-Kim?

-Nocnym Łowcą.- powtórzyła nieznajoma.

Jonathan odsunął się od niej w tempie natychmiastowym i po prostu sobie poszedł nie wdając się zbędne dyskusje. Co innego miałby zrobić? Zaciągnąć do ciemnego zaułka i uciszyć, bo domyśliła się, że był nefilim? Nie potrafiłby nawet gdyby chciał. Poza tym, nie powiedziała jego nazwiska, więc najpewniej nie wiedziała kim jest. Przez chwilę jeszcze czuł na plecach jej spojrzenie, ale nie próbowała go gonić.

Dopiero chwilę później przypomniał sobie, że nie ma ciele żadnych run, ani nawet śladów po nich. Isao o to zadbał. Nie nosił również broni, czy stroju bojowego. Skąd wiedziała? Nie wyglądała na Podziemną, a nawet jeśli nią była nie miała prawa automatycznie skojarzyć Jonathana z Nocnymi Łowcami. Chyba że potrafiła czytać w myślach? Bez sensu. 

Po naprawdę długim zastanowieniu doszedł do jednego wniosku: spotkał wyjątkowo utalentowanego demona ze zdolnością czytania w myślach i przybierania tak realistycznej ludzkiej postaci, że zdołał oszukać jego instynkt. Sam szczerze w to nie wierzył, ale innej opcji po prostu nie widział.

Jonathan wrócił do budynku należącego do Isao, przywitał się grzecznie z ochroniarzem - tak naprawdę to nie, ochroniarz sam się przywitał, a on odpowiedział niemrawym skinięciem głowy. Isao musiał mu wcześniej wyjaśnić, że ma teraz współlokatora, bo nie pamiętał, żeby kiedykolwiek się przedstawiał - i po raz pierwszy użył klucza elektronicznego, który Isao dał mu już jakiś czas temu, żeby dostać się do windy. Zastał czarownika siedzącego w salonie ze swoim najlepszym przyjacielem - kieliszkiem wina. Wydawał się głęboko zamyślony i przez chwilę Morgenstern miał ochotę przemknąć do swojego pokoju, póki nie został jeszcze zauważony, ale ostatecznie zrezygnował. 

Uciekał od świata przez ostatnie dwa miesiące, najwyższy czas dać sobie spokój, zapomnieć o przeszłości i żyć dalej skoro otrzymał drugą szansę. Szkoda tylko, że łatwiej powiedzieć niż zrobić.

Westchnął, co go niestety zdradziło. Isao wstał i podszedł do oszklonego kredensu, skąd wyciągnął drugi kieliszek.

-Może usiądziesz?- zaproponował.

Jonathan z chęcią przystał na tę propozycję. Poważna rozmowa wychowawcza z Isao Morri'm, zdecydowanie nie była rzeczą, w której chciał uczestniczyć na trzeźwo. 


----------


Alec i Magnus siedzieli razem na kanapie, w wynajętym mieszkaniu, gdzieś w Nowej Zelandii i oglądali po kolei wszystkie filmy, które czarownik polecił brunetowi. Jakiś czas temu Magnus wparował do Instytutu, oznajmiając Alec'owi, że ma spakować się w trybie natychmiastowym, bo wyjeżdżają razem na małe wakacje. I tyle. Żadnego gdzie, po co i na ile. Po prostu zebrali się i pojechali, i nikt nie miał nic do gadania. Łącznie z samym Alec'iem, którego, co prawda, na początku zdziwił taki obrót spraw, ale w gruncie rzeczy się cieszył. Po tych wszystkich stresach każdemu z nich należał się długi urlop.

I tak siedzieli już trzeci tydzień w Nowej Zelandii, nie przejmując się nikim i niczym poza sobą nawzajem. Tylko Alec co jakiś czas przypominał, że muszą wrócić zanim Jace'owi i Clary zabiją ślubne dzwony, bo opuszczenia ślubu swojego parabatai by sobie nie wybaczył.

Dochodziła północ, na dworze sypał śnieg, a oni oglądali właśnie scenę, w której Tris i Tobias wspinali się na diabelski młyn, kiedy Lightwood'a naszło bardzo niepokojące przeczucie.

-Dlaczego mam wrażenie, że Jace wpakował się w jakieś bagno?- rzucił Alec.

Wysoki czarownik Brooklyn'u wzruszył ramionami.

-Kto wie? W końcu to jedna z jego ulubionych rozrywek.- powiedział, układając się wygodniej na swoim chłopaku i nie wyglądając na ani trochę przejętego. 

W tej kwestii Alec musiał przyznać mu rację.
____________________________
Will: Twój tytuł >.>
Bella: Mojej głupoty, raczej >.>
Will: ... Okej, powiedzmy O.o
*delektują się pączkami, bo Tłusty Czwartek*
Will: Yyym! *brudzi się nadzieniem* Durny dżem! >.<
Bella: Hahaha xD Masz w tym całą twarz xD
Will: Nieśmieszne.
Bella: Ale pączki są dobre ^^
Will: No, ciężko się nie zgodzić.

2 komentarze:

  1. Fajny rozdział. Sorry, że tak krótko, ale łeb mnie boli, baaaardzo.
    Pozdrawiam RosalieIris

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajny rozdział ^^ Masz talent do pisania. Gdyby nie to, że cierpię na brak wolnego czasu, przeczytałabym całość ;/
    Ehh, pozdrawiam i przede wszystkim dalszej weny życzę! ;*

    http://tajemnica-chlodu.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń