niedziela, 28 października 2018

Rozdział 32. Jedna z nas

Mimo swojej obietnicy, że wróci do osiemnastej, Jun pojawił się w domu dużo później. Pizza już dawno wystygła, a Renata była w trakcie trzeciego odcinka Hwayugi - koreańskiej dramy, którą  włączyła, zmęczona nerwami i zachodzeniem w głowę, co powie bratu, gdy w końcu się pojawi. Ostatni odcinek oglądała z Jonathanem, ponad trzy tygodnie temu i miała w planach zaczekać z kontynuowaniem aż wróci, ale trudno. Najwyżej obejrzy je jeszcze raz. I owszem, była z siebie całkiem dumna, że udało jej się wkręcić ex-półdemona-nocnego-łowcę w koreańskie dramy.
Cóż, teraz nie było jej tak do śmiechu.
Jun wyglądał na wykończonego, zirytowanego i podłamanego na duchu jednocześnie. Nawet podkład - droższy niż wszystkie jej kosmetyki razem wzięte - nie był w stanie do końca zakryć worków pod jego oczami. Renata poczuła jak na sam widok łamie jej się serce.
Wyłączyła serial, gdy wszedł do salonu i poczekała aż spokojnie rozezna się w otoczeniu - patrzył przez chwilę na pizzę, jakby zapomniał skąd wzięła się na stole i po co. Kiedy jego wzrok spoczął w końcu na kanapie, a w rezultacie na Reni i Keo oraz przepraszająco-proszących spojrzeniach, które mu posyłali (Keo był pewnie po prostu głodny. Renata natomiast...), westchnął jakby coś ciężkiego zwaliło mu się na klatkę piersiową.
-Jun, ja-
Uciął ją machnięciem ręki i opadł na kanapę.
-Mów.- powiedział, łagodniej niż planował. Wizualizował sobie w myślach tę rozmowę od kilku godzin, ale teraz jakoś nie miał siły zrealizować żadnego z tych scenariuszy. Cała złość uleciała, zostało tylko przytłaczające zmęczenie i chęć położenia się spać, żeby nigdy się nie obudzić.
Żadne z nich nie miało ochoty na tę rozmowę, ale oboje wiedzieli, że musiała kiedyś nadejść. A jak nie teraz, to kiedy?
-Zacznę od początku.- obiecała Renata.- Ale nie jestem pewna, czy będziesz w stanie mi uwierzyć.- dodała, utwierdzając się w podjętej decyzji. Powie prawdę. I nie będzie uciekać się do tanich sztuczek, jak to zrobili wcześniej z siostrą Akiry.
Jun nie skomentował, sięgnął tylko po kawałek zimnej pizzy i rozsiadł się wygodniej naprzeciwko niej.
Reni miała już czas przemyśleć, od której strony zacząć temat. Ze wszystkich możliwych opcji - Jonathana, wampirów, Clave - zdecydowała się w końcu na tę, od której tak naprawdę wszystko się zaczęło. Od Wzroku.
-Widzę anioły.
*
Atmosfera jaka zapanowała w ich salonie, gdy Renata skończyła mówić była tak ciężka, że można by ją kroić nożem. Keo nadal łypał proszącym wzrokiem na resztki pizzy, a Ashya od dobrych trzech godzin drzemała na krześle barowym, oboje równie nieświadomi, co właśnie wydarzyło się w tym pokoju i Reni poczuła lekkie uczucie zazdrości.
Jakie życie byłoby proste., pomyślała. Potem przypomniała sobie o swoim narzeczonym zaklętym w fretkę i momentalnie zmieniła zdanie.
Czekała na jakiś komentarz ze strony brata, ale on tylko wpatrywał się w nią jak ciele w malowane wrota, z kawałkiem pizzy w ręce (wciąż tym samym, gdzieś po drodze zapomniał jak się je). Reni wręcz słyszała trybiki obracające się w jego głowie.
-Jun?- zapytała cicho. O Boże, a co jak go zepsuła? Może dlatego anioły nigdy nie pokazywały się ludziom? Dlaczego Netaron jej tego nie powiedział?!
-Ja...- wykrztusił w końcu- Ja... zawsze wiedziałem, że z tym facetem jest coś nie tak. Kto normalny widząc osobę zbierającą się do skoczenia z mostu postanawia zacząć z nią swobodną pogawędkę. Serio, jak porytym trzeba być-
-Jun!
-No co? Nie możesz mi wmówić, że to jest normalne!- wybuchnął.
Miał rację, oczywiście. Z Jonathanem było źle na początku i nadal nie było idealnie, ale... Ale było lepiej. Teraz, po prawie roku znajomości, wyraźnie widziała jak z "nie chcę już żyć, dajcie mi umrzeć" jego nastawienie do świata zmieniło się na "prawie okej" i to był naprawdę duży postęp. Dla Jonathana, dla Juna, dla nich wszystkich.
-Ren?- usłyszała głos Juna, znów cichy i jeszcze bardziej zmęczony niż wcześniej.
-Tak?
-Gdzie on teraz jest?- zapytał.
-U przyjaciela. Wróci za parę dni, jak sprawa przycichnie.
-Dobrze.- powiedział, po czym westchnął.- Dobrze.- powtórzył.- Wrócimy jeszcze do tematu, tylko... czuję, że muszę się z tym przespać.
Renata skinęła głową.- Odpocznij.
Jun wstał z kanapy i był już przy wyjściu z pokoju, kiedy Reni powiedziała jeszcze.- Może mnie nie być dzisiaj w nocy.- przyznała niepewnie.- Muszę... coś gdzieś odnieść.
-Uważaj na siebie.- odparł brunet, nawet już nie protestując.
*
Wow., pomyślała Reni wpatrując się z góry w panoramę Alicante. Już wiedziała, czemu nazywają je Miastem Szkła, stolica Nefilim naprawdę była zniewalająca. Już nie wspominając o samym Idrysie. Muszę kiedyś wybrać się tu za dnia. Najlepiej latem. Ah, Ren! Zadanie, skup się na zadaniu!, upomniała się mentalnie i pogładziła kciukiem trzon Kielicha. Potem powoli zleciała na ziemię, ruszając w stronę Grad. Maskowanie się było o wiele prostsze, gdy nie skupiała się tylko na ukrywaniu skrzydeł i tłumieniu Niebiańskiego Ognia. Paradoksalnie, teraz, przechodząc się ciemną nocą w anielskiej postaci po Alicante czuła się o wiele pewniej niż codziennie na ulicach Tokio. Po prostu, wiedziała, że nikt jej nie zobaczy, bo znajdowała się w pełni w wymiarze duchowym, daleko poza zasięgiem ludzkich oczu.
Znalezienie Sali Anioła przyszło jej łatwo. Przed drzwiami stała warta, a Reni zastanowiła się, czy jest sens stawiania strażników, żeby pilnowali pustego pomieszczenia. Z drugiej strony, to dobrze, że ktoś pilnował wejścia.
Będą świadkowie, którzy zeznają, że nie widzieli nikogo wchodzącego do środka.
Minęła Nocnych Łowców i przeniknęła przez dwuskrzydłowe, zdobione drzwi. Jej wzrok od razu powędrował na olbrzymi posąg Razjela, trzymający w jednej ręce miecz, a w drugiej kielich. Sama sylwetka anioła była odwzorowana nawet dobrze, ale skrzydłom wiele brakowało do oryginału - wydawały się zbyt... liche. A już na pewno w niczym nie umywały się do prawdziwych anielskich skrzydeł. Mimo to posąg robił wrażenie.
-Wyglądasz na oczarowaną.- Usłyszała obok rozbawiony głos Netarona.- Na żywo Razjel wygląda o całe niebo lepiej niż na tych marnych kopiach.
Reni odpowiedziała mu drobnym, czułym uśmiechem.
-Najpierw znikasz na tydzień, potem pojawiasz się i mówisz mi, że jestem aniołem odrodzonym w nowej postaci oraz, że przez cały ten czas byłeś moim bratem - czym całkowicie rozwalasz całą dotychczas znaną mi rzeczywistość - a następnie znowu znikasz.- powiedziała, nie odrywając wzroku od posągu.- Ogólnie więcej cię nie ma, niż jesteś. Zawsze tak było i byłam po prostu zbyt ślepa by to zauważyć, czy teraz coś się zmieniło?
-Zmieniło się wszystko, Ren.- odrzekł, stając po jej prawicy.- Zaczynając od całego świata, a kończąc na tobie. Jedyne pojęcia, które zawsze pozostaną takie same to Boska doskonałość, anielska cierpliwość, diabelski upór i ludzka obłuda.
Renata westchnęła. Przyszła tu tylko, żeby odnieść Kielich, ale skoro Netaron postanowił w końcu się pokazać, to chciała skorzystać z okazji. Czuła w sercu, że ich drogi się rozchodzą. Teraz, gdy nie potrzebowała już jego opieki lada moment zostanie przydzielony do innego człowieka. Nie wiedziała, kiedy go znowu zobaczy. Oderwała wzrok od posągu i spojrzała na swojego anioła stróża - czy wciąż mogła go tak nazywać? - z mieszaniną troski i zagubienia. Twarz Netarona, oświetlana tylko przez księżyc i nikły blask skrzydeł wyglądała prawie jak wyciosana z kamienia twarz stojącego przed nimi posągu. Mimo to, wciąż widziała w niej podobieństwo do jego ludzkich rodziców- do ich rodziców.
-Też jestem człowiekiem.- przypomniała mu.
-Jeszcze.- odparł.- Gdy umrzesz, ludzkie ciało przestanie cię ograniczać. Wtedy w pełni staniesz się jedną z nas.
Jedną z nas.
Gdy umrzesz.
Jakoś te stwierdzenia brzmiały bardzo, bardzo źle teraz, gdy wiedziała, że są spokrewnieni nie tylko duchowo (jak wszystkie Anioły) ale też i biologicznie. Nie mogła jednak winić Netarona za myślenie w anielskich kategoriach. W odróżnieniu od niej, Aron nie zdążył nawet doświadczyć życia na ziemi, w świcie ludzkim. Nie zdążył doświadczyć bycia człowiekiem. Dlatego nie rozumiał jej przywiązania do świata przyziemnego. Czy raczej - nie rozumiał, dlaczego nie potrafiła się z nim rozstać teraz, gdy uświadomiono jej, że może mieć o wiele więcej.
-Nie poczuj się urażony.- odparła w końcu.- Ale nie chcę jeszcze umierać.
-I bardzo dobrze. Człowieczeństwo daje ci wiele możliwości, które dla większości z nas są nieosiągalne. Możesz pomagać ludziom w prawdziwy, realny sposób, Ren. Nie wolno ci zmarnować tego życia.- powiedział jej.- Wyjdź za Jonathana, ukończ studia, załóż rodzinę i patrz jak rośnie w siłę. Nie musisz się spieszyć, nikt nie będzie cię poganiał. Ważne, żebyś potem nie żałowała ani jednej decyzji i wspominała miło każdą chwilę. 
Okeeej, może jednak rozumiał trochę więcej, niż jej się wydawało. Mimo to, w jego głosie nie było cienia goryczy, czy zazdrości, jedynie proste stwierdzenie faktu. Tak jakby to, czy jej ludzkie życie skończy się za dziesięć lat, czy za pięćdziesiąt nie robiło żadnej różnicy. Z jego perspektywy pewnie nie robiło.
Potrząsnęła głową. Musiała przestać myśleć o bzdurach i wykorzystać to, że w końcu go widzi.
