niedziela, 25 września 2016

Rozdział 16 - A pozwiedzajmy sobie.

Następnego dnia po zjedzeniu obiadu ugotowanego przez Akemi, Jace i reszta całą ekipą wybrali się na miasto.

Kiedy wracali z Tokio Tower ekscytacja, którą emanowała Clary wcale nie była mniejsza niż na początku ich małej wycieczki. Z jednej strony, rudowłosa czuła się troszkę winna - w wielu miejscach w Europie i Ameryce Nocny Łowcy walczyli na śmierć i życie, a ona w tym czasie zwiedzała sobie miasto, jak zwykła Przyziemna. Z drugiej strony, nie mogła się nie cieszyć. Tokio zajmowało dość wysokie miejsce na jej liście zakątków świata wartych zwiedzenia. 

-Słuchajcie, a może popłyniemy promem na Miyajimę?- zaproponowała.

-Miyaco?- Alec uniósł brew.

-Miyajima.- podpowiedział Simon.- To ta wyspa, po której chodzą oswojone jelonki, które tylko czekają na chwilę nieuwagi turystów, żeby wyżreć im zawartość torebki?- zapytał Clary, a ona skinęła głową.

-Jest tam też piękny kompleks świątynny.- dodała rozmarzona.

Jace ukradkiem spojrzał pytająco na Simona, ale ten tylko wzruszył ramionami, bo co miał innego zrobić. Clary dawniej tonami pochłaniała mangi, co przekładało się również na zainteresowanie krajem, z którego pochodzą. Myślał, że już z tego wyrosła, ale najwyraźniej był w błędzie.

-Więc jak?- dopytywała.

Jace uśmiechnął się przymilnie.

-W sumie możemy trochę pozwiedzać.- Nie żeby blondynowi podobało się takie marnowanie czasu, ale skoro i tak nie mieli co robić i mógł w ten sposób uszczęśliwić Clary, to czemu by nie? 

-Jestem za, ale później pójdziemy do galerii.- postawiła zwój warunek Isabelle.

Właśnie w tym momencie minęła ich pięcioosobowa grupka, głośno dyskutujących ze sobą chłopaków. Nie było to czymś rzadko spotykanym, na ulicach Tokio było tłoczno jak w mrowisku, jednak coś w nich przyciągnęło uwagę Clary i obejrzała się za nimi. Jeden z nich - ten który już ją minął miał białe włosy. 

Jesteśmy w dzielnicy pełnej dziwaków, pewnie farbuje., powiedziała sobie w myślach. A jednak poczuła się jakoś nieswojo.

Ułamek sekundy później do jej uszu dotarł znajomy głos i już wiedziała kto przyciągnął jej uwagę.

-Akira!- krzyknęła, zwracając na siebie uwagę nie tylko młodszego brata Akemi, ale także swoich przyjaciół, którzy zdążyli już odejść kawałek, nie zauważywszy, że się odłączyła. 

Akira uśmiechnął się do niej, stojąc w drzwiach klubu. Potem zawołał coś po japońsku do swoich towarzyszy, którzy już zdążyli wejść do środka, zamknął drzwi i podszedł do grupy nefilim.

-Widzę, że wybraliście się na rekonesans.- powiedział na przywitanie, już po angielsku.

-Lepsze to od ciągłego siedzenia w Instytucie.- odpowiedziała mu Izzy.

-Yhym, słusznie.

-To byli twoi przyjaciele?- zapytała Clary, ponownie zerkając na wejście do klubu, jakby spodziewała się zobaczyć ich w drzwiach. Twarzom dwóch z nich - tych, którzy szli z tyłu - miała okazję się przyjrzeć i obaj wydawali jej się dziwnie znajomi. Nawet Akira wywoływał u niej takie wrażenie, ale nie wiedziała skąd się to bierze.

-Ta, kumpel się zaręczył, więc wypadałoby to opić.- wyjaśnił krótko, nie chciał się rozgadywać. 

-Możesz mu ode mnie pogratulować.- uśmiechnęła się Clary. Poczuła również a ramionach ciężar ręki Jace'a i z chęcią się w niego wtuliła. 

-Skoro tak szczęśliwie spadłeś nam z nieba, to może będziesz wiedział gdzie jest Mi... Mi... Simon, jak to się zwało?

-Miyajima, Izzy.

-No, właśnie na to.

-Byłem tam kiedyś. Ale to spory kawał drogi stąd, musielibyście skorzystać z Bramy inaczej to będzie pół dnia jeżdżenia po kraju.

-Przyziemni mają przerąbane.- stwierdził ni tego ni z owego Jace.- Ich życie jest strasznie... nudne. O wiele lepiej być Nocnym Łowcą, przynajmniej dużo się dzieje.

-Gwałtownych uciech i koniec gwałtowny*- zacytowała Clary, której to zdanie samo nasunęło się na usta i skutecznie zatkało Jace'a. Może rudowłosa nie była już Przyziemną, ale wcale nie uważała, że życie zwykłych ludzi jest nudne i męczące. Bardziej pasowałyby do niego przymiotniki umiarkowane i spokojne.

