środa, 2 marca 2016

Rozdział 8 - Różnica pomiędzy Jonathanem a Sebastianem.


To nie tak, że Renata nie wiedziała o problemach swojego brata. Wiedziała bardzo dobrze, po prostu nie miała pojęcia, co zrobić by mu pomóc. Parę razy próbowała podjąć rozmowę, ale Jun zawsze zbywał ją górą roboty do skończenia i unikał jej, dopóki nie przestawała naciskać. Reni chciała wierzyć, że jej brat jest rozsądny, że nie będzie próbował targać się na swoje życie. Miał zbyt wiele do stracenia, aby tak postępować. Jednak w głębi duszy czuła olbrzymi niepokój. Nawet Netaron poradził jej kiedyś, żeby bardziej zwracała uwagę na to, co Jun robi w wolnym czasie, bo któregoś dnia może dostać telefon ze szpitala. Akurat tego nie musiał jej mówić.

Zawsze kiedy Reni się budziła, Jun jeszcze spał. Czasem zdarzało się, że wstał wcześniej i Renatę budził szum prysznica, albo przytłumione fałszowanie brata w kuchni, albo szczekanie Keo, kiedy Jun usiłował założyć mu uprząż spacerową. W każdym razie, Jun był w domu, kiedy ona wychodziła do szkoły.

Tym razem go nie było. Do późna ślęczała nad podręcznikami, więc miała szansę usłyszeć jak wychodzi w nocy. Nie zdążyła go powstrzymać.

Jeśli do tej pory nie wrócił..., urwała, zbyt przerażona, żeby dokończyć tę myśl. Ubrała się, zaplotła włosy i zjadła śniadanie. Zrobiła sobie nawet delikatny makijaż, tylko po to, żeby bardziej odwlec moment wyjścia z domu. Miała cichą nadzieję, że Jun jeszcze wróci...

Ale nie wrócił.

Nie mogła się do niego dodzwonić - albo miał wyłączony telefon, albo padła mu bateria.

-Błagam, powiedz, że poszedł do wytwórni. Albo, do któregoś z chłopaków i się zasiedział.- Spojrzała błagalnie na Netarona. Zaczęła bezwiednie głaskać Ash, która ułożyła jej się na kolanach. Miękkie, kocie futro pomagało jej się uspokoić. Tylko trochę, ale to i tak coś.

-Jun żyje. I bez mojej pomocy wiedziałabyś gdyby było inaczej.- zapewnił.- Po prostu idź na lekcje i poczekaj aż wróci.

Mimo jego słów, na zajęciach siedziała sztywna jak struna. Nie była w stanie skupić się na niczym poza równomiernym tykaniem zegara, a kiedy wybił ostatni dzwonek poderwała się z ławki jako pierwsza i z duszą na ramieniu pognała na przystanek. Droga do domu nigdy nie wydawała się jej tak długa, jak wtedy. Postanowiła, że na miejscu zadzwoni po kolei do Akiry i pozostałych chłopaków z zespołu. Stanęła przed drzwiami i nacisnęła klamkę, spodziewając się, że będą zamknięte. O dziwo, ustąpiły. Z salonu doszły do niej odgłosy rozmowy.

-Ale to nie jest logiczne! Masz niemieckie nazwisko-

-Co nie znaczy, że jestem Niemcem. Ile razy mam powtarzać?

Dwa głosy - jeden wyraźnie rozbawiony i drugi tak znajomy, że Renacie zaszkliły się oczy. Rzuciła torbę w korytarzu i pobiegła do salonu. Chwilę później zaciskała ręce na koszulce zdziwionego Juna.

-Ty idioto!- jęknęła z wyrzutem.

Nie miała najmniejszych wątpliwości, co do tego jak chłopak spędził noc - był wręcz przesiąknięty zapachem alkoholu. Mimo to nie chciała się jeszcze od niego odsuwać. Nie spodziewała się przeprosin. Jun nigdy nikogo nie przepraszał i ona nie była wyjątkiem, nawet jeśli była dla niego jak siostra. Za to odwzajemnił uścisk i pogładził ją po głowie. Pociągnęła nosem, odsuwając się na tyle, żeby móc spojrzeć mu w oczy.

-Jeśli jeszcze raz napędzisz mi takiego stracha, to nie wiem, co ci zrobię, ale z pewnością nic przyjemnego.- zagroziła, na co on się roześmiał. Trzepnęła go w ramię.- Przestań!- Odepchnęła go.- A w ogóle to idź się umyć, bo śmierdzisz!