-Powiedziałam dzisiaj Junowi o Jonathanie.- przyznała.- I o sobie.
-Wiem. I?
Serio? I? Jak daleko sięgał jego brak zainteresowania podejmowanymi przez nią decyzjami?
-Nie przerwał mi ani razu, a kiedy skończyłam mówił tylko o Jonathanie.- ciągnęła dalej.- Tak jakby fakt, że jego przybrana siostra jest aniołem momentalnie uciekł mu z głowy.
-Bo dokładnie tak było.
-Słucham?
-To element naszej natury.- powiedział Netaron.- Nie pokazujemy się ludziom często, a nawet gdy jesteśmy zmuszeni to zrobić, ich wspomnienia o tym bardzo szybko znikają. Jun słuchał cię, gdy mówiłaś o swoim niedawnym odkryciu. Po prostu nie zapamiętał tej informacji.   
Renata zmarszczyła brwi.- Czyli teoretycznie mogłabym chodzić po ulicy z rozłożonymi skrzydłami i każdy kto by mnie zobaczył momentalnie by o nich zapomniał?
-Nie.- zaprzeczył ostro.- Po ulicach kręci się zbyt wiele demonów, byś mogła tak ryzykować. 
Słuszna uwaga.
-Cóż, dzięki, że mi powiedziałeś.- westchnęła.
-Muszę ci coś dać.- Netaron postanowił zmienić temat.
Renata posłała mu pytające spojrzenie.
-Co takiego?
-Twój miecz.
-Moje...co?- Renata zmarszczyła brwi.
Netaron uniósł rękę, a runa na zewnętrznej stronie jego dłoni zmieniła kolor na płynne złoto. W tej samej chwili zapłonął na niej ogień o barwie czystego złota, z którego powoli wyłonił się miecz. Ostrze było koloru znajdującego się gdzieś pomiędzy bielą, a czystym srebrem, rękojeść pokryta złotymi odbłyskami.
Moja mina musi być bezcenna., pomyślała Reni, przenosząc zszokowane spojrzenie z Netarona na miecz i nie mogą uwierzyć własnym oczom.
-To... dla mnie?- wydukała.
-Zawsze był twój.- powiedział Netaron i wyciągnął rękę z mieczem w jej stronę, chcąc jej go oddać.- Ja miałem go tylko przechować, dopóki nie będziesz gotowa.
Renata przypomniała sobie wtedy, że wciąż trzyma w rękach Kielich Anioła i odstawiła go szybko do pustej, ale naprawionej już gabloty, w której stał wcześniej. Potem niepewnie zabrała od Netarona miecz, jakby bała się, że zaraz rozpadnie jej się w rękach.
Adamas. Czysty, nieprzetworzony adamas złączony z czymś, co wyglądało jak złoto, ale na pewno złotem nie było. Metal - czy to w ogóle był metal? - wręcz promieniował mocą, wytwarzając ciepło osobliwie kontrastujące z chłodem adamasu. U góry klingi tuż pod miejscem, w którym łączyła się z rękojeścią Reni dostrzegła anielską runę - tą samą, która widniała na dłoni Netarona. Ostrożnie przesunęła po niej palcem i znak zabłysnął na złoto, a Renata poczuła dziwne ciepło w prawej ręce. Uniosła dłoń do oczu i zafascynowana patrzyła jak identyczna runa pojawia się na wierzchu jej dłoni.
Minęła chwila zanim w końcu wydukała:
-Wow.
A potem palnęła pierwszą rzecz, która przyszła jej do głowy.
-Myślałam, że anioły to pacyfistyczne stworzenia.
-Żebyś się nie zdziwiła.- wargi Netarona wykrzywiły się w asymetrycznym uśmiechu.
-Czym są te złote odbłyski?- zapytała.
-To metal z serca gasnącej gwiazdy.- wyjaśnił.- Wykuty u zarania dziejów. Dawno, dawno temu, gdy Lucyfer nosił jeszcze imię Niosącego Światło.
Pamiętasz te czasy? chciała zapytać. Czy ja też kiedyś będę pamiętać wszystko to, czego moja dusza doświadczyła w poprzednich wcieleniach? W wyobraźni czuła jak zawala się na nią ogrom niezliczonych lat istnienia, wspomnienia sięgające stworzenia świata, a może nawet dalej. Te osiemnaście lat, które spędziła w ludzkiej postaci nagle wydały się okropnie małoznaczące. Nie podobało jej się to.
-Nie umiem tym walczyć.- powiedziała, wracając do tematu ostrza. Na wszystko przyjdzie czas.
-Nie musisz umieć.- zapewnił ją.- Wątpię, abyś miała okazję często używać go do walki. To nie jest zwykła broń pokroju tej, którą posługują się nefilim. 
-Miecz, który mają nefilim zmusza do mówienia prawdy.- przypomniała sobie.- Ten też będzie? 
-Tylko istoty, różne od nas. Miecz nie zmusi anioła do mówienia prawdy, gdyż anioły z reguły nie kłamią.
-O ironio.- Renata uśmiechnęła się z rozbawieniem.- Coś jeszcze?
-Musisz uważać na kim go używasz.- ciągnął Netaron.- Gdybyś niechcący zraniła nim swojego znajomego, czarownika, skutki mogłyby być fatalne. Ogień wtopiony w miecz bezlitośnie niszczy wszelkie ślady demonicznej aury, bez różnicy, czy występuje ona w sferze fizycznej czy duchowej. Dla ludzi o niezatrutym sercu będzie całkowicie niegroźny, o ile nie zdecydujesz inaczej. 
-Rozumiem.- Renata jeszcze raz spojrzała na złotą runę na swojej ręce.- Dzięki temu udało ci się go przywołać? Też będę mogła to robić?
-Ta runa to nexus. Stanowi ogniwo między tobą, a mieczem.- wyjaśnił.- Więc tak, będziesz mogła przywołać go, kiedy tylko chcesz.
-Fajnie.
-Jest jeszcze jedna rzecz, którą musisz wiedzieć.- Netaron przerwał jej zanim zdążyła powiedzieć coś więcej.- Ten miecz, podobnie jak ty, balansuje na granicy świata materialnego i duchowego. Jest narzędziem, które podlega całkowicie twojej woli. To znaczy, że od ciebie zależy jaki przyjmie kształt i funkcję.
-Co to znaczy?
-Spróbuj zmienić go w cokolwiek innego, a będziesz wiedzieć o czym mówię.
Reni posłała mu powątpiewające spojrzenie, a potem ponownie wbiła wzrok w klingę, nie wiedząc jak się za to zabrać. Po kilku minutach gniewnego pomrukiwania w końcu jej starania dały jakiś efekt - klinga zaczęła się skracać.
-No, brawo.- pochwalił Netaron z częściowo skrywaną ironią.- Udało ci się zrobić sztylet. Niezbyt to kreatywne, ale ważne, że dałaś radę.
Renata westchnęła.
-To trudne.- poskarżyła się.
-Z czasem się nauczysz.- obiecał jej.- Manipulowanie kształtem miecza jest prostsze od zmiany własnego kształtu. Jeszcze wiele przed tobą.- Uśmiechnął się prawie złośliwie. Prawie.
-Taa...- burknęła Reni. Miała wrażenie, że minie tysiąc lat zanim w końcu będzie się mogła nazwać się "jedną z nich".- I naprawdę mogę zmienić go w co chcę? 
-Nie inaczej. A teraz jeśli pozwolisz, chciałbym zaprosić cię na dach.- powiedział Netaron, rozpościerając skrzydła.
-Po co?- zapytała Reni i podążyła za nim.
-Chcę pokazać ci jak wygląda prawdziwa postać miecza.- odparł zatrzymując się na dachu jednego z budynków. Renata przystanęła obok niego i uniosła brew.
Czyli forma w jakiej był miecz wcześniej nie była prawdziwa?
-Różni się od tego co trzymam w ręce?
Netaron uśmiechnął się i wyciągnął przed siebie dłoń z wciąż iskrzącą się runą...
-Nie do końca.- powiedział.- Jest tylko trochę... większy.
...a potem nad pogrążonym we śnie Alicante ze złotych płomieni wyłonił się miecz wielkości boiska do koszykówki.
Renata zagryzła policzek, żeby nie przekląć. Faktycznie... trochę duży.
-Pokazuję ci to, żeby cię przestrzec, Ren.- zaczął Netaron, nie doczekawszy się od dziewczyny żadnej odpowiedzi.- W swojej prawdziwej formie miecz jest najpotężniejszy, ale też szalenie niebezpieczny. Masz pojęcie, co by się stało, gdyby spadł teraz na ziemię?
Zdobyła się tylko na pokręcenie głową.
-Moc uwolniona przy uderzeniu byłaby tak wielka, że wszystko w promieniu pięćdziesięciu kilometrów zniknęłoby z powierzchni ziemi.
Reni miała wrażenie, że lada moment ugną się pod nią nogi. Pięćdziesiąt kilometrów?! Miecz, który został stworzony do czynienia dobra naprawdę mógł wyrządzić tak wiele złego?
Broń, to tylko narzędzie., powiedziała sobie w myślach. Tylko narzędzie.
-Dzięki, że mnie ostrzegłeś.- wykrztusiła dopiero po chwili.- Czy... to się...
-Raz- odpowiedział, zanim dokończyła pytanie.- Setki lat temu.
-Aha.- mruknęła i spojrzała na spoczywający w jej dłoni sztylet. Wyglądał tak niepozornie, że nigdy by nie pomyślała jakich może dokonać zniszczeń jeśli zostanie niewłaściwie użyty.- Serio. Dzięki, że mnie ostrzegłeś.- powtórzyła, łapiąc z aniołem kontakt wzrokowy.
-Nie ma za co.- odpowiedział.- Przeprowadzenie cię przez to jest moim obowiązkiem.
-A potem?- zapytała, czując irracjonalny lęk przed odpowiedzią.- Co będzie później?
Netaron westchnął.
-Gdy już przestaniesz mnie potrzebować, rozstaniemy się w pokoju.
-Nigdy nie przestanę cię potrzebować.- zaprotestowała.- Jesteś monstrualną częścią mojego życia!
Ku zdumieniu Renaty z ust Netarona wyrwał się krótki śmiech. To było... niewiarygodne! Śmiał się z niej i to jeszcze w takiej sytuacji!
-Nie możesz się bardziej mylić, Ren.- powiedział, zanim zdążyła mu wygarnąć.- Jest wiele osób, których będziesz potrzebować, ale ja nie jestem jedną z nich. A przynajmniej nie będę.- Podszedł bliżej zanim Renata zdążyła to zarejestrować i poczochrał ją po włosach.- Nie jestem ci nieodzowny. Jestem tylko jednym z epizodów w twojej księdze życia, po którym przyjdą następne. Pojawią się kolejni, którzy będą potrzebować ciebie bardziej niż ty potrzebujesz mnie. Rzeczy się zmieniają. Na tym polega życie, Zirael.
Renata nie pytała nawet dlaczego ją tak nazwał, była zbyt... wstrząśnięta? poruszona? załamana?... by powiedzieć cokolwiek.
-Byłeś ze mną całe moje życie.- wyszeptała.- Zawsze... Od momentu narodzin. Nie mogę cię tak po prostu stracić.
Netaron wyplątał długie palce z jej włosów i przyciągnął ją do siebie - Reni nie wiedziała czy ze współczucia, czy dlatego, że był do niej równie przywiązany, co ona do niego, ale z wdzięcznością wtuliła się w niego i pozwoliła się objąć.
Do łóżka położyła się dopiero dwie godziny później, a chwilę potem zaczęło świtać.