Akira najwyraźniej się z nią w pełni zgadzał, bo uśmiechnął się.

-Dajcie mapę, to zaznaczę wam tę wyspę.- powiedział Akira. Simon podał mu swój telefon otwarty na GPS'ie.

Kiedy Akira ustawiał w nim punkt docelowy, z klubu wyszedł zielonowłosy chłopak w okularach przeciwsłonecznych i kolczykiem w kształcie krzyża w uchu.

-Yahoo, Akiś!

-Mówiłem, że zaraz przyjdę.- zwrócił mu uwagę Akira, zupełnie nie reagując, kiedy niższy chłopak niemal wskoczył mu na ramię.

-Ciekawiło mnie z kim rozmawiasz.- Tu spojrzał na piątkę amerykanów i uśmiechnął się.- Turyści?- zapytał po angielsku. Mówił lekko i z dobrym akcentem, więc pewnie miał już do czynienia z obcokrajowcami. Większość Japończyków, z którymi Clary próbowała nawiązać rozmowę bała się odpowiadać po angielsku, ale chyba wynikało to bardziej ze strachu przed powiedzeniem czegoś nie tak, niż z nieznajomości angielskiego.  

-Można tak powiedzieć.- westchnął Alec.

-Przedstawiamy się czy szkoda czasu?- zapytał prosto z mostu, czym z marszu zdobył sympatię Jace'a. On również był zdania, że nie ma sensu wymieniać imion skoro widzieli się po raz pierwszy i prawdopodobnie ostatni w życiu.

-To nie będzie ko...-

-Clary Herondale.

-...nieczne.- westchnął. No i co tu z taką zrobić? Mimo wszystko, nie mógł się nie uśmiechnąć słysząc te dwa słowa w jej ustach, po prostu nie mógł. To był mimowolny odruch. Od ich ślubu minęło ładnych kilka miesięcy, a on wciąż zapominał, że są już małżeństwem.

Akira, niezbyt zainteresowany rozmową, burknął pod nosem jakieś przekleństwo po japońsku, nie mogąc znaleźć tego, czego szukał.

-Heh, słodka jesteś, mała.- parsknął Jun, a Jace nagle przestał go lubić i spiorunował go wzrokiem.

Alec, widząc to, uśmiechnął się krzywo i spojrzenie blondyna przeniosło się na niego. Różnica polegała na tym, że Alec przestał się szczerzyć i odszedł trochę dalej do Simona i Isabelle, którzy rozmawiali na uboczu, a Jun dalej rozmawiał z Clary, nawet nie zauważając rozdrażnienia Jace'a. No, ale cóż - ma wprawę chłopak.

-Wiesz, Clary, przypominasz mi kogoś.- stwierdził i ściągnął okulary.- Tylko za Chiny nie mogę skojarzyć kogo.- powiedział, lustrując ją wzrokiem.

-A wiesz, że ty mnie również?- Uniosła brew.- Gdzieś cię widziałam, ale gdzie...

-Dobra, skończyłem.- Akira przerwał tę uroczą pogadankę - ku uciesze Jace'a - i podszedł do Simona, żeby oddać mu telefon.

Jun w tym czasie uśmiechnął się psotnie i z powrotem oparł okulary na nosie. W następnej chwili był już uczepiony ramienia Akiry i ciągnął go w stronę klubu.

-To na razie rudowłosa piękności~!

Clary parsknęła śmiechem, nie tyle z samego pożegnania, co z Jace'a, który wyglądał jakby chciał siłą zerwać zielonowłosemu z twarzy ten głupkowaty uśmiech. 

-Nie lubię go.

-Wiesz... ja widzę pewne podobieństwo.- Clary spojrzała na niego pobłażliwie, ale Jace nie wyglądał jakby zajarzył o czyje podobieństwo chodziło. Może i to lepiej, jeszcze by jej to później wypominał. 

W piątkę ruszyli dalej przez miasto. Mniej-więcej pół godziny później, Clary nagle jakby rozjaśniło się w głowie.

-Jun!- krzyknęła.

-Masz kochanka, o którym nie wiem?- rzucił dla żartu Jace i zmrużył oczy.

-A co? Zazdrosny, że nie zaprosiła cię do trójkąta?- podsunął Alec.

-Nie- westchnęła Clary, uciszając przegadywujących się parabatai.- Ten chłopak, który był z Akirą to Jun, lider boysband'u, którego kiedyś słuchałam.

-Słuchałaś boysband'u? I czemu ja nic o tym nie wiem?- zapytał z wyrzutem Simon. Kilkanaście lat znajomości, a on się teraz takich rzeczy dowiaduje.

Jego wypowiedź została ogólnie olana.

