niedziela, 28 października 2018

Rozdział 32. Jedna z nas

Mimo swojej obietnicy, że wróci do osiemnastej, Jun pojawił się w domu dużo później. Pizza już dawno wystygła, a Renata była w trakcie trzeciego odcinka Hwayugi - koreańskiej dramy, którą  włączyła, zmęczona nerwami i zachodzeniem w głowę, co powie bratu, gdy w końcu się pojawi. Ostatni odcinek oglądała z Jonathanem, ponad trzy tygodnie temu i miała w planach zaczekać z kontynuowaniem aż wróci, ale trudno. Najwyżej obejrzy je jeszcze raz. I owszem, była z siebie całkiem dumna, że udało jej się wkręcić ex-półdemona-nocnego-łowcę w koreańskie dramy.
Cóż, teraz nie było jej tak do śmiechu.
Jun wyglądał na wykończonego, zirytowanego i podłamanego na duchu jednocześnie. Nawet podkład - droższy niż wszystkie jej kosmetyki razem wzięte - nie był w stanie do końca zakryć worków pod jego oczami. Renata poczuła jak na sam widok łamie jej się serce.
Wyłączyła serial, gdy wszedł do salonu i poczekała aż spokojnie rozezna się w otoczeniu - patrzył przez chwilę na pizzę, jakby zapomniał skąd wzięła się na stole i po co. Kiedy jego wzrok spoczął w końcu na kanapie, a w rezultacie na Reni i Keo oraz przepraszająco-proszących spojrzeniach, które mu posyłali (Keo był pewnie po prostu głodny. Renata natomiast...), westchnął jakby coś ciężkiego zwaliło mu się na klatkę piersiową.
-Jun, ja-
Uciął ją machnięciem ręki i opadł na kanapę.
-Mów.- powiedział, łagodniej niż planował. Wizualizował sobie w myślach tę rozmowę od kilku godzin, ale teraz jakoś nie miał siły zrealizować żadnego z tych scenariuszy. Cała złość uleciała, zostało tylko przytłaczające zmęczenie i chęć położenia się spać, żeby nigdy się nie obudzić.
Żadne z nich nie miało ochoty na tę rozmowę, ale oboje wiedzieli, że musiała kiedyś nadejść. A jak nie teraz, to kiedy?
-Zacznę od początku.- obiecała Renata.- Ale nie jestem pewna, czy będziesz w stanie mi uwierzyć.- dodała, utwierdzając się w podjętej decyzji. Powie prawdę. I nie będzie uciekać się do tanich sztuczek, jak to zrobili wcześniej z siostrą Akiry.
Jun nie skomentował, sięgnął tylko po kawałek zimnej pizzy i rozsiadł się wygodniej naprzeciwko niej.
Reni miała już czas przemyśleć, od której strony zacząć temat. Ze wszystkich możliwych opcji - Jonathana, wampirów, Clave - zdecydowała się w końcu na tę, od której tak naprawdę wszystko się zaczęło. Od Wzroku.
-Widzę anioły.
*
Atmosfera jaka zapanowała w ich salonie, gdy Renata skończyła mówić była tak ciężka, że można by ją kroić nożem. Keo nadal łypał proszącym wzrokiem na resztki pizzy, a Ashya od dobrych trzech godzin drzemała na krześle barowym, oboje równie nieświadomi, co właśnie wydarzyło się w tym pokoju i Reni poczuła lekkie uczucie zazdrości.
Jakie życie byłoby proste., pomyślała. Potem przypomniała sobie o swoim narzeczonym zaklętym w fretkę i momentalnie zmieniła zdanie.
Czekała na jakiś komentarz ze strony brata, ale on tylko wpatrywał się w nią jak ciele w malowane wrota, z kawałkiem pizzy w ręce (wciąż tym samym, gdzieś po drodze zapomniał jak się je). Reni wręcz słyszała trybiki obracające się w jego głowie.