środa, 24 października 2018

Rozdział 31. Unforgiven

-Może Jace i Clary zechcieliby do nas dołączyć skoro i tak już o wszystkim wiedzą.
Ręka Jace'a trzymająca stele drgnęła. Obraz w ścianie rozmył się na chwilę, a gdy zaraz potem wrócił do poprzedniego stanu, nie tylko Renata patrzyła się w ich stronę.
-Clary, Jace.- powiedziała Akemi, jakby wcale nie rozdzielała ich ściana.- Jeżeli natychmiast nie pojawicie się tutaj, wyciągnę konsekwencje.
Clary przełknęła głośno i szturchnęła Jace'a w ramię, żeby się ruszył. Wystarczająco już się narazili, a Akemi nie wyglądała jakby żartowała.
*
Reni odwróciła wzrok dopiero, gdy stela została odsunięta od ściany.
-Skąd wiedziałaś?- zapytał, Akira trącając ją nogą pod stołem.
Nastolatka wzruszyła ramionami.- Intuicja?- Przecież nie mogła mu powiedzieć, że nagle okazało się, że jest reinkarnacją anioła i potrafi wyczuwać obecność każdego żywego organizmu w swoim otoczeniu. Może kiedyś, ale nie teraz.
Akemi tymczasem wstała od stołu i ruszyła w stronę drzwi jeszcze zanim Clary zdążyła niepewnie je otworzyć i zerknąć do środka. Jace stał kawałek za nią ze skrzyżowanymi rękami i znudzoną miną bad boya, po którym bycie przyłapanym na gorącym uczynku spływa jak po... cóż, kaczce.
-Akemi, my- Clary chciała zacząć się tłumaczyć, ale głowa Instytutu jednym gestem wygoniła ich z powrotem na korytarz.
-Nie wychodzić mi stąd.- rozkazała, po czym sama wyszła i zamknęła drzwi.
Akira i Renata rozluźnili się trochę, gdy zostali sami i wykorzystali tę chwilę odroczenia wyroku na wzięcie paru głębszych oddechów.
-Na Anioła, w co ja się wpakowałem.- mruknął Akira, odchylając głowę do tyłu na oparciu.- W imię czego? W imię kogo?
-Będzie dobrze.- odparła Reni.
Akira prychnął, niezbyt pocieszony.- Zamierzasz jej powiedzieć?- zapytał, mając na myśli Akemi. Clary i tak już wiedziała. Jace też skoro przyszedł razem z nią.
-Nie mamy innego wyboru.- westchnęła.
-Nie ufam jej.- przyznał Akira, tym samym tonem. Zza drzwi słychać było podniesione głosy, głównie żeńskie.
-To twoja siostra.- przypomniała Renata, niedowierzającym tonem.
-Oraz głowa tokijskiego Instytutu.- odparł.- Znam ją, Ren. Byłaby w stanie przymknąć oko na parę błahostek, ale to? Sebastian Morgenstern żywy i na wolności? Nie ma mowy, żeby po prostu odpuściła. Nie teraz, kiedy wszyscy jeszcze liżą rany po wojnie, którą wywołał.
Miał rację oczywiście. Ale co innego mogliby zrobić? Albo wydadzą Jonathana teraz, po cichu, w grupie względnie zaufanych osób, albo później pod wpływem Miecza na oczach całego Clave. Nagle Reni przypomniała sobie o proszku, który dał jej Isao i jej ręka automatycznie powędrowała do kieszeni, by sprawdzić, czy wciąż ma go ze sobą. Woreczek był na swoim miejscu.
-Isao dał mi proszek, który częściowo wymazuje pamięć.- przyznała po cichu, patrząc na Akirę z powagą.
Brwi nefilim uniosły się w zdziwieniu.- Sugerujesz to co myślę, że sugerujesz?
Zanim zdążyła odpowiedzieć, Akemi wróciła do pokoju przesłuchań. Za nią weszła Clary i Jace, który zamknął drzwi. To by było na tyle z narady taktycznej. Renacie pozostało liczyć, że kiedy - jeśli - dojdzie do tego czego oboje się obawiają, to uda im się wszystko rozsądnie rozegrać.
-I mam rozumieć, że wasza dwójka doskonale wie, co naprawdę wydarzyło się w leżu Mickela.- rzuciła za siebie Akemi, opadając ciężko na krzesło.
Jace wzruszył ramionami, a Clary skrzywiła się odrobinę.- Mniej-więcej.
Akemi już czuła się wykończona, a miała przeczucie, że było jeszcze bardzo daleko do końca. Zerknęła na sufit, jakby chciała powiedzieć "Boże, daj mi siły" po czym ogarnęła wzrokiem czwórkę nastolatków (czy już raczej młodych dorosłych. Dobrze by było, jakby jeszcze potrafili zachowywać się jak na ich wiek przystało).
-Słucham.
Akira i Reni spojrzeli po sobie. Brunet skinął lekko głową - "Zaczynaj" - na co Renata pokręciła głową i poruszyła brwiami - "Ty nas w to wpakowałeś, ty zaczynaj". Zmarszczone czoło, ręce skrzyżowane na piersi - "Mowy nie ma, to twój facet".
-Czekam.- Akemi dosłownie czuła, jak robią jej się zmarszczki na czole, od stałego piorunowania wzrokiem swojego młodszego brata. O tak, to będzie długi dzień.
-N-no więc...- zaczęła chwiejnie Reni.
-Morgenstern żyje.- wciął się Jace, wygłaszając słowa, które nie chciały żadnemu z nich przejść przez gardło z zadziwiającą łatwością i nutką znudzenia. Renata nie mogła być mu bardziej wdzięczna.
-Słucham?!- Oczy Akemi rozszerzyły się w szoku.
-To prawda, Aki.- Teraz, gdy najgorsze było już za nimi Akira przejął szybko przejął pałeczkę.- Prawdą jest też wszystko, co powiedziałem wcześniej z tą różnicą, że po Kielich zostaliśmy wysłani obaj - ja i Jonathan - pod groźbą skrzywdzenia Renaty. Szczerze, to wszystko moja wina.- westchnął lekko, ale nie przerywał, nie chcąc dać Akemi szansy na przerwanie mu.- Kiedy wyczułem, że ludzie Mickela mnie śledzą, spanikowałem. Sądziłem, że nie odważą się skonfrontować dwóch nefilim w środku miasta, ale trochę się przeliczyłem. Potem, gdy przestaliśmy być potrzebni, Mickel uwolnił mnie i Reni, ale musiał jakoś domyślić się kim jest Jonathan, bo zabrał go na rozmowę. Od tamtej pory go nie widziałem, ani jego, ani Kielicha. 
-Kielich jest bezpieczny.- podjęła szybko Renata.- Nie chcę wchodzić w szczegóły, ale mogę obiecać, że jutro rano będzie już z powrotem w Gard.- Wyczuła na sobie zdziwione spojrzenie Akiry. No tak, o tym zapomniała wspomnieć.
Akemi - zdumiona do tego stopnia, że nie wiedziała co powiedzieć - przymknęła oczy i oparła czoło na chłodnej dłoni. Kiedy odezwała się po krótkiej chwili, nie pytała już o Kielich - coś w tonie tej Przyziemnej sprawiało, że naprawdę wierzyła w jej słowa, więc nie drążyła tematu - zapytała tylko - Mam rozumieć, że to Jonathan Morgenstern stoi za obróceniem w pył połowy tokijskiej bazy operacyjnej Mickela włącznie z wampirami na jego usługach, którzy akurat znajdowali się w środku i nie zdążyli uciec?
Renata nie wiedziała, że poza Mickelem tamtego wieczora zginęli jeszcze inni rewolucjoniści. Isao nic o tym nie wspominał. Mimo to z pełnym przekonaniem zaprzeczyła.- To nie on. Przysięgam, jeśli byłby zdolny do czegoś takiego, w ogóle nie znaleźlibyśmy się w tej sytuacji. To był ktoś inny.- dodała.
-I ty pewnie wiesz kto.- To już nie brzmiało jak pytanie i Reni skuliła się lekko pod miażdżącym spojrzeniem japonki, która normalnie była o pół głowy niższa od niej.
-Do-myślam... się...- potwierdziła cicho, ale nie ciągnęła. Isao był jej ostatnią linią obrony. Tak długo jak nikt nie wiedział o jego bliskim powiązaniu ze sprawą, Jonathan był bezpieczny.
Zapanowała dość krępująca cisza. Renata czuła na swoich plecach wzrok Clary i Jace. Wiedziała, że oboje mają wiele pytań, ale to nie był właściwy czas i miejsce, a ona nie była właściwą osobą, żeby na te pytania odpowiadać. Akira mierzył swoją siostrę kamiennym spojrzeniem, które nie zdradzało zbyt wiele, ale Reni słyszała huragan myśli w jego głowie. Mimo nadziei na pokojowe załatwienie sprawy, był gotowy do zareagowania w każdej chwili.
-I co ja mam teraz z wami zrobić, dzieciaki?- zapytała retorycznie, z rezygnacją, ale Reni już wiedziała, że nie ma co liczyć na rozejm.
-Nic.- odezwał się Akira, kamiennym tonem.- Złożyliśmy zeznania, Mickel nie żyje, a Kielich lada moment wróci do Clave. Zostaw to jak jest.- Gdy Akemi pokręciła głową dodał - On nie stanowi zagrożenia.
Akemi parsknęła cichym, wymuszonym śmiechem.- Nie stanowi zagrożenia? Wiesz, ilu moich przyjaciół zginęło w wojnie, którą rozpętał?
Słowa cisnęły się Reni na usta, ale Akira ubiegł ją zanim zdążyła się odezwać.
-Mówisz o osobie, która już nie istnieje. To nie jest ten sam Jonathan.- Banalne zdania, które i tak nie zmienią faktycznego stanu rzeczy, pomyślała Renata. Tylko ona wiedziała jak blisko krawędzi był Jonathan, kiedy go poznała. Tylko ona wiedziała, jak ciężko mu było żyć dźwigając na barkach życia wszystkich osób, które przez niego odeszły. Tylko ona wiedziała, co się dzieje w jego głowie, bo tylko przed nią kiedykolwiek się otworzył. Akira nie znał go nawet w połowie tak dobrze jak ona, jednak, paradoksalnie, w jego ustach te banalne zdania brzmiały bardziej prawdziwie, niż gdyby pochodziły od niej. Renata znała Akirę od wielu lat, ale w życiu nie była mu tak wdzięczna, jak dzisiaj. Szkoda, że to nie wystarczy., pomyślała, sięgając do kieszeni.
-Skąd możesz to wiedzieć? Ile go znasz? Parę miesięcy? Wiesz, że to nie wystarczy!- mówiąc stopniowo unosiła ton głosu. Reni była pewna, że nie tylko ona usłyszała w nim jej zawód i poczucie zdrady - jakby nagle znów znalazła się w środku Mrocznej Wojny i rodzony brat, z którym się wychowała właśnie wyciągnął ruszył na nią z mieczem.
-Aki-
-Muszę to zgłosić.
-Proszę cię.
-Akira, wiesz, że muszę!- I z tymi słowami podniosła się z krzesła.
Wszystko stało się bardzo szybko. Jace zrobił krok w stronę drzwi, odruchowo chcąc zablokować wyjście. Niepotrzebnie, bo Akira zerwał się ze swojego miejsca w tym samym czasie i chwycił siostrę za rękę, nim zdążyła zrobić choćby krok w jego stronę. Sekundę później Renata też była na nogach i dmuchnęła jej w twarz niewielką ilość fioletowego proszku Isao.
Akira górą pokonał dzielący ich stół i złapał kobietę, zanim osunęła się na ziemię.
-Powinienem chyba zapytać o to wcześniej, ale czy to na pewno bezpieczne?- zapytał, patrząc na nieprzytomną Akemi z troską.
-Tak.
-Bo jeśli nie, to głowa pewnego Czarownika zawiśnie u mnie na ścianie.
-Po pierwsze, eww~ - Reni skrzywiła się z niesmakiem.- Po drugie, tak, to jest bezpieczne. Straci tylko wspomnienia z ostatnich dziesięciu minut.- powiedziała, szczerze licząc, że mówi prawdę.
-Długo to planowaliście?- zapytała Clary, otrząsając się z szoku.
Renata i Akira wymienili spojrzenia. Żadne z nich nie odpowiedziało.
-Blondi, chodź. Pomożesz mi.- zarządził Akira, zarzucając sobie jedno ramię Akemi za kark i umieszczając wolną rękę pod jej kolanami.- Musimy ją zabrać na górę.
Jace posłał jeszcze wszystkim poza Clary spojrzenie mówiące, że wybitnie im nie ufa, po czym z lekkim ociąganiem otworzył drzwi i przepuścił przodem Akirę z Akemi na rękach.
-A co my mamy robić?- zapytała Clary.
-Znajdźcie Kaza, powiedzcie mu, że jego żona zasłabła i módlcie się, żeby wam uwierzył.- poinstruował brunet nawet się nie odwracając. Jace niechętnie poczłapał za nim.
Dziewczyny, pozostawione same sobie, spojrzały na siebie z niepokojem.
-Too~... Wiesz gdzie go szukać, czy...
Renata pokręciła głową.
-Aha. No ja też nie bardzo.
I wyszły obie w ślad za chłopakami.
*
Gdy Reni wróciła do domu dwie godziny później, zastała w salonie włączony telewizor i niedopitą kawę, ale nie Juna. Na drzwiach lodówki wisiała za to kartka z informacją, że jej brat musiał na chwilę skoczyć do wytwórni, ale do osiemnastej powinien wrócić i lepiej, żeby zastał ją wtedy w domu z przekonywującą wymówką i dużą pizzą bo inaczej... Nie dokończył groźby. Prawdopodobnie szkoda mu było czasu na wymyślanie jej, skoro nawet nie wyłączył telewizora.
Renata westchnęła. Powinna się cieszyć, że pamiętał chociaż o przekręceniu klucza w zamku i zabraniu go ze sobą.
Na zegarze widniała godzina siedemnasta dwadzieścia dwa, Keo pochrapywał cicho w legowisku (słaby byłby z niego pies stróżujący), a Reni wróciła do salonu i padła plackiem na kanapę. Obawiała się, że rozmowa z Junem może skończyć się podobnie, co rozmowa z Akemi. Jeśli powie prawdę, oczywiście. Jeśli skłamie, Jun od razu ją przejrzy, a nawet jeśli nie, to Reni i tak sobie tego nie wybaczy. Była jeszcze bardziej zestresowana niż, gdy Akemi zagoniła ją w kozi róg w Instytucie.
Boże, co ja mam robić?
Z ciężkim sercem zrobiła jedyną rzecz, jaką była w stanie w tej chwili zrobić.
Zadzwoniła po pizzę.
---------------------------------------------
Will: No tak.
Bella: No tak.
Will: Ja wiem, że trochę nas nie było (i pewnie dalej by nas nie było, gdybym przypadkiem nie weszła na drugą pocztę mailową i przypadkiem nie zauważyła, że zaczynają pojawiać się komentarze o treści gdzie się podziewam [tak jest ten rozdział to wasza zasługa dziewczyny ;D]) ale to bardziej siła wyższa niż jakakolwiek niechęć do pisania - widmo matury dyszy nam w kark, więc blogi zeszły na trochę dalszy plan. Ale nie musicie się martwić, mamy w planach skończyć tę historię, choćbyśmy miała to zrobić tylko dla siebie xD Nie będzie też jakoś specjalnie długa - powoli toczymy się w stronę końca. Mam pomysł na kontynuację, coś w stylu nowego pokolenia, ale muszę mieć jakiś odzew czy ktoś by chciał w ogóle coś takiego czytać, bo jak nie to what's the point.

wtorek, 26 grudnia 2017

Rozdział 30. Szach-mat

Renata nie zabawiła u Isao długo. Przyszła tylko po Kielich i już miała z nim wychodzić, kiedy czarownik zatrzymał ją i po krótkim "zaczekaj" zniknął w lustrze wiszącym na ścianie w korytarzu. Dosłownie - przeszedł przez lustro, a tafla szkła nic tylko zafalowała delikatnie. Renata aż przysunęła się bliżej z zainteresowaniem. Czy wszyscy Wysocy Czarownicy tak bardzo ukrywali się ze swoim zawodem? Dom Isao wyglądał na pozór zupełnie normalnie. Wszystkie magiczne skrytki i pomieszczenia były ukryte - nie jakoś bardzo, ale wystarczająco, aby można było je przeoczyć, jeżeli przyjrzy się im tylko pobieżnie. Czy Isao przyjmował wielu Przyziemnych gości?
Jej rozmyślania przerwał powrót czarownika. Wrócił tą samą drogą, którą wyszedł. Reni uniosła brew i kącik ust w uśmiechu.
-Fajne drzwi.- powiedziała.
-Nie lubię jak ludzie grzebią w moich rzeczach.- odparł, wciągając w jej stronę ciemny, bawełniany woreczek. Był dosyć lekki, a zawartość przesypywała się jej pomiędzy palcami, kiedy wzięła go do ręki.
-To jakiś proszek?- dopytała.
Isao przytaknął.- Wywołuje u osoby utratę pamięci, bez żadnych efektów ubocznych poza lekką dezorientacją. Rozmywa wspomnienia tylko do jakiś dziesięciu minut wstecz, więc musisz działać od razu, bez zbędnego czekania. Wystarczy szczypta, najlepiej drogą oddechową, ale możesz go również dodawać do napoi. Jakieś pytania?
Reni uchyliła usta.
-Poza "po co mi to".- sprostował.
-A to w takim razie żadnych.
-No to git.
-Ale serio, po co mi to?
-Jesteś młoda i widać, że dopiero uczysz się jak to - pokręcił ręką, mając na myśli zarówno jej przemianę, jak i Świat Nocy sam w sobie - wszystko działa. W każdej chwili coś może ci się wymsknąć i nigdy nie do końca wiadomo, komu ufać. Lepiej, żebyś go miała. Tak na wszelki wypadek.
Renata ponownie spojrzała na granatowy materiał, po czym schowała go do kieszeni.
-Dzięki.
Isao miał rację. Dopóki Reni nie pozna pełni swoich możliwości, zarówno pod kontem fizycznym jak i psychicznym, lepiej było mieć jakiś plan awaryjny.


***

Przesłuchanie Akiry na pewno nie znajdywało się na liście rzeczy, które Clary i Jace zamierzali przegapić. Oczywiście, na czynny udział by im nie pozwolono, ale od czego ma się stele, prawda? Clary stworzyła Bramę prowadzącą do pomieszczenia znajdującego się bezpośrednio przy sali przesłuchań, a Jace przyłożył czubek steli do ściany, która rozmyła się ukazując wnętrze pokoju. W środku Akemi i Robert siedzieli naprzeciwko Akiry, przy metalowym stole i scenerii wyjętej żywcem z filmu kryminalnego. Głowa Instytutu przypatrywała się młodszemu bratu z mieszanką troski i podejrzliwości, w odróżnieniu od Inkwizytora, którego ściągnięte brwi i liczne zmarszczki na czole zdradzały wyłącznie zniecierpliwienie. Wyrazu twarzy Akiry nie dały się odczytać. Głównie dlatego, że półleżał na stole opierając głowę na złożonych ramionach. Wyglądał jakby był nieprzytomny... albo spał.
Ktoś musiał kopnąć go dyskretnie pod stołem - pewnie Akemi - bo wyprostował się nieznacznie. Wciąż opierał się na stole, ale teraz jego głowa spoczywała na zgiętej w łokciu ręce, także Clary i Jace widzieli jedynie tył jego głowy.
-Mógłbyś zachować trochę powagi, w obecności Inkwizytora.- syknęła na niego czarnowłosa.
-No, a co robię? Jestem tak poważny, że zaraz usnę.- odbił piłeczkę Akira.
Clary przypomniała sobie, że wiele lat temu, kiedy wciąż jeszcze była Przyziemną dziewczyną wychowującą się tylko z matką i Lukiem, Simon i Rebecca zwykli przegadywać się w ten sposób. Typowy wymiana zdań typowego rodzeństwa. Clary poczuła dziwny uścisk w sercu, zaraz jednak przywróciła się do porządku.
Przesłuchanie się zaczęło.
Akira odpowiadał na każde zadane pytanie konkretnie i bez zwłoki. Clary byłaby pewnie skłonna uwierzyć, że jego historia jest w stu procentach prawdziwa... gdyby nie to, że ani słowem nie wspomniał w niej o Jonathanie. Zapytany o to z iloma osobami został porwany, Akira odpowiedział, że z dwoma, ale jako drugą osobę nie podał jej brata.
-Szczerze mówiąc, to nie znam gościa.- mówił.- Renata przedstawiła go wcześniej jako swojego chłopaka, ale nawet nie próbowałem zapamiętać jak się nazywa. Przyziemny nastolatek tymczasowo łażący za rączkę z młodszą siostrą mojego kumpla - nic wartego uwagi.
Jego głos brzmiał idealnie - trochę znudzony, ale stabilny, jakby Akira faktycznie chwilę wcześniej został wyciągnięty z łóżka i zapytany co sobie życzy na śniadanie. Gdyby Clary nie wiedziała lepiej pewnie dałaby się na to nabrać.
Robert drążył temat jeszcze chwilkę, ale Akira dalej szedł w zaparte, więc w końcu odpuścił. Tylko Akemi dalej nie wyglądała na przekonaną, ale nie odezwała się.
Jak się można było spodziewać, Akira nie został wypuszczony po zakończeniu przesłuchania. W końcu ukradł - a przynajmniej twierdził, że to on go ukradł - jeden z najcenniejszych dla Nefilim artefaktów i nawet jeśli zrobił to z nożem przy gardle, to Kielich wciąż pozostawał zaginiony.
Robert wyszedł z sali i parę minut później wrócił do niej razem z Maryse. Kiedy Clary usłyszała, że wersje wydarzeń Akiry i Renaty pokrywały się za sobą bezbłędnie, nie mogła wyjść z podziwu. Przecież spora część tego była kłamstwem.
-Może zdążyli się wcześniej spotkać i ustalić jedną wersję, czy coś.- szepnął do niej Jace.
Lightwoodowie uznali przesłuchanie za "zakończone, a przynajmniej na razie" i niemal od razu wyszli, mówiąc, że wracają do Idrisu omówić sprawę z Radą. Kazuo zaproponował, że odprowadzi ich do Bramy. Jace zaczął odsuwać rozjaśnioną stelę od ściany, ale Clary powstrzymała go kładąc swoją rękę na jego.
-Zaczekaj.- powiedziała. Miała przeczucie, że to jeszcze nie koniec.
I faktycznie, niecałą minutę po wyjściu Inkwizytora, Akemi, która wciąż nie ruszyła się ze swojego miejsca na krześle powiedziała:
-A teraz chcę usłyszeć prawdziwą wersję wydarzeń.

Akira wzruszył ramionami.- Słyszałaś.


Akemi wiedziała, że jej brat tylko udaje wyluzowanego. Znała go na tyle dobrze, żeby wiedzieć, kiedy kłamie. Oraz, żeby poznać kiedy z normalnego siebie, wchodzi w narzuconą rolę jak aktor na planie filmowym. Przez lata grał tak przykładnego syna-Nocnego-Łowcę. Wiedziała, gdzie uderzyć, żeby wyciągnąć z niego autentyczną reakcję.
Czarne włosy Akemi zsunęły się z jej ramion, gdy pochyliła się nad stołem, mrużąc oczy.-  Rozmawiałam wcześniej z mamą, wiesz? Powiedziała, że paru naszych starych znajomych widziało cię w Alicante... z jakimś rudym chłopakiem.
Akira zmarszczył brwi.
Spędzili chwilę mierząc się niezbyt przyjaznymi spojrzeniami, po czym Akira skapitulował. Jego siostra prędzej oddałaby Instytut niż pozwoliła mu ujść płazem z tej sytuacji.
-To prawda.- westchnął.- Nie byłem w Alicante sam, ale...
-Ale?
-Ale podjęcie decyzji o tym czy cię wtajemniczyć nie należy do mnie.
Brew Akemi uniosła się ku górze.- A do kogo należy?
Akira zamilknął na chwilę, po czym zapyta:
-Mogę zadzwonić?

***


Ledwo Renata wylądowała na dachu apartamentowca i sięgnęła po swoją kurtkę, a już rozdzwoniła się jej komórka. I tym razem, o dziwo, nie był to Jun.
-Akira?- mruknęła i odebrała połączenie.- Halo?
-Cześć, Ren.- przywitał się Akira. Brzmiał na zmęczonego i Reni mu się wcale nie dziwiła.- Mogłabyś, proszę, przyjść na chwilę do Instytutu? Zdaje się, że będę potrzebował twojej pomocy.
Renata zdziwiła się. Czyżby nadal go przesłuchiwali? W dodatku w Instytucie? W takim razie do czego była potrzebna ona, przecież trzymała się jego wersji.
-Jasne. Mogłabym.- powiedziała w końcu.- Do czego będę ci potrzebna?
Usłyszała po drugiej stronie słuchawki głębokie westchnięcie.- Lightwood'owie wrócili już do Alicante, żeby obgadać wszystko z Radą, ale moja siostra chce ze mną jeszcze porozmawiać na... bardziej prywatnym polu. I kazała ciebie również sprowadzić.
To nie brzmiało dobrze.
-Chodzi o Jonathana?- zadała pytanie, które od chwili chodziło jej po głowie. I zdaje się, że nie tylko jej.
-Raczej tak.- Jego odpowiedzi były lakoniczne i niezdecydowane. Reni odniosła wrażenie, że siostra Akiry siedzi teraz dokładnie naprzeciwko niego, czujna na każde słowo, które padnie z jego ust.- Nie chcę podejmować decyzji bez ciebie.- Nie chcę powiedzieć czegoś, czego później będę żałował, pozostało niewypowiedziane. Reni zrozumiała go tak czy inaczej.
Zawiał chłodniejszy wiatr.
-W takim razie przyjdę.- zadecydowała, mocniej otulając się kurtką.
-Dzięki.- odetchnął z ulgą.- Wyślę ci adres.
Renata nie potrzebowała adresu. Znalezienie Instytutu z lotu ptaka zajęłoby jej maksymalnie kilka minut, ale chciała utrzymywać chociaż pozory normalności. W oczach Akiry jest Przyziemną, nie powinna nawet wiedzieć czym jest Instytutu, nie wspominając o jego dokładnym położeniu.
-Yhym.- przytaknęła.- Do zobaczenia.
Zakończyła połączenie i sprawdziła godzinę na wyświetlaczu. Minęła prawie godzina od kiedy wyszła z mieszkania z Kazuo i Maryse, a powiedziała Junowi, że "wychodzi na chwilkę". Westchnęła i wybrała numer brata.
-Gdzie. Ty. Się. Znowu. Podziewasz.- wycedził Jun na powitanie, a Reni musiała zagryźć wargę, żeby nie parsknąć śmiechem.
-Przepraszam cię bardzo.- powiedziała szczerze.- Przeciągnęło się. Muszę jeszcze zaraz skoczyć do Akiry. Prosił, żebym mu z czymś pomogła.
-Do Akiry?- powtórzył po niej.- Czego chce od ciebie Akira?
-On...- urwała, zastanawiając się nad wymówką. Okłamywanie Clave to jedno, ale własnemu bratu nie mogła więcej ściemniać prosto w twarz. I to wcale nie dlatego, że anioły wedle przyjętej normy nie kłamały, po prostu było jej go szkoda. Jun nie zasługiwał na to, żeby całe dnie się o nią zamartwiać.- Posłuchaj, to ważna sprawa i może mnie przez chwilę nie być.
-Związana z waszym ostatnim zniknięciem?
-Tak. Ale to nic niebezpiecznego, przysięgam ci.- dodała szybko.
-Ren.- powiedział, zbyt poważnym jak na niego tonem.- Kiedy wrócisz, masz mi wszystko wyśpiewać, rozumiemy się? Gdzie zniknęliście, kim byli ci ludzie, którzy przyszli dzisiaj, czego teraz chce od ciebie Akira, dokąd wywiało Jonathana i co on ma z tym wspólnego. Chcę wiedzieć wszystko, rozumiesz?
Renata przytaknęła.
-Powiem ci, obiecuję.
-Trzymam cię za słowo.- odparł.- Mam dosyć własnych problemów, chcę przynajmniej wiedzieć na czym stoję.
I rozłączył się. Reni oddaliła telefon od twarzy i przez chwilę wpatrywała się w wyświetlacz, zastanawiając się nad słowami Juna. Ostatnio była tak zajęta martwieniem się o Jonathana i odkrywaniem siebie na nowo, że brat zszedł na dalszy plan. Teraz jak tak o tym pomyślała, to faktycznie zachowywał się jak nie on. Był jakiś przygnębiony, bardziej odizolowany niż zwykle, jego uśmiechy coraz częściej wyglądały na wymuszone. Od kiedy w ich życiu pojawił się Jonathan nie miał żadnych odpałów i zapędów samobójczych, ale wciąż...
Telefon zawibrował, oznajmiając przyjście nowego SMS'a. Akira wysłał adres.
Renata odsunęła myśli o bracie na bok i skupiła się na obecnym problemie, ale na pewno nie zamierzała dać za wygraną tak jak ostatnim razem. Zdaje się, że nie tylko ona miała komuś sporo do powiedzenia.

***


-Zaraz tu będzie.- powiedział Akira, odkładając smartfon na stół.
-Siostra Juna?- dopytała Akemi. Brunet przytaknął.- Co ona ma do tego?
-Wiele więcej niż ja.- odparł.- Poczekaj chwilę, niedługo powinna tu być.
Trochę ponad pięć minut później rozległo się pukanie do drzwi i w progu stanęła ciemnowłosa dziewczyna.- Akemi, przyszła jakaś Przyziemna. Nie wiem, czy potrafi przejrzeć iluzję, ale powiedziała, że Akira kazał jej tu przyjść.- Jej wzrok na chwilę uciekł w stronę bruneta, zaraz jednak ponownie zwróciła się do Akemi.- Mam ją wpuścić?
-Jak najbardziej. Przyprowadź ją od razu tutaj.
-Ma Wzrok, więc możesz odpuścić sobie zbędne ceregiele.- dodał Akira odruchowo, choć sam nie był pewien swoich słów. Mimo, że nigdy nie rozmawiał z Renatą o Świecie Nocy, nie wyglądała na wstrząśniętą porwaniem przez wampiry, czy też faktem, że on i jej chłopak są rasą ulepszonych ludzi, którzy zawodowo polują na demony. Były więc tylko dwa rozwiązania - urodziła się ze Wzrokiem (i od początku ich znajomości udawała, że nie widzi blizn po runach na jego ramionach) albo Jonathan jej powiedział. Pierwsza opcja była w tej sytuacji bezpieczniejsza.
Dziewczyna skinęła głową i wyszła szybko, próbując nie spalić się ze wstydu.
Akemi spojrzała na brata z ukosa, jakby chciała powiedzieć "Szybko". Akira tylko wzruszył ramionami. Może była w pobliżu.

Gdy drzwi do sali przesłuchań otworzyły się ponownie, stała w nich już Renata. Była ubrana tak jak zazwyczaj w dżinsy i kremowy sweter (z obserwacji Akiry, wynikało, że większość jej rzeczy utrzymywała się w tej kolorystyce) z narzuconą na wierzch cienką kurtką. Weszła do pomieszczenia powoli, wyglądając na bardzo skrępowaną.
-Dzień dobry.- Uśmiechnęła się nieśmiało z palcami zaciśniętymi na rękawie kurtki.
Wcześniej Akira nie kwestionowałby jej nieśmiałości, ale ostatnie dni sprawiły, że zaczął się zastanawiać ile z jej wizerunku było tylko farsą.
Jego siostra podeszła do nowoprzybyłej i uścisnęła jej rękę na przywitanie.- Witam. Renata Yume, jak mniemam.
-Tak, a pani jest siostrą Akiry.- odgadła.- Nie wspomina o pani zbyt często.
-Czemu mnie to nie dziwi.
Odpowiedziało jej pełne oburzenia prychnięcie z drugiej strony stołu. Obie postanowiły je zignorować.
-Byłam już dzisiaj przesłuchiwana przez Clave.- Reni uznała, że najwyższy czas przejść do rzeczy.- Zakładam, że jest jeszcze coś co wymaga wyjaśnienia, skoro Akira poprosił abym przyszła.
-Owszem. Usiądź, proszę.
Renata zajęła miejsce, na którym siedział wcześniej Robert Lightwood.- A więc?
-Od kiedy posiadasz Wzrok?- zaczęła na spokojnie Akemi.
-No... od zawsze.- odparła, niepewnie, jakby nie rozumiejąc pytania.- Urodziłam się z nim.
-Czyli już wcześniej wiedziałaś, że Akira jest nefilim?
Reni spojrzała na Akirę i uśmiechnęła się.- Tak.- Akira uniósł brew.- Nie patrz tak na mnie, nic nie mówiłam, bo...- urwała i wzruszyła lekko ramionami.- Zawsze sprawiałeś wrażenie, jakbyś usilnie chciał to ukryć. Nie zamierzałam stawiać cię w sytuacji, w której byłbyś zmuszony mi powiedzieć, mimo że wcale tego nie chcesz.

