sobota, 10 grudnia 2016

Rozdział 20 - I od nowa Polska Ludowa...

Jace przyszedł do Grad, żeby porozmawiać z Jią. Chciał wiedzieć czy są już jakieś informacje na temat możliwego miejsca pobytu Clary. Tokio było naprawdę ogromnym miastem, a on nawet nie miał pewności czy rudowłosa w ogóle się w nim znajduje, czy może została wywieziona gdzieś poza jego granice. Alec miał skontaktować się z Magnusem, ale utkanie czaru tropiącego zajmuje trochę czasu, a Jace nie chciał czekać. Jednak pani konsul nie miała dla niego żadnych nowych wiadomości

Szlag.

Miał już wracać do tokijskiego Instytutu, ale jakaś tajemnicza myśl, która nagle zaświtała mu w głowie kazała mu wpierw zajrzeć do Sali Anioła. Dotarł tam w kilka minut. Przed drzwiami do pomieszczenia nie było straży, co już samo w sobie było dziwne, bo po aferze z Morgensternami podwojono środki ostrożności. Wszedł do środka i od razu zobaczył, co jest nie tak - gablota w której trzymano Kielich Anioła była pusta.

Coś błysnęło pośród szkła leżącego na podłodze. Jace schylił się, żeby to podnieść i wtedy przez drzwi wbiegł Robert w towarzystwie trzech Nocnych Łowców. Spojrzał na chłopaka z niemałym zaskoczeniem, ale jego szok tylko się spotęgował, gdy dostrzegł pustą gablotę.

-Jace, co tu się stało?- zapytał, naglącym tonem.

Jace ukradkiem schował do kieszeni przedmiot, wyglądający jak zwykły damski łańcuszek. Dopiero potem podniósł się do pionu i odwzajemnił poważne spojrzenie przyszywanego ojca.

-Wygląda na to, że ktoś ukradł Kielich.- odpowiedział. Po czym dodał, lekko uszczypliwie:- Znowu.

-Widziałeś kto to był?- kontynuował Robert, puszczając ton Jace'a mimo uszu. Widocznie przyzwyczaił się już do jego odzywek.

Kiedy blondyn pokręcił przecząco głową, Inkwizytor zwrócił się do swoich towarzyszy.

-Każcie obstawić wyjścia i przeszukać całe Grad, jeśli złodziej wciąż jest gdzieś w pobliżu to musimy go znaleźć. Poszukajcie też strażników, którzy mieli pilnować wejścia.

Wszyscy trzej nefilim - którym Jace nie poświęcił ani grama uwagi, bo i po co, skoro nawet ich nie znał - rozbiegli się, żeby przekazać rozkazy dalej.

-Co ty tu w ogóle robisz?- zapytał na odchodnym Robert.- Przecież zostaliście wysłani do Tokio.

Jace tylko wzruszył ramionami, definitywnie nie zamierzając odpowiadać na jego pytanie, więc pan Lightwood od razu odpuścił i również opuścił Salę Anioła.

Herondale natomiast poszedł prosto do Bramy i przeniósł się z powrotem do Tokio. Z westchnieniem opadł na kanapę w salonie w Instytucie. Z każdą chwilę coraz bardziej bolała go głowa. Zazwyczaj nienawidził bezczynności, ale w tej chwili chciał tylko, żeby już było po wszystkim. Chciałby znów trzymać Clary w swoich ramionach, miałby wtedy pewność, że jest cała i zdrowa. Do tej pory nie brał tej całej wojny na poważnie. Sądził, że po Morgensternie nie może ich spotkać już nic gorszego. Dopiero kiedy wczoraj w nocy Clary dosłownie rozpłynęła się w powietrzu zanim zdążyli do niej dotrzeć, zdał sobie sprawę z niebezpieczeństwa, jakie czyhało na nich wszystkich. 

Niech ona tylko wróci do domu, a raz na dobre wybiję jej z głowy szwendanie się po nocach całkiem samej.

-Oh, Jace!- Usłyszał za sobą głos właścicielki Instytutu.- Dobrze, że już wróciłeś.

Akemi podeszła do niego szybko, stukając o podłogę wysokimi obcasami. Podobnie jak Clary nie grzeszyła wzrostem, ale ona chociaż próbowała ratować się obuwiem. Nie do wiary, że nawet tak banalny szczegół przypominał mu o rudowłosej. 

-Pewien człowiek przyszedł tutaj jakiś czas temu i zostawił to.- Pokazała mu niewielki woreczek.- Kazał przekazać tobie.- dodała, podając mu przedmiot.- Nie wiem co jest w środku, nie zaglądałam, ale kształtem przypomina coś jakby... sygnet?

Jace zmrużył oczy. Od razu otworzył sakiewkę i wysypał na rękę zawartość. Faktycznie był to typowy pierścień rodowy Nocnych Łowców - trochę z czerniały i na pewno dawno nie noszony. Obrócił go drugą stroną, żeby przyjrzeć mu się dokładniej i... po prostu odjęło mu mowę.

What the fu...

Wiedział, że Kielich mógł ukraść tylko Nocny Łowca, nikt inny nawet nie wszedłby do Alicante, ale tego się nie spodziewał.

-Jace?- odezwała się Akemi.- Co się stało? Zbladłeś.

-Kto to przyniósł?- Zerwał się na nogi, ledwo powstrzymując się od krzyku.

Akemi wzruszyła ramionami.

-Wyglądał zwyczajnie - ciemne włosy i oczy, młody, na pewno nie miał więcej niż trzydzieści lat, typowo azjatycka uroda.- powiedziała i wzruszyła ramionami.- Raczej nie wyróżniał się niczym szczególnym. Mógł być zwykłym Przyziemnym ze wzrokiem.- Zmarszczyła brwi.- Ale zachowywał się dość dziwnie, jestem prawie pewna, że był pod wpływem jakiegoś czaru kontrolującego.

Jace ponownie opadł na kanapę. Miał jeszcze większy mętlik w głowie niż przedtem.

W tym momencie zadzwoniła komórka Akemi. Kobieta przeprosiła go i wyszła, żeby odebrać połączenie. W drzwiach minęła się z Aleciem, który odetchnął z ulgą, gdy tylko zobaczył Jace'a. Szukał go przez bite piętnaście minut.

-Magnus powiedział, że nie jest w stanie jej znaleźć. Coś blokuje... Słuchasz mnie w ogóle?

Jace nie zareagował.

-Czyli nie słuchasz.- westchnął Alec.- Coś się stało? Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha.

-Prawie trafiłeś.- Jace zamrugał, jakby wybudzony z transu.- Chodź i zobacz.

Podał Alekowi pierścień i spokojnie obserwował jak na twarz jego parabatai wstępuje pierw szok, a później zwątpienie. Czyli pomyśleli o tym samym.

-Skąd to masz?- zapytał Alec, oddając Jace'owi pierścień i siadając obok niego na kanapie.

-Ktoś przyniósł go do Instytutu, kiedy byłem w Alicane.- Nagle przypomniał sobie o przedmiocie znalezionym w Sali Anioła. Sięgnął do kieszeni i wyjął z niej srebrny krzyżyk na łańcuszku.- A to z kolei leżało w szczątkach gablotki, w której Clave trzymało Kielich. 

-Nie mów mi, że...

-Tak.

-Znowu?

-Znowu.

Alec westchnął na wpół z irytacją, na wpół z politowaniem.

-Lepiej bym tego nie podsumował.- stwierdził Jace, obracając w dłoniach pierścień rodowy Morgensternów. Rozpoznałby go wszędzie, nie było mowy o pomyłce. Pytanie tylko, co to oznaczało?

-Naprawdę myślisz, że to on?- zapytał Alec. W jego głosie brzmiało niedowierzanie.

-Nie wiem.

-Na Anioła przecież na własne oczy widzieliśmy jak płonął na stosie!