-Jun?- zapytała cicho. O Boże, a co jak go zepsuła? Może dlatego anioły nigdy nie pokazywały się ludziom? Dlaczego Netaron jej tego nie powiedział?!
-Ja...- wykrztusił w końcu- Ja... zawsze wiedziałem, że z tym facetem jest coś nie tak. Kto normalny widząc osobę zbierającą się do skoczenia z mostu postanawia zacząć z nią swobodną pogawędkę. Serio, jak porytym trzeba być-
-Jun!
-No co? Nie możesz mi wmówić, że to jest normalne!- wybuchnął.
Miał rację, oczywiście. Z Jonathanem było źle na początku i nadal nie było idealnie, ale... Ale było lepiej. Teraz, po prawie roku znajomości, wyraźnie widziała jak z "nie chcę już żyć, dajcie mi umrzeć" jego nastawienie do świata zmieniło się na "prawie okej" i to był naprawdę duży postęp. Dla Jonathana, dla Juna, dla nich wszystkich.
-Ren?- usłyszała głos Juna, znów cichy i jeszcze bardziej zmęczony niż wcześniej.
-Tak?
-Gdzie on teraz jest?- zapytał.
-U przyjaciela. Wróci za parę dni, jak sprawa przycichnie.
-Dobrze.- powiedział, po czym westchnął.- Dobrze.- powtórzył.- Wrócimy jeszcze do tematu, tylko... czuję, że muszę się z tym przespać.
Renata skinęła głową.- Odpocznij.
Jun wstał z kanapy i był już przy wyjściu z pokoju, kiedy Reni powiedziała jeszcze.- Może mnie nie być dzisiaj w nocy.- przyznała niepewnie.- Muszę... coś gdzieś odnieść.
-Uważaj na siebie.- odparł brunet, nawet już nie protestując.
*
Wow., pomyślała Reni wpatrując się z góry w panoramę Alicante. Już wiedziała, czemu nazywają je Miastem Szkła, stolica Nefilim naprawdę była zniewalająca. Już nie wspominając o samym Idrysie. Muszę kiedyś wybrać się tu za dnia. Najlepiej latem. Ah, Ren! Zadanie, skup się na zadaniu!, upomniała się mentalnie i pogładziła kciukiem trzon Kielicha. Potem powoli zleciała na ziemię, ruszając w stronę Grad. Maskowanie się było o wiele prostsze, gdy nie skupiała się tylko na ukrywaniu skrzydeł i tłumieniu Niebiańskiego Ognia. Paradoksalnie, teraz, przechodząc się ciemną nocą w anielskiej postaci po Alicante czuła się o wiele pewniej niż codziennie na ulicach Tokio. Po prostu, wiedziała, że nikt jej nie zobaczy, bo znajdowała się w pełni w wymiarze duchowym, daleko poza zasięgiem ludzkich oczu.
Znalezienie Sali Anioła przyszło jej łatwo. Przed drzwiami stała warta, a Reni zastanowiła się, czy jest sens stawiania strażników, żeby pilnowali pustego pomieszczenia. Z drugiej strony, to dobrze, że ktoś pilnował wejścia.
Będą świadkowie, którzy zeznają, że nie widzieli nikogo wchodzącego do środka.
Minęła Nocnych Łowców i przeniknęła przez dwuskrzydłowe, zdobione drzwi. Jej wzrok od razu powędrował na olbrzymi posąg Razjela, trzymający w jednej ręce miecz, a w drugiej kielich. Sama sylwetka anioła była odwzorowana nawet dobrze, ale skrzydłom wiele brakowało do oryginału - wydawały się zbyt... liche. A już na pewno w niczym nie umywały się do prawdziwych anielskich skrzydeł. Mimo to posąg robił wrażenie.
-Wyglądasz na oczarowaną.- Usłyszała obok rozbawiony głos Netarona.- Na żywo Razjel wygląda o całe niebo lepiej niż na tych marnych kopiach.
Reni odpowiedziała mu drobnym, czułym uśmiechem.
-Najpierw znikasz na tydzień, potem pojawiasz się i mówisz mi, że jestem aniołem odrodzonym w nowej postaci oraz, że przez cały ten czas byłeś moim bratem - czym całkowicie rozwalasz całą dotychczas znaną mi rzeczywistość - a następnie znowu znikasz.- powiedziała, nie odrywając wzroku od posągu.- Ogólnie więcej cię nie ma, niż jesteś. Zawsze tak było i byłam po prostu zbyt ślepa by to zauważyć, czy teraz coś się zmieniło?
-Zmieniło się wszystko, Ren.- odrzekł, stając po jej prawicy.- Zaczynając od całego świata, a kończąc na tobie. Jedyne pojęcia, które zawsze pozostaną takie same to Boska doskonałość, anielska cierpliwość, diabelski upór i ludzka obłuda.
Renata westchnęła. Przyszła tu tylko, żeby odnieść Kielich, ale skoro Netaron postanowił w końcu się pokazać, to chciała skorzystać z okazji. Czuła w sercu, że ich drogi się rozchodzą. Teraz, gdy nie potrzebowała już jego opieki lada moment zostanie przydzielony do innego człowieka. Nie wiedziała, kiedy go znowu zobaczy. Oderwała wzrok od posągu i spojrzała na swojego anioła stróża - czy wciąż mogła go tak nazywać? - z mieszaniną troski i zagubienia. Twarz Netarona, oświetlana tylko przez księżyc i nikły blask skrzydeł wyglądała prawie jak wyciosana z kamienia twarz stojącego przed nimi posągu. Mimo to, wciąż widziała w niej podobieństwo do jego ludzkich rodziców- do ich rodziców.
-Też jestem człowiekiem.- przypomniała mu.
-Jeszcze.- odparł.- Gdy umrzesz, ludzkie ciało przestanie cię ograniczać. Wtedy w pełni staniesz się jedną z nas.
Jedną z nas.
Gdy umrzesz.
Jakoś te stwierdzenia brzmiały bardzo, bardzo źle teraz, gdy wiedziała, że są spokrewnieni nie tylko duchowo (jak wszystkie Anioły) ale też i biologicznie. Nie mogła jednak winić Netarona za myślenie w anielskich kategoriach. W odróżnieniu od niej, Aron nie zdążył nawet doświadczyć życia na ziemi, w świcie ludzkim. Nie zdążył doświadczyć bycia człowiekiem. Dlatego nie rozumiał jej przywiązania do świata przyziemnego. Czy raczej - nie rozumiał, dlaczego nie potrafiła się z nim rozstać teraz, gdy uświadomiono jej, że może mieć o wiele więcej.
-Nie poczuj się urażony.- odparła w końcu.- Ale nie chcę jeszcze umierać.
-I bardzo dobrze. Człowieczeństwo daje ci wiele możliwości, które dla większości z nas są nieosiągalne. Możesz pomagać ludziom w prawdziwy, realny sposób, Ren. Nie wolno ci zmarnować tego życia.- powiedział jej.- Wyjdź za Jonathana, ukończ studia, załóż rodzinę i patrz jak rośnie w siłę. Nie musisz się spieszyć, nikt nie będzie cię poganiał. Ważne, żebyś potem nie żałowała ani jednej decyzji i wspominała miło każdą chwilę. 
Okeeej, może jednak rozumiał trochę więcej, niż jej się wydawało. Mimo to, w jego głosie nie było cienia goryczy, czy zazdrości, jedynie proste stwierdzenie faktu. Tak jakby to, czy jej ludzkie życie skończy się za dziesięć lat, czy za pięćdziesiąt nie robiło żadnej różnicy. Z jego perspektywy pewnie nie robiło.
Potrząsnęła głową. Musiała przestać myśleć o bzdurach i wykorzystać to, że w końcu go widzi.
-Powiedziałam dzisiaj Junowi o Jonathanie.- przyznała.- I o sobie.