Wow. Po prostu, wow. I pomyśleć, że Akira znał tę dziewczynę od lat i nigdy nawet nie śmiał podejrzewać jej o posiadanie Wzroku. Niczym nie zdradziła również, że wie o jego przeszłości. Naprawdę była dobra w maskowaniu się. 
A przynajmniej o wiele lepsza niż on, skoro dał się schwytać byle wampirzym podlotkom.
Akemi tymczasem zajrzała w notatki pozostawione przez Maryse i Kazuo i postanowiła przestać owijać w bawełnę.- Jaki kolor włosów ma Christopher?- zapytała znienacka.
-Proszę?- zapytała Reni zdezorientowana.
-Twój chłopak.- sprostowała Akemi.- Ten, który zaginął. Jaki ma kolor włosów?
Renata wstrzymała oddech i spojrzała pytającym wzrokiem na Akirę. No bo, kolor włosów? Skąd nagle takie pytanie? 
Wyraz twarzy bruneta mówił mnóstwo, ale niewystarczająco, żeby mogła domyślić się o co chodziło. Skoczyła szybko jego myśli - mimo, że wiedziała, że nie powinna - aby odszukać to, co ją ominęło. Zdanie "widziało cię w Alicante... z jakimś rudym chłopakiem" zabrzmiało w jej głowie i Reni poczuła się jakby właśnie postawiono jej szacha bez możliwości zrobienia uniku.
-Rude.- przyznała, starając się brzmieć pewnie.
Właśnie nas wkopałam prawda?
-Z raportu Isabelle i Aleca Lightwoodów wynika, że opuszczałaś fabrykę w towarzystwie osoby o ciemnych, najpewniej czarnych włosach. Nie rudych.- doczytała i zamknęła folder.
A jak.
Głowa tokijskiego Instytutu spojrzała kolejno na swojego brata i jego koleżankę. Z ich twarzy można było czysto i klarownie odczytać, że wygrała. Szach-mat.
-Dobra, dzieciaki, nieźle wam szło, ale coś tu się wyraźnie nie zgadza.- Akemi nonszalancko zarzuciła nogę na nogę, ignorując pełne nienawiści spojrzenie Akiry.- Zdaje się jakby bardzo zależało wam na zachowaniu tego dla siebie, więc mam dla was dwie opcje. Pierwsza - wzywam Clave i zabieramy was do Gard, żeby Miecz Anioła zrobił swoje.- Tu spojrzała na Akirę.- Druga - wyśpiewacie mi wszystko teraz, a ja zastanowię się i może spróbuję zachować to dla siebie. Jak będzie?
Renata i Akira wymienili spojrzenia. Oboje czuli, że pierwsza opcja to nic więcej jak straszak, niemniej czy warto było ryzykować? Reni wiedziała, że ostateczna decyzja należy do niej (teoretycznie, należała do Jonathana, ale on chwilowo nie miał prawa głosu), inaczej w ogóle by jej tu nie było.
Po chwili westchnęła.
-Powiemy prawdę.- powiedziała.- Pod warunkiem, że nie opuści ona tego pomieszczenia.
Akemi rozłożyła ręce.- Nie mamy tu kamer.
-Kamer nie.- zerknęła na ścianę po swojej lewej.- Ale może Jace i Clary zechcieliby wejść do środka skoro i tak o wszystkim już wiedzą.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Will: Wiem, że się spóźniłam i przepraszam ;-; Ale są święta i koniec semestru i jeszcze onet usuwa platformę z blogami, więc musiałam się przenieść wordpressa, a to wszystko trochę trwało.
Co prawda jest 26 grudnia, ale nie jest jeszcze chyba za późno na życzenie wam wszystkim Wesołych Świąt i Udanego Sylwestra ^^

sobota, 7 października 2017

Rozdział 29. Przesłuchanie

Niecałe piętnaście minut po tym, jak Renata wróciła do domu od Isao w drzwiach apartamentu jej i Juna stanęło dwóch Nocnych Łowców. Czarnowłosa kobieta o niebieskich oczach - wyglądała na około czterdzieści lat - oraz wysoki mężczyzna o ciemno brązowych włosach i takich samych oczach. Mógł być niewiele starszy od Juna, ale Reni już dawno nauczyła się, że wygląd zewnętrzny Azjatów nie zawsze świadczy o ich wieku. Oboje byli ubrani na czarno, z czarnymi runami widocznymi w miejscach, których nie przykrywało ubranie.
-Słucham?- powiedziała zdziwionym, aczkolwiek uprzejmym tonem. Na pożegnanie Isao ostrzegł ją, że lada dzień może się u niej pojawić ktoś z Clave - w końcu była obecna przy zamieszaniu z wampirami - ale nie spodziewała się, że to będzie tak szybko.
Ciekawe, czy dwóch innych puka właśnie do drzwi Akiry.
Mężczyzna wymienił porozumiewawcze spojrzenie z czarnowłosą kobietą, po czym zaczął przedstawiać siebie i ją po japońsku.
-A, proszę się nie kłopotać, mogę bez problemu mówić po angielsku.- machnęła ręką i uśmiechnęła się.
Mężczyźnie widocznie nie robiło to żadnej różnicy. Kobieta za to odetchnęła z wyraźną ulgą i odwzajemniła jej uśmiech.
-Jestem Maryse Lightwood, kieruję Instytutem w Nowym Jorku.- przedstawiła się  i wyciągnęła rękę, którą Reni przyjaźnie uścisnęła.
-A ja przyszedłem tu właściwie tylko dlatego, że Maryse potrzebowała tłumacza i już czuję się niepotrzebny.- westchnął mężczyzna.- Kazuo, jestem miejscowy.- Z nim też Renata wymieniła uścisk dłoni.
-Renata-
-Ren!- przerwał jej wrzask Juna dochodzący z łazienki. Że też akurat dzisiaj musiał zostać w domu.- Kto przyszedł?!
-Ludzie z Clave!- odkrzyknęła. Jej szczerość wprawiła Maryse i Kazuo w lekkie zdziwienie, ale Renata nie wiedziała żadnego powodu, żeby okłamywać brata w tej sprawie. Zwłaszcza, że...
-To jakaś firma ubezpieczeniowa?!
...prawdopodobieństwo, że załapie było niewielkie. Heh.
Maryse odchrząknęła.
-Czy moglibyśmy zająć pani chwilę czasu... na zewnątrz.- dodała, spoglądając znacząco w głąb mieszkania.
Reni zdusiła śmiech.
-Oczywiście.- powiedziała. Wyciągnęła z rozsuwanej szafy kurtkę i narzuciła ją na ramiona.- Jun, wychodzę na chwilkę!
-Nie daj się znowu porwać!



~~~~ 


Trochę głupio było rozmawiać na korytarzu, gdzie niósł się głos i każdy mógł ich podsłuchać, więc Renata zaproponowała dach, a Maryse zgodziła się. Kazuo nie wyglądał jakby miał w tej sprawie coś do powiedzenia, chyba naprawdę przyszedł tylko z zamiarem tłumaczenia ich rozmowy.
-Zadam pani kilka pytań i chcę, żeby odpowiedziała pani na nie szczerze.- powiedziała Maryse, ani na moment nie spuszczając z Reni wzroku.
-Ma się rozumieć.- Reni przytaknęła.
Wszystko zależy od tego jakie pani zada pytania., dopowiedziała w myślach. Czy Anioły w ogóle mogły kłamać? Netaron powiedział kiedyś, że nie. Ale ona wciąż była po części człowiekiem. Zobaczymy na ile to moje człowieczeństwo się dzisiaj zda.
-Jest pani Przyziemną ze Wzrokiem, tak?
-Owszem.
To nie było kłamstwo, tylko lekkie niedopowiedzenie.
-I przyznaje pani, że była zamieszana w ostatnie wydarzenia-
-Gdyby było inaczej nie byłoby was tutaj.- wtrąciła, otulając się szczelniej kurtką. Naprawdę zaczynało robić się coraz zimniej.
-W istocie. Opowie mi pani o wszystkim czego pani doświadczyła?
I tu zaczynały się schody. Jeśli dotarli też do Akiry - a dotarli na pewno - to jego też będą poprosili o szczegóły. Renata była pewna, że przyjaciel nie piśnie ani słowa o Jonathanie, ale co dokładnie powie? Jeśli podadzą dwie różne wersje może być krucho.
Dobra skup się., powiedziała sobie w myślach i zamknęła oczy. Co Netaron mówił o wnikaniu do ludzkiego umysłu? Jeśli uda mi się dotrzeć do Akiry...
Westchnęła głęboko i na chwilę opuściła barierę ochronną odgradzający jej umysł od reszty świata. Lawirowała myślami po ulicach Tokio nasłuchując głosu Akiry i jednocześnie starając się ignorować wszystkie inne. Maryse nie poganiała jej. Najwyraźniej uznała, że ostatnie wydarzenia wywołały u niej pewną traumę i teraz ciężko jest jej o nich mówić. Niecałe półtorej minuty później udało jej się odnaleźć umysł Akiry. Spojrzała na świat jego oczami. Był w Instytucie w Tokio, w pomieszczeniu przypominającym trochę salę przesłuchań - pozbawionym okien, z jedną tylko parą drzwi, które na chwilę obecną pozostawały zamknięte. Rozmawiał ze swoją siostrą i Inkwizytorem - Robertem Lightwoodem. Z jego myśli wyczytała również, że to najprawdopodobniej Clary i Jace podkablowali na Akirę do Akemi, natomiast do niej dotarto drogą dedukcji - w końcu Akira nie miał na miejscu wielu znajomych, którzy odpowiadaliby jej opisowi, blond włosy w Japonii stanowiły raczej rzadkość. Była jednak zbyt zaaferowana, aby mieć komukolwiek cokolwiek za złe.
To naprawdę działa!
Powstrzymanie cisnącego się na usta uśmiechu kosztowało ją naprawdę wiele wysiłku. Pozbierała się mentalnie w garść i rozpoczęła przedstawienie.
-Byłam na randce ze swoim chłopakiem.- zaczęła, dodając do swojego poważnego tonu nutkę smutku.- Byliśmy w kinie, a potem poszliśmy napić się czegoś ciepłego. W pewnym momencie do kawiarni wpadł Akira. To jest-
-Tak, znam Akirę bardzo dobrze.- przerwał jej Kazuo.- Nie musisz go opisywać.
Reni tylko skinęła głową.
-Czy twój chłopak jest Przyziemnym, tak jak ty?- zapytała Maryse.
-Tak.- odparła. Pierwsze kłamstwo. Zaszumiało jej w głowie i poczuła lekki uścisk w gardle. Ale nie było to na tyle poważne, żeby powstrzymać ją od dalszego mówienia.- Ale ma Wzrok, jak ja.
-Kontynuuj.- zachęciła ją Maryse, kiwając w zrozumieniu głową.
Reni opowiedziała o tym jak zostali zabrani do kryjówki wampirów. Trzymając się relacji Akiry powiedziała, że ona i Jonathan - który oczywiście wcale nie miał na imię Jonathan w tej historii - zostali zabrani i zamknięci osobno zanim zdążyła usłyszeć cokolwiek istotnego z jego rozmowy z hersztem bandy. Wspomniała również o Clary i o tym jak dzięki niekompetencji straży i wczesnej porze dnia udało jej się ją uwolnić.
-Tak bardzo się bałam.- powiedziała płaczliwym tonem, gdy relacjonowała swoje bliskie, niezbyt przyjemne spotkanie z wampirem.
-Ale nie ugryzł cię?- zapytała Maryse i skierowała wzrok na szyję dziewczyny. Wyglądała na naprawdę przejętą.
Renata potrząsnęła głową, choć w rzeczywistości było zupełnie inaczej. Rany zagoiły się całkowicie w kilka sekund po swoim powstaniu. Choćby mieli ich szukać, nie znajdą nawet najmniejszego śladu, świadczącego o tym, że w ogóle istniały. Wiedziała, bo sama na początku ich szukała, nie mogąc wyjść z szoku, że zniknęły.
-Nie zdążył.- wychlipała.- Akira wrócił w samą porę, żeby go powstrzymać.
-Miał coś ze sobą? Słyszałaś o czym rozmawiał z Mickelem?
-Um... chyba... chyba coś a la... jakiś kubek? Kielich może?
Na te słowa Maryse zaświeciły się oczy. Spojrzała na Kazuo z miną "A nie mówiłam?".
-To jednak on ukradł Kielich.- powiedziała do niego.- Od początku wam mówiłam, że jego nagłe pojawienie się w Instytucie, a potem w Alicante nie może być przypadkowe.
Kazuo westchnął.
-Teraz nie wiem czy mam być dumny, że mój szwagier w pojedynkę wykiwał całą straż pilnującą tego żelastwa, czy może wręcz przeciwnie.
-Nawet nie żartuj.- zganiła go Maryse.- To poważna zbrodnia.
-Ale uzasadniona.- odparował Kazuo.- Gdyby czekał, albo próbował komuś powiedzieć zakładnicy mogliby ucierpieć. Wiesz o tym, Maryse.
Słysząc podobną wymianę zdań po stronie Akiry, Reni postanowiła zrobić to samo, co on i po prostu pociągnęła opowieść dalej.
-Potem ja i Chris zostaliśmy puszczeni wolno.- powiedziała, ponownie skupiając na sobie uwagę rozmówców.- Ale powiedzieli, że Akira ma zostać, bo uwolniłam tamtą dziewczynę, a wciąż potrzebny był im jakiś Nocny Łowca. Nie wiem do czego. Myślałam, że umrę ze zmartwienia, ale on wrócił jeszcze tego samego dnia. Cały umazany krwią.- dodała.
Czyli... Akira jednak postanowił wziąć wszystko na siebie. pomyślała. Cóż, skoro i tak go podejrzewali to chyba nie było lepszej opcji. 
Przesłuchanie Akiry i późniejsza kłótnia Akemi z Robertem Lightwoodem skończyła się wielce prawdopodobną opinią Inkwizytora, że jeśli Kielich się odnajdzie, Akira zostanie ułaskawiony, może nawet uznany za bohatera, który wykonał kluczową rolę w zakończeniu wojny. Ale jeśli Kielich się nie znajdzie, to nie ma nawet co liczyć na uniknięcie więzienia.
Gdyby Maryse i Kazuo nie blokowali drogi Renata już dawno byłaby u Isao i pytała co, do diaska, zrobił z tym przeklętym Kielichem. Skoro nie znaleźli go w fabryce to musiał być u czarownika, po prostu nie było innej opcji.
Ale nie, jej przesłuchanie jeszcze nie dobiegło końca. Miało paść jeszcze jedno pytanie i Renata musiała stanąć na wyżynach swoich umiejętności aktorskich, żeby jej uwierzyli.
-Gdzie teraz jest Chris?
Chociaż nie. Wcale nie było aż tak trudno. Wystarczyło, że przypomniała sobie jak czuła się jeszcze wczoraj, kiedy nie wiedziała, że Jonathan siedzi u Isao, zmieniony w białą fretkę.
-Nie wiem.- szepnęła i pozwoliła łzom spłynąć po policzkach.- Nie mam pojęcia.




