wtorek, 15 marca 2016

Rozdział 10 - Ślub i wesele


-parę miesięcy później-


Tego popołudnia pogoda wyjątkowo dopisywała i całe szczęście, bo Matka Natura nie chciałaby mieć do czynienia z Isabelle Sophie Lightwood, gdyby na ziemię spadła choć jedna kropla deszczu. Dzisiaj wszystko musiało pójść idealnie. Ogród, w którym miało mieć miejsce wielkie wydarzenie został starannie udekorowany według projektu Isabelle. Ogromny tunel z girlandy oraz złoty dywan prowadziły prosto do bogato ozdobionego łuku weselnego. Krzesła dla gości były owinięte złotym materiałem. Po namyśle zrezygnowała z wieszania balonów na zewnątrz, za to wnętrze domu wręcz w nich tonęło.

Praktycznie wszyscy łącznie z panem młodym, zajęli już swoje miejsca. Czekali tylko na jedną osobę.

-Nie ma mowy, Izzy. Ja tam nie wyjdę!- Clary tupnęła obcasem, wskazując ręką na okno. Wczoraj była tak podekscytowana, że nie czuła żadnego lęku, ale dzisiaj, kiedy mama pomagała jej ubrać piękną, złotą suknię ślubną i zrobić makijaż uderzyło w nią przerażenie w najczystszej postaci. Nawet teraz bolał ją brzuch, chociaż wypiła dwa kubki melisy i połknęła jedną czwartą opakowania tabletek ziołowych. Mieli zacząć pięć minut temu, ale Clary nagle zapomniała słów przysięgi. Jakże łatwiej byłoby powtarzać słowa po księdzu, niech szlag trafi te śluby Nocnych Łowców! Luke, który miał odprowadzić ją do ołtarza, wykazał się wielką cierpliwością, czekając aż się uspokoi...

-Wyjdziesz, wyjdziesz! Nie po to przez ostatnie miesiące wszystko przygotowywałam, żebyś teraz stchórzyła!

...Jednak Isabelle nie była tak wyrozumiała i po prostu chwyciła swoją przyjaciółkę za ramię i wyrzuciła ją z przedsionka.

Clary chwyciła się kurczowo Luke'a, czując się jakby miała zaraz zemdleć. Stawianie nogi za nogą nagle okazało się ponad jej siły i całą uwagę skupiała na tym, żeby się nie potknąć. Słyszała muzykę, czuła na sobie spojrzenia Jocelyn, Alec'a, Maryse i Roberta, Magnusa, Simona i innych. Nawet Zachariasz i Tessa mignęli jej gdzieś w tłumie. Izzy zaprosiła ponad sto osób! Clary nie wiedziała dlaczego, przecież połowy z nich nawet nie znała, a im więcej par oczu na nią patrzyło tym bardziej się stresowała... a potem spojrzała w stronę ołtarza. Zobaczyła Jace'a w ciemnych spodniach, białej koszuli i rozpiętej złotej marynarce z blond lokami zaczesanymi do tyłu i zapomniała o Bożym świecie. W jednej chwili ojczym przekazywał dłoń rudowłosej przyszłemu zięciowi, a w następnej byli już po przysiędze i Alec podawał im stele, którymi mieli narysować sobie Znaki małżeńskie. Miłości i oddania. Potem zatracili się w pocałunku.


----------


-Gotowa na imprezę, pani Herondale?- wyszeptał jej do ucha Jace, posyłając swojej ukochanej psotny uśmiech. Kiedyś ja denerwował, teraz uważała, że dodawał mu uroku.

-Gotowa jak nigdy dotąd.

Przyjęcie weselne się rozkręcało.