-Wiem. I?
Serio? I? Jak daleko sięgał jego brak zainteresowania podejmowanymi przez nią decyzjami?
-Nie przerwał mi ani razu, a kiedy skończyłam mówił tylko o Jonathanie.- ciągnęła dalej.- Tak jakby fakt, że jego przybrana siostra jest aniołem momentalnie uciekł mu z głowy.
-Bo dokładnie tak było.
-Słucham?
-To element naszej natury.- powiedział Netaron.- Nie pokazujemy się ludziom często, a nawet gdy jesteśmy zmuszeni to zrobić, ich wspomnienia o tym bardzo szybko znikają. Jun słuchał cię, gdy mówiłaś o swoim niedawnym odkryciu. Po prostu nie zapamiętał tej informacji.   
Renata zmarszczyła brwi.- Czyli teoretycznie mogłabym chodzić po ulicy z rozłożonymi skrzydłami i każdy kto by mnie zobaczył momentalnie by o nich zapomniał?
-Nie.- zaprzeczył ostro.- Po ulicach kręci się zbyt wiele demonów, byś mogła tak ryzykować. 
Słuszna uwaga.
-Cóż, dzięki, że mi powiedziałeś.- westchnęła.
-Muszę ci coś dać.- Netaron postanowił zmienić temat.
Renata posłała mu pytające spojrzenie.
-Co takiego?
-Twój miecz.
-Moje...co?- Renata zmarszczyła brwi.
Netaron uniósł rękę, a runa na zewnętrznej stronie jego dłoni zmieniła kolor na płynne złoto. W tej samej chwili zapłonął na niej ogień o barwie czystego złota, z którego powoli wyłonił się miecz. Ostrze było koloru znajdującego się gdzieś pomiędzy bielą, a czystym srebrem, rękojeść pokryta złotymi odbłyskami.
Moja mina musi być bezcenna., pomyślała Reni, przenosząc zszokowane spojrzenie z Netarona na miecz i nie mogą uwierzyć własnym oczom.
-To... dla mnie?- wydukała.
-Zawsze był twój.- powiedział Netaron i wyciągnął rękę z mieczem w jej stronę, chcąc jej go oddać.- Ja miałem go tylko przechować, dopóki nie będziesz gotowa.
Renata przypomniała sobie wtedy, że wciąż trzyma w rękach Kielich Anioła i odstawiła go szybko do pustej, ale naprawionej już gabloty, w której stał wcześniej. Potem niepewnie zabrała od Netarona miecz, jakby bała się, że zaraz rozpadnie jej się w rękach.
Adamas. Czysty, nieprzetworzony adamas złączony z czymś, co wyglądało jak złoto, ale na pewno złotem nie było. Metal - czy to w ogóle był metal? - wręcz promieniował mocą, wytwarzając ciepło osobliwie kontrastujące z chłodem adamasu. U góry klingi tuż pod miejscem, w którym łączyła się z rękojeścią Reni dostrzegła anielską runę - tą samą, która widniała na dłoni Netarona. Ostrożnie przesunęła po niej palcem i znak zabłysnął na złoto, a Renata poczuła dziwne ciepło w prawej ręce. Uniosła dłoń do oczu i zafascynowana patrzyła jak identyczna runa pojawia się na wierzchu jej dłoni.
Minęła chwila zanim w końcu wydukała:
-Wow.
A potem palnęła pierwszą rzecz, która przyszła jej do głowy.
-Myślałam, że anioły to pacyfistyczne stworzenia.
-Żebyś się nie zdziwiła.- wargi Netarona wykrzywiły się w asymetrycznym uśmiechu.
-Czym są te złote odbłyski?- zapytała.
-To metal z serca gasnącej gwiazdy.- wyjaśnił.- Wykuty u zarania dziejów. Dawno, dawno temu, gdy Lucyfer nosił jeszcze imię Niosącego Światło.