-Może faktycznie powinienem.- Zachichotał, po czym jego uwaga przeniosła się na Jonathana, który przyglądał się tej scenie z lekkim zaskoczeniem.- Siostra, to jest...

-Wiem, kim jest.- wtrąciła Renata. Takim tonem, że Jonathan miał wątpliwości, o które "kim jest" jej chodzi.

-...Jonathan. Serio, znacie się?- zapytał, zdziwiony.

-Można tak powiedzieć.- Białowłosy podniósł szanowne cztery litery z kanapy. Wygrzewająca się na jego kolanach Ash prychnęła ostentacyjnie na takie traktowanie i wyniosła się do kuchni.

-Tym lepiej. Zajmiecie się sobą, a ja pójdę wytrzeźwieć.- Wyszczerzył się i zniknął w swoim pokoju.

Blondynka doskoczyła do Jonathana nim ten zdążył się w ogóle odezwać, przytuliła się do niego, po czym równie szybko się odsunęła.

-Dziękuję za przyprowadzenie tego łosia z powrotem.- Uśmiechnęła się szeroko.- Co chcesz do picia?

-Herbatę.- odpowiedział, w sumie, instynktownie, bo mentalnie jeszcze nie do końca pozbierał się po tym, co zrobiła wcześniej. Już dwa razy w trakcie ich niezwykle krótkiej znajomości naruszyła jego przestrzeń osobistą. Poprzedni raz to jeszcze rozumiał, wpadła na niego przez przypadek, ale co to było to przed chwilą?! Planował po prostu pożegnać się i wyjść, a nie wdawać się w dyskusje przy herbacie!

Ech... skoro już się w to wpakowałem to równie dobrze mogę chwilę zostać., pomyślał. Przynajmniej mam pewność, że nie jest demonem., dodał i poszedł do kuchni.

-Właściwie, to jak masz na imię?- zapytał, przybierając neutralny wyraz twarzy.

-Renata.

-Ekspertem nie jestem, ale to chyba nie jest japońskie imię.

-Nie jest.- potwierdziła.- Jestem Polką. W Japonii mieszkam od śmierci rodziców.- Postawiła na stole dwa kubki.- Siadaj, ja muszę jeszcze nakarmić zwierzyniec.- Keo obudził się jak na zawołanie i zniecierpliwionym szczekaniem dawał znać o swojej obecności.

Jonathan usiadł, ale ani na moment nie spuścił z niej wzroku, dokładnie analizując każdy jej ruch. Nie, zdecydowanie nie mogła być Podziemną. Przeczył temu każdy jej krok i gest - zarówno fearie, wilkołaki, jak i wampiry miały charakterystyczny sposób poruszania się, po którym nauczył się je rozpoznawać. Wszystko wskazywało na to, że jest zwykłym człowiekiem. No chyba, że...

-Jesteś nefilim?- zapytał. Renata podniosła na niego wzrok.- Poznałaś, że ja nim jestem pomimo, że nie mam na ciele żadnych run... już sam fakt, że wiesz o istnieniu Łowców...

-Jestem Przyziemną.- przerwała mu.- Chyba tak nas nazywacie, nie? Urodziłam się Przyziemną i planuję zostać nią do śmierci.- zapewniła, siadając naprzeciwko niego. Spojrzała mu prosto w oczy i uśmiechnęła się.- A reszta, to już moja mała tajemnica.

Jonathan uniósł do góry jedną brew, ale nie skomentował tego w żaden sposób. Przyziemna, wiedząca o istnieniu Świata Nocy. Teoretycznie, jako nefilim, powinien teraz powiadomić Clave o jej istnieniu, żeby podjęło odpowiednie środki bezpieczeństwa bla, bla bla... jak to dobrze, że nigdy nie liczył się z ich zdaniem.

-Dlaczego nie masz Znaków?- spytała nagle, wyrywając go z zamyślenia.

-Pewien czarownik się ich pozbył.

-Dlaczego?

Jonathan instynktownie miał ochotę się zdenerwować i aż sam się zdziwił, kiedy owa irytacja nie nadeszła. Czasem jego ciało, przyzwyczajone do starych odruchów, zapominało, że teraz ma innego właściciela. Bo tak się właśnie czuł od kiedy Clary potraktowała go niebiańskim ogniem, jakby w jednej sekundzie stał się zupełnie inną osobą - zdecydowanie spokojniejszą, posiadającą inne priorytety i przede wszystkim zdolną do odczuwania uczuć. Wszystkich, nie tylko pożądania i gniewu. Gdy powiedział o tym Isao, czarownik stwierdził, że to właśnie jest różnica pomiędzy Jonathanem a Sebastianem. Może miał rację.