Wszyscy goście byli zachwyceni wystrojem.  Zabawa odbywała się na świeżym powietrzu pod olbrzymim namiotem, który przystrojono przepięknie w odcienie jasnego złota z dodatkami srebra i kości słoniowej. Poły zostały uniesione, aby goście mieli doskonały widok na małą fontannę. Woda skrzyła się w popołudniowym słońcu. Z jednej strony namiotu znajdował się parkiet do tańca, z drugiej zasobny szwedzki stół, a w małym kąciku sala dla małych dzieci wypełniona zabawkami oraz różnymi sprzętami technologicznymi.

-Isabell przeszła samą siebie.- powiedział Alec do Magnusa.

Czarownik skinął z uznaniem głową.

-To prawda.- przyznał. Po czym dodał o wiele ciszej:- Będę musiał się do niej zgłosić w niedalekiej przyszłości.

Alec nie wierzył własnym uszom.

-Mógłbyś powtórzyć? Niestety, nie dosłyszałem.

-To prawda.- powtórzył Magnus, nagle speszony.

Alec uniósł brew.

-Mógłbym przysiąc, że słyszałem coś jeszcze...  Ale nie ci będzie. Nie będę się o to kłócić.- skapitulował, uśmiechnięty od ucha do ucha. I tak się niedługo dowie.

Co jakiś czas do Jocelyn i Luka podchodził ktoś z gości, żeby pogratulować im nie tylko wspaniałej córki, ale także ciąży. Clary będzie miała siostrę, a jej mama w końcu mogła być szczęśliwa.

To był dopiero drugi miesiąc, a rozmowy na temat imienia dla dziewczynki już trwały. Oczywiście, rodzice nie musieli liczyć się ze zdaniem Clary, ale jednak o nie zapytali. Rudowłosa opowiedziała im wtedy, co widziała, kiedy z przyjaciółmi dostali się do demonicznego wymiaru, a na koniec poprosiła, żeby dać dziewczynce na imię Valentina, chociaż spodziewała się natychmiastowego odrzucenia tej propozycji. Wbrew jej przypuszczeniom - Jocelyn się rozpłakała i powiedziała, że musi to przemyśleć.

Kiedy teraz patrzyła jak Luke i Jocelyn tańczą razem, śmiejąc się wesoło, oczy Clary zaszkliły się z radości.

Obok niej stała Izzy - ubrana w długą do kostek, czarną suknię na ramiączkach z rozcięciem do połowy uda, która idealnie podkreślała jej smukłe nogi.

-Hej! To ma być najszczęśliwszy dzień twojego życia!- zbeszta rudowłosą, gdy zobaczyła, że tak jest o krok od wylania potoku łez.- A ty zaraz kompletnie zniszczysz sobie makijaż! Nie pozwolę na to.

-To jest najszczęśliwszy dzień w moim życiu, tylko...- szepnęła.

-Och, Clary, co się dzieje? Chodzi o Jocelyn?

Kiwnęła głową.

-Jest taka szczęśliwa z Lukiem. Żałuję, że to nie on jest ojcem moim i Jonathana. Wtedy te wszystkie straszne rzeczy by się nie wydarzyły. Max nadal by żył.

-Naszły cię wątpliwości?- zapytała niespokojnie.

-Nie, w żadnym razie. Po prostu... tak bardzo kocham Jace'a...- urwała, nie potrafiąc, a może nie chcąc ubrać w słowa swoich obaw.

-Clary, zawsze na pierwszy rzut oka było widać, że Jace za tobą szaleje. Początek waszej znajomości był niekonwencjonalny, zgoda, ale wy nie umiecie żyć bez siebie. Rozumiem, martwisz się, że kiedyś możesz być taka jak Valntine, ale znam cię już dość długo i uważam, że jesteś najczystszą Nocną Łowczynią, jaka chodziła po tej ziemi. Gdybyś mogła to pomogłabyś każdemu.- Isabelle ujęła ręce Clary w swoje i ścisnęła je mocno.- Zresztą, klamka już zapadła.- dodała uśmiechając się szeroko.

Kto, jak kto, ale Izzy potrafi wszystko trafnie podsumować., pomyślała Clary, a potem obie zaczęły chichotać. I nie, wcale tak dużo nie wypiły.

W takim stanie chwilę później znalazł je Jace.

-Cześć, słońce.- powiedział, obejmując Clary ramieniem i pocałował ją w skroń. Potem zwrócił się do siostry:- Izzy, gdyby nie ty nie udałoby nam się wyrobić ze wszystkim w tak krótkim czasie. Wszyscy są zachwyceni.

-Dzięki, braciszku, ale to trochę mało powiedziane. Napracowałam się przy waszym weselu.- przypomniała uczynnie, jakby sami nie byli tego doskonale świadomi. To Izzy zajmowała się wynajmem namiotu i cateringu, a nawet stroje i dekoracje zaprojektowała w większej mierze sama. I była niesamowicie dumna z efektu końcowego.- Dobra, uciekam poszukać twojego drużby, który, całkiem przypadkiem, jest moją osoba towarzyszącą.

Mrugnęła do nich i oddaliła się w stronę Simona, który pił w towarzystwie Aleca i mistrza imprez zwanego Magnusem.

Jace z uśmiechem na ustach jeszcze raz przyjrzał się dziewczynie.

Nie był pewien czy ten oszałamiający wygląd Clary zawdzięcza Isabelle, czy własnej inwencji twórczej, ale mało go to obchodziło. Właściwie, to zapominał o całym Bożym świecie, gdy tylko rudowłosa znajdowała się w zasięgu jego wzroku. Miała na sobie zieloną sukienkę idealnie komponującą się z jej oczami, tak delikatną i zwiewną, że wyglądała jak uszyta z wiatru. Sięgała do kolan, ale była przedłużana z tyłu. Na nogach miała czarne kabaretki na koturnie - wiele jej nie dały, nadal była mała jak skrzat - z zielonymi różyczkami po zewnętrznej stronie. Na prawej ręce miała trzy bransoletki - dwie czarne i jedną zieloną -, a na uszach długie kolczyki. Jej rude włosy były rozpuszczone i swobodnie spływały na ramiona i plecy.  

Zgrabna dłoń Clary pomachała mu przed oczami.

-Zawiesiłeś się?

Zamiast odpowiedzieć, przyciągnął ją do siebie.

-Przepięknie wyglądasz, Clarisso.

Wtuliła się w niego z uśmiechem.

-Ty także. 

Porozmawiali jeszcze chwilę, aż uwagę wszystkich przyciągnęło dość osobliwe widowisko - Wysoki Czarownik Brooklyn'u, Magnus Bane, wszedł na stołek od fortepianu z mikrofonem w jednej ręce i kieliszkiem szampana w drugiej i, chwiejąc się lekko, zaczął głosić swoją przemowę.

-Znałem Clary od kiedy była wielkości krasnala ogrodowego...

Podczas gdy Clary rozważała zapadnięcie się pod ziemię, Jace nachylił się do Aleka i szepnął mu na ucho:

-Lepiej go stamtąd zabierz, bo zaraz zacznie opowiadać o waszym życiu seksualnym.
___________________________
Will: Potem zatracili się w pocałunku. Jaka ja jestem romantyczna, huehuehue~
Bella: Winszuję ^^ *rozlewa Pepsi do kuków*
Will: Zapisz to, bo jak ten ślub się nam usunie, to nie będę go pisała od nowa.
Bella: Tamtaram ta ta tatam~
Will: Tatatatata tararam~
Bella: Hahaha XD
Will: Hahahahaha xD Kurde, dzwoń po psychologa xD
Bella: Nie, psychiatrę xD Jakie my jesteśmy głupie...
Will: ... Spoko ._.

1 komentarz:

  1. Zostałaś nominowana do LBA.
    Szczegóły na moim blogu

    OdpowiedzUsuń