-Akira też do niego należy.- mówiła dalej Clary, coraz bardziej podniecona.- I ci pozostali, co z nimi szli! Dlatego wydawali mi się znajomi! Nie mogę uwierzyć, że spotkałam X-Five!- nagle uświadomiła sobie, że krzyczy po środku ulicy, jak jakaś rozemocjonowana psychofanka, a jej przyjaciele stoją obok i patrzą się na nią z pełnym politowania minami. Jej policzki momentalnie pokryły się rumieńcem i uśmiechnęła się z zakłopotaniem.- Wybaczcie. 

-Nie ma za co, skarbie.

-Możemy już iść?- jęknęła Izzy.- Robię się głodna.

-Mądrze prawisz, sis, idziemy coś zjeść.




----------


Pierwszą rzeczą, którą Jonathan zrobił następnego dnia zaraz po otwarciu oczu było sprawdzenie czy aby na pewno nie ma w łóżku żadnego lokatora. Dzięki Bogu, był sam. Nie to, że czyjaś obecność by mu przeszkadzała, po prostu zbyt wiele razy po piciu budził się z przyklejonym do ramienia Junem i miał teraz pewną traumę. Zwłaszcza, że nie pamiętał drogi powrotnej do domu. Ba!, pamięć urywała mu się jakoś koło dwudziestej pierwszej, czyli na tyle wcześnie, żeby nie paść trupem na łóżko zaraz po powrocie. I to było niepokojące.  


Wygrzebał się spod kołdry. Miał na sobie te same ubrania, co wczoraj. Pokój też wyglądał normalnie, może był tylko odrobinę czystszy, ale to można było łatwo wytłumaczyć - choćby obecnością zielonowłosego perfekcjonisty z manią czystości za ścianą. A jednak Jonathan czuł, że coś jest nie tak. Nie ufał pijanemu Junowi. Podobnie nie ufał pijanemu Akirze, Naokiemu i Yoichi'emu, i nade wszystko temu dzieciakowi Haru. Sobie również nie ufał, kiedy był pod wpływem. Pijani ludzie byli zbyt nieprzewidywalni.


Jeszcze raz uważnie się rozejrzał, a gdy nie znalazł niczego niepokojącego westchnął i poszedł do kuchni po wodę i tabletki, bo kac zaczynał dawać o sobie znać.

Ostatni raz daję się gdzieś wyciągnąć Junowi, obiecał sobie w myślach. Przy tym facecie po prostu nie dało się być trzeźwym, a Jonathan wręcz nienawidził nie mieć kontroli nad tym co mówi i robi.

Po spędzeniu całej doby w jednym zestawie ubrań czuł, że jak nigdy potrzebuje prysznica, więc odłożył śniadanie na później i skierował się do łazienki. Przez cały czas miał wrażenie, że coś jest nie tak, ale nie wiedział co. 

Cóż, dowiedział się kiedy stanął przed lustrem.


----------

Reni była w trakcie parzenia kawy, kiedy do kuchni wszedł Jun. Wyglądał jakby właśnie powstał z martwych i taki też dźwięk z siebie wydał, kiedy siadał przy stole. Od razu też rozłożył się na blacie i zamknął oczy. 

-Dlaczego to słońce musi tak głośno świecić?- wystękał we własne ramię, tak, że połowa słów została zagłuszona. 

Renata skomentowała jego zachowanie jedynie pełnym dezaprobaty spojrzeniem i postawiła obok niego kawę i paczkę tabletek na ból głowy. 

-Chcesz śniadanie?- zapytała.

Jun wymamrotał w odpowiedzi coś co mogło być równie dobrze potwierdzeniem, jak i zaprzeczeniem. Renata westchnęła.

-Wiesz, że to tylko i wyłącznie twoja wina?

-Yhym.

-Zaczynam podejrzewać, że jesteś ukrytym masochistą, braciszku.

-Yhym.

-To nie jest normalne zachowanie, nawet jak na ciebie.

-Yhym.

-To chcesz to śniadanie czy nie?

-Yhym.

Usatysfakcjonowana taką odpowiedzią zostawiła go w spokoju i już miała się zabrać za robienie śniadania, kiedy zza ściany dobiegł głośny huk, a sekundę później rozległ się krzyk Jonathana:

-JUNCHI YUME!

Jun nagle ozdrowiał. Poderwał się z krzesła i chwycił za kurtkę, a w trakcie ubierania butów rzucił krótkie "Jednak zjem w pracy" i już go nie było. Drzwi wyjściowe trzasnęły niemal w tej samej chwili, w której Jonathan wpadł do ich mieszkania na skróty przez pokój Renaty.

Reni nawet nie musiała pytać, co się stało. Zrozumiała wszystko, gdy tylko zobaczyła kolor włosów swojego chłopaka. Cóż, już nie były białe.

-Gdzie. On. Jest.- wysyczał Jonathan.

-Uciekł, już go raczej nie złapiesz.- odparła. Po czym dodała, uśmiechając się pod nosem.- Już wiem skąd w łazience wzięła się ruda farba do włosów.

--------------------------------------------------
Gwałtownych uciech i koniec gwałtowny* - W. Szekspir "Romeo i Julia"
https://www.change.org/p/martin-moscowitz-save-city-of-ashes-movie  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz