czwartek, 5 maja 2016

Rozdział 13 - Urodziny

Jun nie organizował imprez często, bo zazwyczaj był na to zbyt zawalony robotą, ale kiedy już je urządzał to zapraszał całą wytwórnię płytową, a także znajomych spoza niej i wykupywał chyba cały sklep monopolowy. Tak było i teraz, kiedy postanowił wyprawić swojej siostrzyce przyjęcie-niespodziankę z okazji jej osiemnastych urodzin i zaprosił ponad czterdzieści osób. Jonathan znał tylko jedną czwartą - i w dodatku nie była to zbyt głęboka znajomość - jednak jubilatka najwyraźniej nie miała tego problemu i radośnie witała się ze wszystkimi, jakby z każdym z osobna zjadła beczkę soli.

Nie trudno się domyślić, że chociaż Reni na początku starała się nie zostawiać swojego chłopaka samego, bo wiedziała jak działa na niego przebywanie wśród tylu ludzi, to szybko została odciągnięta na bok przez przyjaciółki. Uśmiechnęła się przepraszająco, ale w gruncie rzeczy, co ona biedna mogła poradzić? Poza tym, Jonathan wcale nie miał jej tego za złe.

Impreza zaczęła się o szesnastej. O osiemnastej Renata dmuchała świeczki na torcie, a godzinę później niewinne przyjęcie zaczęło przeradzać się w typową zabawę dla dorosłych. Większość imprezowiczów była już ostro podchmielona, łącznie z samym organizatorem, który beztrosko obściskiwał się w kącie z jakąś dziewczyną. Jonathan - wciąż trzeźwy - podszedł bliżej i zauważył, że to jedna z tych niewielu osób, których twarze nie są mu całkowicie obce. Ciężko wyrzucić z pamięci dziewczynę o tak lekkim sposobie bycia, niebiesko-granatowych włosach i makijażu tak fantazyjnym, że brakowało jej tylko skrzydeł i wyglądałaby jak najprawdziwsza wróżka. To była Himari, stylistka Juna, którą miał okazję poznać na jego ostatnim koncercie.

Znajoma czy nie, Jonathan odciągnął od niej chłopaka. 

-Hej!- Jun spojrzał na niego zirytowany.- Puszczaj!

Morgenstern nic sobie nie zrobił z jego wrzasków. Przeciągnął go przez mieszkanie i wyrzucił na balkon, który na szczęście był pusty. Przymknął drzwi i spojrzał na piosenkarza wilkiem.

-Co ty sobie wyobrażasz?- warknął. Jun otworzył usta, żeby się odezwać, ale nie zdążył.- Rozumiem, że taki masz styl bycia, ale mógłbyś się powstrzymać przynajmniej na urodzinach własnej siostry.

Tym jednym zdaniem skutecznie wybił chłopakowi z głowy wykłócanie się.

-Masz rację.- westchnął.- Co ja odwalam, przecież Himari to moja przyjaciółka.- Kilka razy uderzył otwartymi dłońmi o policzki i potrząsnął głową, chcąc choć trochę otrzeźwieć.- Dobrze, że mnie tu przyprowadziłeś, bo muszę zapalić.

Jun wyciągnął w stronę Jonathana paczkę papierosów i potrząsnął nią zachęcająco, kiedy Morgenstern spojrzał na niego podejrzliwie.

-No, dalej. Przecież niczego do nich nie dosypałem.- prychnął.

Mimo to wystarczyło jedno zerknięcie na opakowanie, żeby Jonathan stanowczo zaprzeczył.

-Gold Beyond? Ktoś w ogóle pali to świństwo?- skrzywił się ostentacyjnie.

-Ja palę!- fuknął Jun, dźgając blondyna palcem między żebra.- I doskonale o tym wiesz, więc czego gadasz tak za każdym razem jak ci je proponuję?