~~~~



Po kilku pustych słowach pocieszenia - Maryse i Kazuo najpewniej stwierdzili, że "Chris" zginął z ręki jednego z wampirów, albo zwyczajnie dał dyla i ukrył się gdzieś na drugim końcu świata, toteż można się domyślić jak nieszczerze brzmiały ich zapewnienia, że zrobią wszystko, żeby go odnaleźć - i przeproszeniu za roztrząsanie nieprzyjemnych wspomnień dwójka nefilim w końcu pożegnała się z Renatą.
-Nie wracasz do domu?- zapytał Kazuo, widząc, że dziewczyna nie poruszyła się ani o milimetr.
-Chcę tu jeszcze chwilę zostać.- powiedziała tak smutno i jak tylko potrafiła.
Nocny Łowca posłał jej ostatnie spojrzenie i ruszył do wyjścia za Maryse. Drzwi od wejścia na dach zamknęły się za nimi i Reni odczekała całe dziesięć sekund na wypadek jakby mieli wrócić, po czym ściągnęła z siebie kurtkę i karmelowy sweter, który miała pod spodem.
Wciąż nie była przyzwyczajona do skrzydeł, ale uwielbiała uczucie lekkości, które towarzyszyło jej, gdy zrzucała ludzką powłokę. Czuła się wtedy całkowicie wolna. Nie istniało nic, co mogłoby ją ograniczyć. Ale skrzydła nie były osobnym bytem przyczepionym do jej ciała, tylko jego częścią. Miała wrażenie, że posiada dwie dodatkowe kończyny.
-No to jazda.- szepnęła i odleciała.



~~~~


Wpadła do domu Isao jak burza, nie zawracając sobie głowy pukaniem. Właściwie, przeniknęła przez drzwi zanim zdążyła na powrót przybrać materialną, widzialną dla wszystkich formę. Czyli, z perspektywy czarownika pojawiła się znikąd na środku jego kuchni akurat w chwili, gdy parzył herbatę.
-Słodki Merlinie, co ty tutaj znowu robisz?!- wydarł się, ale nie miała mu tego za złe. Sama by się przestraszyła, gdyby była na jego miejscu. W dodatku wylał sobie wrzątek na rękę, to musiało boleć.
-Przyszłam po Kielich.
-Jaki kielich?
-Kielich Anioła.- sprostowała.
I wtedy po plecach przebiegł jej dreszcze strachu. A może Isao wcale nie ma Kielicha? Może nie pomyślał, żeby go ze sobą zabrać, a potem wziął go któryś z wampirów, gdy w pośpiechu opuszczali fabrykę. Jeśli tak, to artefakt przepadł, razem z Akirą.
Isao nie spieszył się z odpowiedzią. Wyglądało na to, że wcale jej nie słuchał. Z grymasem bólu na twarzy osuszył zaczerwienioną rękę i przeklął głośno. Zaczął leczyć rękę za pomocą magii, drugi raz w ciągu dwóch godzin, warto dodać. Najpierw Jonathan teraz jego dziunia, miał dość tych zamachów na swoje życie!
Dopiero kiedy skończył zwrócił się znowu do Renaty.
-Jeszcze raz - czego znowu chcesz?
-Kielicha. Tego ukradzionego z Gard. Potrzebuję go.
-To trzeba było mówić godzinę temu, kiedy tu byłaś zamiast przyprawiać mnie o stan przedzawałowy!
-Masz go?- zapytała, ignorując jego marudzenie.
-Oczywiście, że go mam, myślałaś, że jestem głupi?! Nie zostawiłbym Kielicha Anioła w ruderze pełnej wampirów!
-Dasz mi go?- poprosiła.
Isao wyszedł z kuchni, dając jej znak ręką, żeby poszła za nim. Stuknął palcem w jeden z kieliszków do wina stojących w oszklonym kredensie w salonie, a ten na jej oczach zmienił się w Kielich Anioła.
-Bierz go.- zachęcił, wciąż trzymając drzwiczki do kredensu otwarte.- Mogę wiedzieć do czego jest ci tak potrzebny?- zapytał.
-Dziś w nocy odniosę go do Grad.- powiedziała, obracając naczynie w dłoniach.
-Zupełnie sama?- zapytał zdumiony.- Może chociaż transport chcesz?
-Nie, dam radę.- uśmiechnęła się psotnie i poruszyła skrzydłami, wiedząc, że czarownik jest w stanie je zobaczyć. Może w niewielkim stopniu, ale jednak.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przyjaźń Will i Belli w pigułce:
Bella: Masakra, ratuj.
Will: Nie pisz do mnie, matme mam >.>

wtorek, 26 września 2017

Rozdział 28. O Fretkach i teoriach spiskowych

Następnego popołudnia, po tym jak w końcu udało jej się ochłonąć po ostatnich wydarzeniach i trochę się przespać, Reni wybrała się do Wysokiego Czarownika Ikebukuro. Jonathan opowiadał jej o Isao, czasami słyszała jak rozmawiał z nim przez telefon, ale sama nigdy go nie spotkała. Poprosiła Akirę o jego adres i przyszła, chociaż brunet mówił jej wcześniej, że Jonathana tutaj nie ma, bo sam sprawdzał.
Westchnęła. Owszem, sama wiedziała, że to mało prawdopodobne, żeby go tu spotkała. Niemniej Jonathan już od trzech dni nie dawał znaku życia. Wychodziła z siebie ze zmartwienia mimo iż nowo nabyty instynkt mówił jej, że nic mu nie jest. Sama świadomość, że Jonathan żyje była niewystarczająca. Chciała wiedzieć, gdzie jest i jak się czuje. Chciała móc z nim porozmawiać.
Drzwi otworzyły się nagle i stanął w nich wysoki, przystojny mężczyzna, o oliwkowej cerze, czarnych, kręconych włosach i równie ciemnych oczach. Miał na sobie dżinsy i czarną marynarkę narzuconą na czerwoną koszulkę. Był boso.
-W czym mogę pomóc?
Reni jeszcze raz uważnie mu się przyjrzała, po czym uśmiechnęła się. Z jakiegoś powodu spodziewała się, że czarownik będzie wyglądał trochę jak Albus Dumbledore z mniej dostojną brodą. Dobrze, że się myliła.
-Em... Dzień dobry.- przywitała się.- Nazywam się Renata Yume i chciałam zapytać-
-Ach, Reni.- Neutralny wyraz twarzy Isao nagle rozjaśnił uśmiech.- Isao Morri, ale to już chyba wiesz, skoro do mnie przyszłaś. Wejdź do środka.
Przepuścił ją w drzwiach i od razu zaczął kierować się w stronę salonu. Reni trochę niepewnie ruszyła za nim.
-Kawy? Herbaty?- zaproponował.- Wina?- dodał jakby odruchowo, po czym pacnął się w czoło.- A nie, ty chyba jesteś nieletnia.
-Może wody?- zapytała Reni, odrobinę się rozluźniając.
-Mam sok jabłkowy.
-Więc poproszę.
Isao zniknął w kuchni i wrócił chwilę później ze szklanką soku i półmiskiem ciastek. Postawił oba naczynia na ławie i usiadł naprzeciwko swojego gościa.
-Jonathan nie wspominał nigdy, że jego wybranka jest aniołem.- rzucił swobodnie, a Renata niemal zakrztusiła się kawałkiem ciastka. Szybko popiła sokiem, a następnie spojrzała na Isao z szokiem w oczach.
Był pierwszą osobą - poza Netaronem, oczywiście - która zauważyła. Na początku bała się pokazywać bratu na oczy, a co tu dopiero mówić o wychodzeniu do ludzi na ulicę, w obawie, że ktoś da radę zobaczyć jej skrzydła. Cały wczorajszy dzień chodziła jak na szpilkach, nie czując nawet żadnego zmęczenia po nieprzespanej nocy. Dzisiaj postanowiła dać trochę na luz, co nie znaczy, że iluzja zelżała.
-Bo Jonathan nie wie.- odparła w końcu. Czuła, że Isao jest osobą godną zaufania, a zazwyczaj nie myliła się w takich sprawach.- Właściwie, to sama wiem dopiero od niedawna.- powiedziała, poruszając minimalnie skrzydłami.- Widzi je pan?
-Tak.- powiedział, wpatrzony w przestrzeń za jej plecami.- Nie całe tylko... jakby widmo.
Reni skinęła głową, na znak zrozumienia. Netaron wspominał, że ludzie - i wszystkie inne stworzenia, które mają w sobie choć cząstkę ludzkiej krwi - nie będą ich widzieć. Najwyraźniej Isao miał bardzo silną więź ze światem duchowym. Może to właśnie pozwoliło mu z powodzeniem ściągnąć Jonathana zza światów?
W każdym razie, będę musiała później poćwiczyć tą zmianę kształtu, o której mówił Netaron. postanowiła. To powinno być bezpieczniejsze i prostsze niż stałe bazowanie na cudzej ślepocie.
-Panie Morri- zaczęła, ale Isao przerwał jej gestem ręki.
-Isao wystarczy.- powiedział, w końcu odrywając wzrok od jej skrzydeł.
-Isao,- ponowiła.- Przyszłam zapytać o Jonathana.
-Pytaj.
Reni wzięła głęboki oddech.
-Czy wiesz, gdzie on jest? A jeśli nie, czy dałbyś radę go namierzyć?
Isao zamknął oczy i spuścił głowę, jakby się nad czymś zastanawiając. Kiedy chwilę później znów na nią spojrzał, na jego twarzy gościł szeroki uśmiech.
-Jonathan jest tutaj.- powiedział, czerpiąc satysfakcję z zaskoczonej miny Renaty.
-Ale Akirze powiedziałeś-
-Skłamałem.- przyznał, wzruszając ramionami.- Uznałem, że nie ma potrzeby uświadamiania panicza Kurohany odnośnie stanu Jonathana. Zwłaszcza, że za jakiś czas wszystko i tak wróci do normy. Ale ty, moja droga, to co innego.- powiedział.
-Co to znaczy?- zapytała Reni, niewiele rozumiejąc z pokrętnej gadaniny czarownika.- Mogę go zobaczyć?
Z jakiegoś powodu Isao wybuchnął śmiechem. Wstał z fotela i ocierając wyimaginowaną łzę z oka powiedział:
-Oczywiście, tylko będziesz musiała poczekać, aż go złapię.- To mówiąc wszedł po schodach prowadzących na piętro i zniknął Renacie z zasięgu wzroku.
Przez chwilę słychać było tylko przytłumiony głos Isao i odgłos szurania... czy on przestawiał meble? Renata zaczęła się poważnie obawiać, co takiego zrobił sobie Jonathan - lub co zrobił mu Isao -, że lepiej było nie mówić nikomu o jego "stanie". Usłyszała dźwięk tłuczonego szkła. Co się tam do licha ciężkiego działo?
Po upływie jakiś pięciu minut ponownie usłyszała kroki na schodach i poderwała się na nogi, widząc Isao trzymającego za ogon białego... gryzonia?
-Proszę bardzo, masz swojego chłopaka.- powiedział, starając się zignorować piekący ból w miejscu, gdzie zwierzątko wbijał mu zęby w rękę.
-O mój Boże, zmieniłeś go we fretkę?!
-To gronostaj.- poprawił ją czarownik, po czym syknął głośno.- Jonathan, puszczaj moją rękę, albo zaraz przerobię cię na tatar!
Wciąż zszokowana Renata podbiegła do Isao, zabrała mu swojego chłopaka i wróciła z nim na kanapę. Zaraz po tym jak usiadła, Jonathan wyrwał się z jej uścisku. Reni nie zdążyła zarejestrować, kiedy znalazł się na jej ramieniu, tuż pod włosami z pazurkami wczepionymi mocno w jej sweter. Poczuła na karku delikatne wibracje, kiedy gronostaj zawarczał na Isao.
Czarownik prychnął w odpowiedzi, trzymając się za pogryzioną rękę.
-Dlaczego to zrobiłeś?- zapytała Reni, sięgając po Jonathana, żeby ściągnąć go z ramienia, ale ponownie jej umknął.
-Poplecznicy Mickela są teraz podzieleni. Część podejmuje jeszcze jakieś próby ratowania sytuacji, ale lada dzień Clave ich sprzątnie, to nie ulega wątpliwości. Wojna ma się ku końcowi i w mieście panuje obecnie zupełny chaos.- wyjaśnił siadając na swoje poprzednie miejsce.- Uznałem, że bezpieczniej będzie jeśli Jonathan zniknie na jakiś czas, dopóki wszystko się nie uspokoi.
-A wyraził na to zgodę?- zapytała marszcząc brwi.
-Cóż, nie...
-W takim razie chcę żebyś go odczarował.- zażądała, ostatecznie zostawiając Jonathana w spokoju.
Isao pokręcił głową. Jego ręka iskrzyła się, kiedy leczył ugryzienia.
-Nie zrobię tego.- powiedział.- Nie teraz. Minie parę tygodni, maksymalnie miesiąc i wampiry znikną z ulic, a ci Nefilim, którzy się tutaj pozjeżdżali, wrócą do Idrisu. Wtedy zdejmę zaklęcie. Nie patrz tak na mnie, moja droga, Jonathanowi nie dzieje się tutaj żadna krzywda.- dodał, widząc jak gniew Renaty stopniowo zanika.- Dla niego czas płynie inaczej. Pewnie nie jest nawet świadom, że minęły już prawie cztery dni odkąd znajduje się w tej formie.
Jonathan sam zsunął się z jej ramienia i usiadł na jej kolanach, wpatrując się w nią czarnymi, paciorkowatymi oczami. Reni pogłaskała go delikatnie po miękkim futerku na głowie i długim grzbiecie, aż do ogona zakończonego czarnym pędzelkiem.
-Niech się cieszy, że został gronostajem, zawsze mogłem zmienić go w szczura, a wtedy nie byłby już taki uroczy.- dodał jeszcze Isao.
-Wciąż uważam, że to niesprawiedliwe.- zmroziła go wzrokiem, ale bez wcześniejszej złości.- Myślisz, że jak jesteś Wysokim Czarownikiem to wszystko ci wolno? Mogłeś chociaż się ze mną skontaktować-
Isao jednym pstryknięciem zamknął jej usta. Dosłownie. Potem podszedł do kanapy, na której siedziała i kucnął przed nią, opierając łokcie na jej kolanach. Jonathan zasyczał raz jeszcze i głębiej zakopał się w jej włosach.
-Zdejmę zaklęcie, jeśli obiecasz, że przestaniesz gadać i pozwolisz mi wyjaśnić, co naprawdę stało się, kiedy Akira odprowadził cię do domu. Deal?
Reni przez chwilę wpatrywała się prosto w jego czerwone, połyskujące oczy z cienką, pionową źrenicą. Mimo, że były to oczy demona, to wyglądały na szczere. Skinęła głową.
Isao zdjął zaklęcie i chociaż czuła, że znów jest w stanie mówić, nie zrobiła tego. Tylko dalej patrzyła na niego niecierpliwie, czekając na wyjaśnienia.
Czarownik uśmiechnął się. Wstał z podłogi i usiadł na swoim wcześniejszym miejscu, dokładnie naprzeciwko Renaty.
-Nocne zamieszki na ulicach nie są jedynym powodem, dla którego go tu trzymam.- zaczął tłumaczyć. Reni cieszyła się, że chociaż raz nie owija w bawełnę tylko od razu przechodzi do sedna.- Pewnie nie masz o tym pojęcia, ale po tym jak zostawiliście go z wampirami, Jonathan wpadł w małe kłopoty.- prychnął.- Trochę mało powiedziane. Mickel chciał wydać go Królowej Fearie.
Renata wstrzymała oddech. Jonathan opowiadał jej o Królowej. Dokładnie wiedziała jaka była ich relacja. Co by zrobiła władczyni Jasnego Dworu, gdyby... zabiłaby go? Wydała Clave? Reni nie wiedziała, ale była za to pewna, że wtedy obecność Jonathana przestałaby być tajemnicą. Cały Świat Cieni wiedziałby, że Morgenstern żyje.
Isao był niemal przekonany, że dziewczyna zasypie go gradem pytań, albo zacznie się usprawiedliwiać, że wcale nie chciała go zostawiać. Jednak ona zachowała wszystkie swoje wątpliwości dla siebie i nawet nie pisnęła. Isao był pod wrażeniem. Chodził już trochę po tym świecie i wiedział, że każdego człowieka można wpisać w jakiś stary, powtarzalny schemat. Natomiast Renata wydawała się inna, w każdym tego słowa znaczeniu.
-Jak pewnie się domyślasz, nie doszło to do skutku.- kontynuował Isao po krótkiej przerwie.- Wywiązała się między nimi walka i przez chwilę musiało być poważnie, bo gdy dotarłem na miejsce Jonathan był na skraju przytomności. Stracił sporo krwi, sam by się stamtąd nie wydostał. Tak czy inaczej, wygrał. Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, co to znaczy-
-Zabił ich przywódcę.- wyrwała do przodu, nawet nie czekając aż skończy mówić.- Wampira, który rozpoczął bunt.
-I którego Nocni Łowcy tropili miesiącami, owszem.- parsknął śmiechem.- Kiedy znaleźli jego zwłoki był już ziemnym trupem. Cóż, nie żeby wcześniej nim nie był.
-I dlatego go tu trzymasz? Bo Clave szuka sprawcy?- Reni uniosła brew do góry.
-Clave szuka bohatera.- poprawił ją.- Sprawcy szukają ci zwolennicy Mickela, którzy nie są wstanie pogodzić się z jego śmiercią i pragną zemsty. Co gorsza, wiedzą kogo szukać.
-Kiedy kogoś skrzywdzisz, zawsze znajdzie się ktoś, kto ci odda.- powiedziała Renata, bezwiednie głaszcząc miękkie futerko Jonathana, który znów wrócił na jej kolana, gdy tylko zagrożenie w postaci Isao oddaliło się na bezpieczną odległość.
-Żadna zbrodnia nie przechodzi bezkarnie.- dodał Isao, wpatrując się w białą fretkę - czy tam gronostaja - wzrokiem, którego Reni nie mogła wziąć za nic innego niż troskę.- Dlatego wolę mieć go tutaj. Nie oczekuj, że tak po prostu zostawię go bez opieki, kiedy na drugim końcu Tokio Inkwizytor popija sobie herbatkę. Siedzimy w tym obaj, chroniąc jego, chronię swój własny tyłek.
Renata skinęła głową. Czarownik był specyficzny, ale rozumiała jego powody... i chyba naprawdę zaczynała go lubić.
-Skąd wiedziałeś, że będzie potrzebował pomocy?- zapytała.
-Zakląłem jego miecz. W przypadku wejścia Fosforosa w kontakt z krwią miałem zostać natychmiast powiadomiony o tym czyja jest to krew... i gdzie dokładnie znajduje się miecz.
-Zadziałało.- stwierdziła Reni.
-Perfekcyjnie.
-Dziękuję.
Wcześniej Isao wyglądał na zamyślonego, ale teraz wrócił na ziemię i spojrzał na swoją rozmówczynię odrobinę nieprzytomnie.
-Za co?- zapytał, nie mając pojęcia o co mogło jej chodzić.
-Za wszystko, co dla niego zrobiłeś.- Renata posłała mu przyjazne spojrzenie.- Gdyby nie ty, nie byłoby go tutaj. Mało tego, ty naprawdę się nim zaopiekowałeś. Może masz trochę... zbyt drastyczne podejście, ale wciąż... dziękuję.- powtórzyła raz jeszcze i uśmiechnęła się.
Isao jeszcze chwilę patrzył na nią jakby brakowało jej piątej klepki, po czym wybuchnął śmiechem. Tak bardzo nie oczekiwał, że ktoś mu kiedyś podziękuje, że w pierwszej chwili nie uwierzył, kiedy autentycznie te podziękowania otrzymał. Co prawda, nie od Jonathana, tylko jego narzeczonej, ale co z tego? Prędzej mu gruszka na wiśni wyrośnie niż usłyszy Morgensterna dziękującego komukolwiek.