-Jak wiele wiesz o Nocnych Łowcach?- zapytał, zamiast odpowiedzieć.

-Niewiele. Tylko to, co usłyszałam od mamy i czego sama się domyśliłam.- Reni westchnęła.

-Powiedziałaś wcześniej, że twoi rodzice nie żyją.- Jonathan nie zdążył ugryźć się w język i przez chwilę obawiał się, że przesadził z bezpośredniością. Jednak łagodny uśmiech na twarzy dziewczyny momentalnie go uspokoił.

-Tak. Zginęli w wypadku samochodowym.

-Nie wyglądasz na zbyt przejętą.

Wzruszyła ramionami.

-To było pięć lat temu. Czasami za nimi tęsknię, ale okres żałoby mam już za sobą.- Od razu przypomniała sobie te dwa tygodnie, które spędziła sama w swoim pokoju w domu wujków. Nie rozmawiała z nikim, nie jadła, prawie się nie poruszała... nawet nakrzyczała na Netarona, który mimo to ani na chwilę nie zostawił jej samej. Nigdy więcej nie chciała wracać do tego okresu.- Są teraz w lepszym miejscu i to się liczy.

-Całkiem zdrowe podejście.- pochwalił. Dobrze, że nie trafił na taką, co lubi się nad sobą umartwiać.

-No nie? A co z twoimi rodzicami?

-To... bardziej złożona historia...- Jonathan podniósł do ust kubek z herbatą, zastanawiając się dlaczego właściwie jeszcze tu siedzi. Fakt, polubił Juna, a i Renata wydawała się być w porządku, ale to nie znaczyło, że zaraz będzie spowiadał jej się z całego swojego życia. Chociaż z drugiej strony...

Ciekawe, jakby zareagowała?, zastanowił się.

-Ja mam czas.

Pokręcił głową.

-Nie będziesz chciała mnie później znać.- powiedział poważnie.

-Nigdy nikogo nie odrzucam.- prychnęła cicho. Jonathan mógł dać sobie rękę uciąć, że nauczyła się tego od swojego kota.- Zobacz chociażby na Juna. Masz pojęcie jak ciężko wytrzymać w jednym domu z rozpieszczonym idolem, który teoretycznie powinien się mną opiekować, a w praktyce wychodzi zupełnie na odwrót? Już sam fakt, że nie rzuciłam tego w cholerę świadczy o moim wielkim sercu i naturze Matki Teresy.- parsknęła śmiechem, ale sekundę później była już całkowicie skupiona.- Mówię serio. Widziałam ten bandaż wystający ci z rękawa.- Jonathan odruchowo schował rękę, jakby to miało cokolwiek zmienić.- Ludzie nie tną się z byle powodu.

-Ludzie tną się, żeby poczuć ból i odreagować. Mają wtedy wrażenie, że panują nad swoim życiem.- Podwinął rękaw i zaczął wpatrywać się w ten nieszczęsny bandaż.- Ja chciałem po prostu ze sobą skończyć. I pewnie bym to zrobił, gdyby Isao w porę nie zabrał mi noża.

-Wyjaśnij mi.- poprosiła, a może rozkazała? Nie, w jej oczach wyraźnie malowała się prośba.

Co mam ci wyjaśniać? Że rodzina mnie nienawidzi? Że nie zasługuję na to by oddychać? Że nie potrafię się ogarnąć i zostawić przeszłości za sobą?

-Tak.- powiedziała.- O tym właśnie chcę usłyszeć.

Jonathan zdębiał. Powiedział to na głos? Nie, niemożliwe. W takim razie, skąd...?

A zresztą..., pomyślał i zaczął opowiadać.

Nie był pewien ile czasu spędzili w kuchni, przy wystygniętej herbacie, ale wiedział, że Renata, ani na chwilę nie zerwała z nim kontaktu wzrokowego. A kiedy skończył mówić po prostu złapała go za rękę, tę zabandażowaną, i splotła palce z jego. I dalej tak siedzieli, aż na dworze zrobiło się ciemno. Płakał wtedy po raz pierwszy w życiu.  

1 komentarz:

  1. Taki swit end. Slodko bylo i w ogole (pisze bez polskich znakow, bo to oddaje stan w jakim sie znajduje). Nie wiem co jeszcze...
    Weny i czekam na nastepny
    Pozdrawiam serdecznie RosalieIris 😊

    OdpowiedzUsuń