-Po co w ogóle mi je proponujesz, skoro wiesz, że ich nie lubię?- odpowiedział pytaniem na pytanie i uśmiechnął się wyjątkowo złośliwie.

Tym razem Jun uderzył go w ramię - dość mocno, warto dodać - i zajął się swoim papierosem, ostentacyjnie ignorując stojącego obok osobnika. Mówiąc kolokwialnie - strzelił focha.

Chwilę później drzwi na balkon otworzyły się i stanął w nich Akira. Jego spojrzenie przez sekundę zatrzymało się na Jonathanie i obrażonym Junie, po czym wyszedł na zewnątrz i zamknął za sobą drzwi.

-Więc to tutaj się schowaliście.- powiedział, wyciągając z kieszeni swoje papierosy.

Jonathan wywrócił oczami. Czy naprawdę był w tym towarzystwie jedynym facetem, który nie palił?

-Akiś, chcesz?

-Bez obrazy J., ale tylko ty palisz ten szajs.

-Obaj jesteście zimnymi draniami!- krzyknął wokalista, tupiąc nogą niczym pięcioletnia dziewczynka i wszedł do środka, trzaskając za sobą drzwiami.

Nefilim skomentowali to tylko krótkim śmiechem. Obaj aż za dobrze wiedzieli, że takie zachowanie jest dla Juna naturalne, a po alkoholu jedynie się wzmagało.

-O czym chciałeś porozmawiać?- zapytał Jonathan.

Akira uniósł pytająco brew, ale nie pytał skąd blondyn się tego domyślił. Zanim zaczął mówić zapalił papierosa i zaciągnął się.

-Pewnie nie byłeś ostatnio w Idrysie, nie?- Białowłosy roześmiał się głośno, co udzieliło mu jednoznacznej odpowiedzi.- Tak właśnie myślałem.- westchnął.- Czyli nie będziesz nic wiedział...

-Zaciekawiłeś mnie, więc dokończ.- wtrącił Jonathan, przeczuwając koniec rozmowy.

-Po śmierci Raphaela władzę w nowojorskim klanie wampirów przejęła jakaś Lily. Znam ją tylko z imienia, nigdy nawet nie widziałem jej na oczy. Zresztą, nic dziwnego.- wzruszył ramionami i zaraz wrócił do głównego wątku.- Tak, czy tak, chyba dość poważnie minęła się z powołaniem, bo tylko część wampirów zadeklarowała jej swoje posłuszeństwo. Pozostałe zupełnie odcięły się od niej i Porozumień i stworzyły osobny klan, który wypowiedział nefilim niemą wojnę. Coraz częściej dochodzi do potyczek między nimi i chyba nie muszę mówić po czyjej stronie są większe straty.

-Szykuje się kolejna wojna.- To nie zabrzmiało jak pytanie i wcale nie miało nim być.

-Jakbyś zgadł.- westchnął Akira.- Na początku to był tylko Nowy Jork, ale wampiry z innych klanów już zaczynają się wkręcać. Teraz wrze Europa, a lada dzień może rozprzestrzenić się też na Azję.

Jonathan tylko wzruszył ramionami. Nie zamierzał przejmować się sprawami, które już go nie dotyczyły.

-Ty raczej nie masz czego się obawiać. Raczej nie będzie im się chciało atakować Przyziemnych, żeby sprawdzać czy nie ma wśród nich przypadkiem Nocnych Łowców.

-Ja może i nie mam, ale moja siostra już tak.- ponownie westchnął. Zacisnął kciuk i palec wskazujący o nasady nosa. Nawet pomimo niewielkich ilości podkładu, maskujących worki pod oczami, było widać, że zarwał nie jedną noc. Naprawdę martwił się o rodzinę, bardziej niż o siebie.- Mieszka z mężem w tokijskim Instytucie. Próbowałem ją przekonać, żeby przystopowała z walką, przynajmniej dopóki wszystko się nie uspokoi, ale nie chciała mnie słuchać.