Pamiętasz te czasy? chciała zapytać. Czy ja też kiedyś będę pamiętać wszystko to, czego moja dusza doświadczyła w poprzednich wcieleniach? W wyobraźni czuła jak zawala się na nią ogrom niezliczonych lat istnienia, wspomnienia sięgające stworzenia świata, a może nawet dalej. Te osiemnaście lat, które spędziła w ludzkiej postaci nagle wydały się okropnie małoznaczące. Nie podobało jej się to.
-Nie umiem tym walczyć.- powiedziała, wracając do tematu ostrza. Na wszystko przyjdzie czas.
-Nie musisz umieć.- zapewnił ją.- Wątpię, abyś miała okazję często używać go do walki. To nie jest zwykła broń pokroju tej, którą posługują się nefilim. 
-Miecz, który mają nefilim zmusza do mówienia prawdy.- przypomniała sobie.- Ten też będzie? 
-Tylko istoty, różne od nas. Miecz nie zmusi anioła do mówienia prawdy, gdyż anioły z reguły nie kłamią.
-O ironio.- Renata uśmiechnęła się z rozbawieniem.- Coś jeszcze?
-Musisz uważać na kim go używasz.- ciągnął Netaron.- Gdybyś niechcący zraniła nim swojego znajomego, czarownika, skutki mogłyby być fatalne. Ogień wtopiony w miecz bezlitośnie niszczy wszelkie ślady demonicznej aury, bez różnicy, czy występuje ona w sferze fizycznej czy duchowej. Dla ludzi o niezatrutym sercu będzie całkowicie niegroźny, o ile nie zdecydujesz inaczej. 
-Rozumiem.- Renata jeszcze raz spojrzała na złotą runę na swojej ręce.- Dzięki temu udało ci się go przywołać? Też będę mogła to robić?
-Ta runa to nexus. Stanowi ogniwo między tobą, a mieczem.- wyjaśnił.- Więc tak, będziesz mogła przywołać go, kiedy tylko chcesz.
-Fajnie.
-Jest jeszcze jedna rzecz, którą musisz wiedzieć.- Netaron przerwał jej zanim zdążyła powiedzieć coś więcej.- Ten miecz, podobnie jak ty, balansuje na granicy świata materialnego i duchowego. Jest narzędziem, które podlega całkowicie twojej woli. To znaczy, że od ciebie zależy jaki przyjmie kształt i funkcję.
-Co to znaczy?
-Spróbuj zmienić go w cokolwiek innego, a będziesz wiedzieć o czym mówię.
Reni posłała mu powątpiewające spojrzenie, a potem ponownie wbiła wzrok w klingę, nie wiedząc jak się za to zabrać. Po kilku minutach gniewnego pomrukiwania w końcu jej starania dały jakiś efekt - klinga zaczęła się skracać.
-No, brawo.- pochwalił Netaron z częściowo skrywaną ironią.- Udało ci się zrobić sztylet. Niezbyt to kreatywne, ale ważne, że dałaś radę.
Renata westchnęła.
-To trudne.- poskarżyła się.
-Z czasem się nauczysz.- obiecał jej.- Manipulowanie kształtem miecza jest prostsze od zmiany własnego kształtu. Jeszcze wiele przed tobą.- Uśmiechnął się prawie złośliwie. Prawie.
-Taa...- burknęła Reni. Miała wrażenie, że minie tysiąc lat zanim w końcu będzie się mogła nazwać się "jedną z nich".- I naprawdę mogę zmienić go w co chcę? 
-Nie inaczej. A teraz jeśli pozwolisz, chciałbym zaprosić cię na dach.- powiedział Netaron, rozpościerając skrzydła.
-Po co?- zapytała Reni i podążyła za nim.
-Chcę pokazać ci jak wygląda prawdziwa postać miecza.- odparł zatrzymując się na dachu jednego z budynków. Renata przystanęła obok niego i uniosła brew.
Czyli forma w jakiej był miecz wcześniej nie była prawdziwa?