~~~


Zlokalizowanie Akiry wcale nie było takie proste jak Clary i Jace na początku zakładali. Mężczyzna  był świeżo po przeprowadzce do innego mieszkania i Akemi nie miała jeszcze jego dokładnego adresu, a jedynie okręg, w którym mieszkał. W dodatku od rana nie odbierał telefonu. 
-Często mu się tak zdarza?- zapytał Jace.
Akemi pokręciła głową.- Skądże zazwyczaj odbiera od razu. Z drugiej strony jest jeszcze wcześnie, więc zakładam, że śpi. Oni wszyscy mają nawyk siedzenia w pracy od południa do północy.- wyjaśniła, odkładając komórkę.- A właściwie to dlaczego, chcecie się z nim skontaktować?
Jace i Clary wymienili ukradkowe spojrzenie, po czym zgodnie posłali głowie Instytutu niewinne uśmiechy. 
-Spotkaliśmy go niedawno i pomyśleliśmy, że skoro zna Tokio jak własną kieszeń to byłby świetnym przewodnikiem.- powiedział Jace.
-Mógłby nam pokazać to i owo.- dodała Clary.
Kobieta westchnęła z rozbawieniem.
-Jesteście niemożliwi.- zawyrokowała.- Jeszcze wam mało wycieczek po wczoraj?
Na tym się chwilowo skończyło. Ani Clary, ani Jace nie widzieli sensu w szukaniu igły w stogu siana. Dlatego zamiast szukać mieszkania, postanowili wyszukać w Internecie wytwórnię płytową Owari Entertainment, w której pracował. Już mieli się do niej wybrać, aby zrobić rozeznanie, kiedy do tokijskiego Instytutu przybyli Robert i Maryse z dwudziestką Nocnych Łowców i skutecznie odcięto im drogę wyjścia na kolejnych parę godzin z powodu przesłuchań i masy zamieszania z fabryką. Siedziba wampirów została już względnie zinfiltrowana wczoraj, po powrocie Izzy i Aleca, ale dopiero dzisiaj podzielono się z nimi szczegółami.
-Martwi?- powtórzył głucho Alec.
Robert skinął głową.- Kilkoro zginęło w trakcie walki, co jest zrozumiałe, ale poza nimi na miejscu było jeszcze około trzynaście innych trupów.
Clary wstrzymała oddech.
-Wszystkie wampirze.
I wypuściła powietrze z cichym świstem. Maryse spojrzała na nią wzrokiem dodającym otuchy.
-Nie robiliśmy tam żadnej rozpierduchy.- powiedziała Isabelle.- Nawet nie wchodziliśmy do środka.- Posłała Clary pytające spojrzenie, ale rudowłosa tylko wzruszyła ramionami. 
-I tu właśnie zaczyna się problem.- Inkwizytor westchnął.- Wstępna sekcja i ślady wskazują na trzy różne powody śmierci. Ślady kłów w na skórze jednoznacznie wskazują na jakąś wewnętrzną bójkę pomiędzy członkami klanu i o tyle, o ile to jest jeszcze logiczne, tak zupełnie nie wiemy jak wytłumaczyć spopielone na węgiel ciała we wnętrzu budynku.- przerwał na chwilę.- Oraz fakt, że ich przywódca został zamordowany we własnym gabinecie za pomocą broni serafickiej. 
Izzy, Alec i Simon na te słowa wyszczerzyli oczy ze zdumienia, a Clary i Jace wymienili kolejne porozumiewawcze spojrzenia.
Po zakończeniu oficjalno-rodzinnego spotkania spróbowali jeszcze raz obgadać sprawę, ale nie udało im się wpaść na żaden sensowny pomysł - i tak nie mogli się ruszyć z Instytutu dopóki Clary nie zostanie przesłuchana, co mogło zając trochę czasu. W końcu nie była jedyną osobą w kolejce, Clave udało się schwytać aż szesnastu buntowników.
Dodatkowo, Akemi wyglądała jakby zaczynała kojarzyć fakty zwłaszcza po tym jak dotarła do niej informacja, że jej młodszy brat był widziany w Alicante tuż przed zniknięciem Kielicha. Dlatego, gdy następnego dnia na przesłuchaniu Akemi zapytała ją wprost czy Akira jest zamieszany w całą sprawę, Clary powiedziała prawdę.
------------------------------------------------------
Will: Ogólnie to w tym rozdziale miało być co innego xD Ale doszłam do wniosku, że jest za dużo Renaty, a za mało tej drugiej strony medalu (czyt. Clary), więc chciałam coś dodać o tym i... troszku się rozpisałam ^^" Gomenasai ^^"

niedziela, 27 sierpnia 2017

Rozdział 27 - Fire in my bones [cz.3.]

Wszyscy zawsze powtarzali jej, że wygląda dokładnie tak jak mama, ponieważ miała jej włosy, kolor oczu i szczupłą sylwetkę. Nie do końca się z tym zgadzała. Mimo, że tęczówki miała szaroniebieskie to sam kształt oczu odziedziczyła po ojcu. Podobnie jak nos - prosty, podczas gdy jej mama miała lekko zadarty - i kości policzkowe. Zamiłowanie do przedmiotów ścisłych również musiało pochodzić od taty, pamiętała, że mama nie znosiła odrabiać z nią matematyki. Pisała za to wiersze - Reni doskonale pamiętała dzień, w którym udało jej się dokopać do starego pamiętnika matki przepełnionego poezją i krótkimi nowelami. 
Im Renata była starsza, tym więcej dostrzegała w sobie cech po obojgu z nich. Potrafiła godzinami stać przed lustrem i zastanawiać się które z rodziców obwiniać za taki a nie inny - jej zdaniem niezbyt urodziwy - kształt bioder, czy dłoni.
I teraz kiedy siedziała naprzeciwko Netarona - Arona - wiedziała, że mogłaby w jego przypadku robić dokładnie to samo.
-Jesteś moim bratem.- To nawet nie było pytanie. Cokolwiek anioł by teraz nie powiedział, wiedziała, że ma rację.
Kącik jego ust uniósł się odrobinę, a Reni była w stanie myśleć tylko o tym, że dokładnie ten sam uśmiech widziała lata temu na twarzy ojca.- Chyba raczej byłbym twoim bratem. Trochę się rozminęliśmy, nie?
Aron. Jej brat, który zmarł dwa miesiące po urodzeniu na niewydolność serca.
-Od początku wiedzieliśmy, że umrze.- przypomniała sobie odpowiedź matki, kiedy jako mała dziewczynka spytała co się stało z jej bratem.- Był zbyt słaby, zbyt chorowity. Pytanie nie brzmiało czy, tylko kiedy. Tych kilkadziesiąt dni, które spędziłam z twoim bratem były najszczęśliwszym okresem w moim życiu. Nadal za nim tęsknię.
Potem nigdy już nie prosiła o "braciszka lub siostrzyczkę". Nie miała odwagi. Szukała przyjaciół w szkole, ale ciężko przetrwać w europejskiej podstawówce, kiedy ma się skośne oczy i cały czas mówi się o aniołach. W końcu dała sobie spokój... i zaczęła nieśmiało podejmować próby nawiązania znajomości ze swoim aniołem stróżem. Już dawno zauważyła, że Netaron zawsze zdawał się być tylko odrobinę starszy od niej, ale myślała, że to celowy zabieg mający wzbudzić w niej większe zaufanie. Ale może nie do końca.
Gdyby żył byłby teraz jakieś... trzy lata starszy ode mnie?
-Dlaczego nigdy mi nie powiedziałeś?- zapytała smutnym tonem, wyrzucając sobie w myślach, że nie zorientowała się wcześniej.
-A co by to zmieniło?- odpowiedział pytaniem.
-Pewnie... pewnie patrzyłabym teraz na ciebie inaczej.- wyznała. Netaron zawsze był jej bliski, owszem. Znajdował się gdzieś pomiędzy najlepszym - zmyślonym, warto dodać, ponieważ nikt poza nią go nie widział - przyjacielem, a cieniem podążającym za nią krok w krok, ale nie robiącym nic pożytecznego. Był olbrzymią częścią jej życia, ale nie był jej bratem. To miejsce zostało zajęte przez kogoś innego. Tak jak Renata powiedziała wcześniej Jonathanowi - nie czuła więzi z Aronem, a więź z Netaronem działała na zupełnie innych zasadach. Mimo, że obaj byli jedną i tą samą osobą.
-Widzenie aniołów jest wystarczająco niewinne, aby uchodzić za coś normalnego wśród dzieci. Gdybyś w zerówce opowiadała, że rozmawiasz ze swoim zmarłym bratem nie byłoby już tak kolorowo.- odparł Netaron.
Reni nie wiedziała czy ma to uznać za żart, czy wziąć na poważnie, więc postanowiła nie odpowiadać.
-Więc... jeszcze raz, jak działa ten "nasz przypadek".- spróbowała przywrócić rozmowę na poprzedni tor. Wciągu kilkunastu minut dowiedziała się nie tylko, że jej anioł stróż za życia był - byłby - jej bratem, ale także, że sama jest aniołem i jakoś wcześniej tego nie zauważyła. To było naprawdę wiele do przetrawienia,  a czuła, że ta rozmowa jest jeszcze daleko od końca.- I poproszę jakieś ładne wyjaśnienie, najlepiej jakbyś mi to rozrysował na kartce.
Netaron mruknął, ale po kartkę nie sięgnął.- W takim razie powinienem zacząć od końca.- Odchylił się na krześle i zarzucił nogę na nogę.- My, anioły, jesteśmy istotami eterycznymi, przez co bardzo trudno jest nas zabić. Zazwyczaj nie wdajemy się również w otwartą walkę, więc nasi wrogowie nie mają nawet okazji spróbować swoich sił. Ale czasem...- Tutaj westchnął cicho.- Czasem to... nie do końca się udaje.
Reni przytaknęła, że rozumie. Netaron przeszedł dalej.- Od początku stworzenia wielu z nas również... zmieniło strony, jeśli wiesz o czym mówię.- Kolejne przytaknięcie.- Dlatego i z wielu innych powodów nie możemy sobie pozwolić na ubytki w liczebności. Więc kiedy anioł umiera, jego dusza odradza się w nowym ciele. To jest właśnie nasz przypadek.
Renata nie wiedziała co powiedzieć. Gapiła się tylko na Netarona z wyrazem czystego szoku na twarzy i próbowała przyswoić to, czego się właśnie dowiedziała. Była aniołem, nie tyle z ciała, co z ducha, w dodatku żyła już wcześniej w... poprzednim wcieleniu? Została reinkarnowana? Skoro mogło paść na kogokolwiek innego, to dlaczego akurat na nią?
-To nie my ustalamy, kiedy i jak się odrodzimy.- powiedział Netaron, jakby odgadując jej myśli.- To wszystko Jego wola.
-Czy ty... pamiętasz swoje poprzednie wcielenie?
Netaron pokręcił głową. Kręcona grzywka opadła mu na oczy.- Czasem miewam przebłyski, ale to nic konkretnego. Posłuchaj, nie wiem czy bardzo różnię się od swojego poprzedniego ja, ale wiem jedno - Jego dłoń zacisnęła się na ramieniu Reni w geście dodającym otuchy.- To co uważam, myślę i czuję jest prawdziwe, nawet jeżeli nie zgadza się z poprzednim schematem. Nie mam pojęcia kim byłem dawniej, ale wiem, kim jestem teraz. Na tym powinnaś się skupić, Ren. Na teraźniejszości, a nie na zbędnym roztrząsaniu przeszłości.
-Okej.- szepnęła, spuszczając głowę. Netaron miał naprawdę sporo racji, jednak czuła, że musi minąć trochę czasu zanim znów będzie się czuła w swojej skórze jak u siebie.
Następną chwilę spędzili w ciszy, Netaron chciał dać jej trochę czasu na ochłonięcie, aż w końcu, kiedy wskazówka minutowa na zegarze przybliżyła się do dwunastki, wstał i po cichu odstawił fotel na miejsce.
-Niedługo będzie świtać.
-Tak. I?- odparła, unosząc głowę.
-Chodźmy na dach.- powiedział.- Jest jeszcze jedna rzecz, którą muszę zrobić.

~~~
Kiedy podążała za swoim martwym bratem/aniołem stróżem na dach opatulona w miękki, kremowy sweter, nie miała pojęcia czego może się spodziewać. Myślała, że dzisiejszej nocy limit szokujących rzeczy został już wyczerpany. Nic bardziej mylnego.
-Zdejmij sweter.- poprosił, zatrzymując się trochę ponad metr przed nią.
Renata zgłupiała.- E? Po co?
-Po prostu go zdejmij.- powtórzył Netaron.
-Ale jest zimnooo.- jęknęła.
-Jeżeli lubisz ten sweter, to lepiej go zdejmij. Zaufaj mi, wiem co mówię.- za argumentował.
Reni uniosła powątpiewająco brew, ale wyraz twarzy Netarona był na tyle poważny, że w końcu zsunęła sweter z ramion i odłożyła go na obok na ziemię.- Co teraz?- zapytała.
-Teraz może trochę zaboleć.- odparł i zanim dziewczyna zdążyła zaprotestować położył jej rękę na głowie. Widziała jak jego oczy na ułamek sekundy rozbłysły, a potem uderzyła w nią fala lekkości, zupełnie tak jak wtedy w fabryce. Poczuła silne mrowienie na plecach, tuż za łopatkami... i nagle jej skóra w tamtym miejscu została rozerwana razem z materiałem bluzki, którą miała na sobie. Wciągnęła powietrze z sykiem, bo to, kurna, przyjemne nie było, ale ból zniknął na tyle szybko, że ledwie zdążyła go zarejestrować. Odruchowo sięgnęła ręką do miejsca, z którego rozchodziło się to dziwne ciepło i wyczuła pod palcami punkt - dwa punkty -, gdzie skóra łączyła się z czymś o wiele, wiele twardszym. Natychmiast zabrała rękę. To były kości. Kości, które szybko zaczęły pokrywać się warstwą mięśni. Potem pojawiły się pióra.
Cały proces nie trwał więcej niż minutę. Renata była wyczerpana, nogi miała jak z waty i tylko szybka reakcja Netarona uchroniła ją przed upadkiem. Oparła się o niego z wdzięcznością.
-Żyjesz?- zapytał cicho.
Przytaknęła. Powoli zaczynało jej już przechodzić.
Obejrzała się przez ramię, natrafiając wzrokiem na swoje nowe skrzydła. Były prawie jej wielkości - grzbiet znajdował się mniej więcej na wysokości oczu, a najdłuższe lotki kończyły się tuż nad ziemią - i wyglądały na ciężkie, mimo że dla Reni nie ważyły praktycznie nic. Spróbowała nimi poruszyć i, o Jezu, jakie to było dziwne. Wydawało jej się, że czuje każde pióro z osobna.
-Mo-mogłeś mnie ostrzec.- odezwała się i aż ją zamurowało. To nie był jej głos! To znaczy... był, ale brzmiał inaczej. Dźwięczniej, melodyjniej.
-To jak ze zrywaniem plastra, najlepiej zrobić to szybko i z zaskoczenia.- Netaron podniósł z ziemi jej sweter i wyciągnął rękę, aby jej go oddać.
Renata owszem, sweter przyjęła, ale co zrobić z nim dalej już nie wiedziała.- Emm. Będę teraz musiała wyciąć w nim dwie wielkie dziury, czy coś?
Netaron zaśmiał się.- W żadnym wypadku.- Zabrał od niej sweter i zarzucił go na jej ramiona. Ku zdumieniu Renaty ubranie przeniknęło przez skrzydła jakby w ogóle ich tam nie było.- Pamiętasz co mówiłem o postaci astralnej?
-Że mogę ją przyjąć?
Przytaknął.- Tak. Możesz sprawić, że całe twoje ciało, albo jego część stanie się niematerialne. Będziesz musiała się teraz dobrze pilnować, przynajmniej dopóki nie nauczysz się lepiej nad tym panować.- W jednej chwili jego ludzkie przebranie zniknęło i Netaron znowu był sobą.- To, że czegoś nie widać nie znaczy przecież, że tego nie ma.
-Umm.- mruknęła.- Pewnie jest jeszcze cała masa rzeczy, których muszę się nauczyć, nie?
-Oczywiście, że tak.- potwierdził.- Ale większość z nich przyjdzie z czasem. Na razie musisz pamiętać tylko o jednym - ciało jest jedynie naczyniem. Dostosuje się i przyjmie taką formę, jaką mu każesz. Umysł musi grać pierwsze skrzypce.
Oboje poczuli na twarzach ciepłe promienie, gdy nocna szarość stopniowo znikała z nieboskłonu.
Nad Tokio wschodziło słońce.
~~~
Następnego dnia od samego rana Clary i Jace zmuszeni byli zmierzyć się z dość naglącym problemem - zachować Jonathana w tajemnicy, czy powiedzieć o nim reszcie?
-Wiesz, że nie mogę okłamać Aleca.- powiedział blondy do swojej żony.- To znaczy mogę, ale z marnym skutkiem. Będzie wiedział, że ściemniam nawet jeśli się nie odezwę.
Clary nie mogła się z tym nie zgodzić. Okłamywanie któregokolwiek z ich przyjaciół nie przyniosło by większego efektu - byli na to zbyt zawzięci i znali się zbyt dobrze. Z drugiej strony, powiedzenie im wprost o Jonathanie też nie wydawało się najlepszym pomysłem. Wiedziała, że z Simonem nie byłoby większych problemów, ale Izzy i Alec? Po tym co się stało z Maxem miała wątpliwości jak rodzeństwo mogłoby się zachować.
Może dawniej by się nie wahała. Jeszcze dwa dni temu wydałaby brata Clave bez chwili zwłoki. Ale to było zanim została porwana i zanim Jonathan i Renata uratowali jej życie. Teraz czuła, że jest im winna chociaż możliwość wytłumaczenia się i wiedziała, że Clave nie da im tej możliwości.
-Więc co robimy?- zapytała, bo sytuacja serio wydawała się bez wyjścia.
Jace zmarszczył brwi.- Nie mamy żadnego kontaktu do Jonathana, nie?
Clary pokręciła głową.- Widziałam go tylko raz i to było zanim został wysłany do Alicante. Nie wiem gdzie jest teraz, ani czy w ogóle jeszcze żyje. Niby możemy spróbować dotrzeć do tego czarownika, o którym ci mówiłam, ale nie mamy pewności czy rzeczywiście ma on coś wspólnego z Jonathanem...
-Czekaj.- przystopował ją.- Powiedziałaś, że Akira też tam był.- Clary skinęła głową.- Rozmawiałem wczoraj z Alec'iem, kiedy wrócili z Iz do Instytutu. Powiedział, że widzieli dwójkę ludzi opuszczających fabrykę po południu.
-Tylko dwójkę?
-Ta. Powiedzieli, że ich nie kojarzą, więc to musieli być Akira i ta laska, o której mówiłaś.- powiedział.
Zmartwiła ją trochę świadomość, że Jonathan nie uciekł razem z resztą, ale w końcu mieli jakiś punkt zaczepienia.-Myślimy o tym samym?- Uśmiechnęła się.
-Przetrwać śniadanie i dorwać Akirę?
-Zdecydowanie tak. Akemi na sto procent będzie wiedzieć gdzie go znaleźć.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Will: Jestem coraz bardziej przekonana, że przekręcasz imię Jace'a tylko dlatego, że wiesz, że się wkurzę gdy to zobaczę.
Bella: No pewnie, że tak xD
Will: Dzięki, sis -,- Kupię ci słownik na urodziny.
Bella: *ignoruje* Ten drugi fragment z Izzy muszę jeszcze dokończyć, ale zapomniałam laptopa >.>
Will: *dalej swoje* Albo książeczkę z angielskimi imionami dla dzieci, żebyś zobaczyła, że (zapis celowo fonetyczny) Dżejs to nie jest to samo co Dżek.
Bella: *wzdycha* No okej x3 Co myślisz o gabinecie Isao?
Will: Że to był gabinet Isao?!... hym, nawet pasuje, ale co Izzy tam robi? xD I kiedy przede wszystkim?
Bella: Nie wiem, sama nie ogarniam x3