-Cholerna duma Nocnych Łowców.- skwitował Jonathan.

Akira skinął głową.

Nie trzeba było nic więcej dodawać. Chyba w żadnej innej sprawie nie byli tak zgodni, jak w tej jednej: Upór nefilim bywał naprawdę godny pożałowania.

Jeszcze przez chwilę wpatrywali się w nocną panoramę Tokio. Akira zgasił niedopałek na poręczy i wypuścił z ust ostatnią porcję ciemnego dymu.

-Wypadałoby wracać.

-Z tym może być mały problem.

-Ponieważ?

Akira spojrzał na Jonathana pytająco, a ten wskazał głową na wyjście.

-Dowcipniś Jun zamknął drzwi.

W tym samym czasie Renacie, po długich próbach, udało się w końcu wymknąć znajomym i zamknąć się w swoim pokoju. Chciała choć na chwilę zostać sama. I chociaż "sama" oznaczało w jej przypadku "razem z Netaronem", to nie przeszkadzało jej to ani trochę. Akurat jego obecność była dla niej równoznaczna z obecnością powietrza. Nawet nie była w stanie wyobrazić sobie, co by było gdyby go zabrakło. Nie chciała sobie tego wyobrażać.

Otworzyła okno na oścież i oparła się o parapet. Zamknęła oczy, gdy chłodne, nocne powietrze wleciało do pomieszczenia, rozwiewając jej włosy. Odetchnęła głęboko. Mimo później godziny, miasto nadal żyło swoim życiem, a blask neonów raził po oczach. Na ulicach było mniej osób niż za dnia, ale nie tylko trochę mniej. Zdziwiłaby się bardzo gdyby było inaczej, w końcu mieszkała w jednej z najludniejszych dzielnic Tokio. Kiedyś przeszkadzał jej ten ciągły szum, ale po tylu latach przywykła i wręcz przestała go zauważać. Jedyne czego nie mogła znieść to niebo - puste, bez ani jednej gwiazdy.

Minutowa wskazówka na zegarze ściennym przesunęła się na dwunastkę, obwieszczając, że wybiła godzina ósma, a Reni nagle zakręciło się w głowie. Zacisnęła dłonie na parapecie, żeby się nie przewrócić i wtedy ból zniknął, jakby ręką odjął. Trwało to tylko ułamek sekundy i równie dobrze mogło być wynikiem zmęczenia, a jednak trochę ją zaniepokoiło. Poczuła się jakoś... inaczej. Nie potrafiła tego lepiej wyjaśnić.

Odwróciła głowę w stronę Netarona i zapytała cicho:

-Wiesz co to było?

Anioł nie odpowiedział.
___________________________
*lekcja języka Polskiego*
Nauczycielka: Wypiszcie od myślników wszystkie zalety jakie posiada nasz kościół...
Will: *maksymalnie znudzona, pod nosem* Tak jakby to było komukolwiek do czegokolwiek potrzebne -,-
Bella: No...
*mimo wszystko coś wypisują*
Bella: Możesz dodać też to... no... pianino!
Will: Pianino? xD
Bella: No ten fortepian, co w kościele stoi >.>
Will: To są organy, deklu! XD
Bella: Wielka mi różnica @.@
Will: Ogromna! XD Pianino, fortepian... ja nie mogę, ale z ciebie jeleń xD
Bella: Oj, cicho już >.<

2 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Kiedy Bella mi go w końcu napisze i wyśle do poprawki. Przepraszam, że to tyle trwa, zwłaszcza, że mam kilka rozdziałów napisane wprzód, a brakuje mi tego jednego, którym miała zająć się Bells -,- I tak zajmuje się nim już kilka tygodni i jakoś żadnych postępów nie ma -,-
      Ja już nie mam siły do tego człowieka...
      Ps. Też cię kocham, siostruniu, i mam nadzieję, że to czytasz <3

      Usuń