-Nie wiem.- powtórzył Jace, trochę mocniej.

-Przez rok udawał trupa, żeby teraz tak po prostu zmartwychwstać? Dlaczego? To nie ma najmniejszego sensu!

-Na Anioła, Alec! Nie wiem! Nie wiem, rozumiesz?!- Tym razem prawie krzyknął, marszcząc brwi, ale zaraz z powrotem się uspokoił. Wrzaski w niczym nie pomogą.- To wcale nie musi być Sebastian. To tylko jedna z opcji w dodatku mało prawdopodobna. Pierścień definitywnie należał do niego, ale łańcuszek? Z krzyżem? Szczerze w to wątpię. 

-Racja.- przyznał brunet.- Więc co proponujesz?

Jace pomilczał chwilę, dając sobie czas na zebranie myśli.

-Clary wrzuciła pierścień do jeziora Lyn razem z prochami. Jeśli komuś bardzo zależało mógł go wyłowić, żeby...

-Narobić zamieszania.- podłapał natychmiast Alec.

Jace przytaknął.

-Większość nefilim zareagowałaby atakiem paniki, gdyby się dowiedzieli.- Spojrzał poważnie na czarnowłosego.- Dlatego nie możemy nikomu mówić dopóki sprawa choć trochę się nie wyjaśni.

-Nie mówić o czym?- wtrąciła Izzy, uśmiechając się niewinnie, jak osoba, która właśnie przyłapała starsze rodzeństwo na czymś zakazanym i miała radochę, że to nie jej się oberwie.

Ta to zawsze wie kiedy przyjść., westchnął w myślach Alec, za to na głos zapytał:

-Ile słyszeliście?

-Tylko końcówkę.- odparł Simon.

-Co nie znaczy, że nie chcemy wiedzieć więcej.- dodała Isabelle.

Kiedy Alec wyjaśniał wszystko nowoprzybyłym, Jace zatopił się we własnych myślach, zupełnie olewając świat rzeczywisty. Jak przez mgłę docierały do niego kolejne pytania zadawane przez Simona i przekleństwa Izzy. Zastanawiał się gdzie teraz jest Clary, czy jest cała i jaki związek z nią mają te wydarzenia. Pół godziny temu sądził, że wyjdzie z siebie ze zmartwienia, więc co miał zrobić teraz, kiedy martwił się dwa razy bardziej?

Chwilę później, kiedy emocje odrobinę opadły Isabelle dostrzegła na ladzie płócienną sakiewkę i sięgnęła po niego.

-To w tym był pierścień?- zapytała, oglądając go dokładnie i oceniając jakość materiału.

-Taa.- odpowiedział (naturalny) blondyn.- A bo co?

-Bo tu jest coś napisane.

Jace w mgnieniu oka znalazł się przy dziewczynie.- Gdzie?

-Tutaj. Spójrz.- Izzy wywróciła woreczek na lewą stronę i pokazała mu zapisany atramentem na materiale ciąg cyfr i liter.

-To współrzędne.- powiedział Alec, a Simon szybko spisał wysokość i szerokość geograficzną i wrzucił je w wyszukiwarkę internetową na telefonie.

-To jakiś obszar na przedmieściach, niedaleko zamkniętej fabryki.- powiedział.

-Daleko?- zapytał Jace, zbierając swoją porozrzucaną po kanapie broń.

-Po drugiej stronie miasta.

Trzydzieści sekund później byli już gotowi do wyjścia.

--------------------------------------------------
Will: Trochę krótszy rozdział, ale jestem teraz dosyć zajęta (nie mówiąc już o Belli, która odzywa się raz na tydzień) i jakbym nie dała go teraz, to pewnie nie pojawiłby się aż do Nowego Roku, a to trochę długo. Za to kolejny jest już napisany, więc na dniach powinien się pojawić.

1 komentarz:

  1. Jej rozdział! Krótszy? Ważne, że jest. I jak zawsze (naturalnie) wspaniały <3

    OdpowiedzUsuń