-Różni się od tego co trzymam w ręce?
Netaron uśmiechnął się i wyciągnął przed siebie dłoń z wciąż iskrzącą się runą...
-Nie do końca.- powiedział.- Jest tylko trochę... większy.
...a potem nad pogrążonym we śnie Alicante ze złotych płomieni wyłonił się miecz wielkości boiska do koszykówki.
Renata zagryzła policzek, żeby nie przekląć. Faktycznie... trochę duży.
-Pokazuję ci to, żeby cię przestrzec, Ren.- zaczął Netaron, nie doczekawszy się od dziewczyny żadnej odpowiedzi.- W swojej prawdziwej formie miecz jest najpotężniejszy, ale też szalenie niebezpieczny. Masz pojęcie, co by się stało, gdyby spadł teraz na ziemię?
Zdobyła się tylko na pokręcenie głową.
-Moc uwolniona przy uderzeniu byłaby tak wielka, że wszystko w promieniu pięćdziesięciu kilometrów zniknęłoby z powierzchni ziemi.
Reni miała wrażenie, że lada moment ugną się pod nią nogi. Pięćdziesiąt kilometrów?! Miecz, który został stworzony do czynienia dobra naprawdę mógł wyrządzić tak wiele złego?
Broń, to tylko narzędzie., powiedziała sobie w myślach. Tylko narzędzie.
-Dzięki, że mnie ostrzegłeś.- wykrztusiła dopiero po chwili.- Czy... to się...
-Raz- odpowiedział, zanim dokończyła pytanie.- Setki lat temu.
-Aha.- mruknęła i spojrzała na spoczywający w jej dłoni sztylet. Wyglądał tak niepozornie, że nigdy by nie pomyślała jakich może dokonać zniszczeń jeśli zostanie niewłaściwie użyty.- Serio. Dzięki, że mnie ostrzegłeś.- powtórzyła, łapiąc z aniołem kontakt wzrokowy.
-Nie ma za co.- odpowiedział.- Przeprowadzenie cię przez to jest moim obowiązkiem.
-A potem?- zapytała, czując irracjonalny lęk przed odpowiedzią.- Co będzie później?
Netaron westchnął.
-Gdy już przestaniesz mnie potrzebować, rozstaniemy się w pokoju.
-Nigdy nie przestanę cię potrzebować.- zaprotestowała.- Jesteś monstrualną częścią mojego życia!
Ku zdumieniu Renaty z ust Netarona wyrwał się krótki śmiech. To było... niewiarygodne! Śmiał się z niej i to jeszcze w takiej sytuacji!
-Nie możesz się bardziej mylić, Ren.- powiedział, zanim zdążyła mu wygarnąć.- Jest wiele osób, których będziesz potrzebować, ale ja nie jestem jedną z nich. A przynajmniej nie będę.- Podszedł bliżej zanim Renata zdążyła to zarejestrować i poczochrał ją po włosach.- Nie jestem ci nieodzowny. Jestem tylko jednym z epizodów w twojej księdze życia, po którym przyjdą następne. Pojawią się kolejni, którzy będą potrzebować ciebie bardziej niż ty potrzebujesz mnie. Rzeczy się zmieniają. Na tym polega życie, Zirael.
Renata nie pytała nawet dlaczego ją tak nazwał, była zbyt... wstrząśnięta? poruszona? załamana?... by powiedzieć cokolwiek.
-Byłeś ze mną całe moje życie.- wyszeptała.- Zawsze... Od momentu narodzin. Nie mogę cię tak po prostu stracić.
Netaron wyplątał długie palce z jej włosów i przyciągnął ją do siebie - Reni nie wiedziała czy ze współczucia, czy dlatego, że był do niej równie przywiązany, co ona do niego, ale z wdzięcznością wtuliła się w niego i pozwoliła się objąć.
Do łóżka położyła się dopiero dwie godziny później, a chwilę potem zaczęło świtać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz